niedziela, 15 grudnia 2013

Shoot me down, but I won't fall. I am titanium.




Edit: 4 stycznia 2014
Każde zdjęcie przenosi do zakładki. 
Fc: Emilia Clarke
Mam nadzieję, że forma pasuje.
Rasa autorska.
Bry.

42 komentarze:

  1. [Cześć! Czekałam na Ciebie! Naprawdę! Zaraz zapoznam się z kartą, ale... Cudowna Emilia. <3 ]

    Maisie

    OdpowiedzUsuń
  2. [Nie mam tu postaci, ale wpadłam na Excalibura i muszę zapytać.
    Gabrych?]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć, ja również za moment obczaję kartę, ale chcę już pochwalić trafny wybór Emilki jako buźki postaci. Bardzo ją lubię :D]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Wracam już z przeczytaną kartą. Oryginalny pomysł z tą rasą. Taka dosłowna interpretacja połączenia się z własną bronią czy coś w tym rodzaju, fajnie sklecony też opis powstania Excalibura z ciała dziewczynki. I chciałbym też zaproponować może nie sam wątek, a jakąś część pomysłu na niego. Wspominałaś w karcie o włóczni przeznaczenia. Tak się składa, że Erik kiedyś jak jeszcze wierzył w ideologię nazistowską był w grupie archeologicznej poszukującej artefaktów, które mogłyby wzmocnić pozycję Rzeszy takich jak Święty Graal czy właśnie tą włócznie. A jeśli dobrze wywnioskowałem to Twoja postać znała tą Włócznie. Więc jakby Erik w jakiś sposób dowiedziałby się o tym to mógłby zacząć wypytywać o położenie włóczni i jej historię po zaginięciu. Co o tym sądzisz?
    Ps. Dzięki za pochwałę KP, ale poczułem się nieswojo bo nie uważam, że te wypociny są warte aż takich komplementów :D]

    Erik

    OdpowiedzUsuń
  5. [Łał czytałam kartę kilka razy i po prostu... Łał.
    Świetny pomysł na postać. Bardzo podobała mi się cała historia "stworzenia" twojej bohaterki i wplecenie w to historii Króla Artura z tej innej perspektywy. Rasa i jej opis jest mega intrygujący :)
    Kończąc, serdecznie witam!]

    Hilja

    OdpowiedzUsuń
  6. [Witam piękną Emilię na blogu! Za wizerunek cię kocham, za pomysł na postać jeszcze bardziej. Po prostu... karta jest świetna, cała historia tworzenia Świętych wydaje się jednocześnie taka realna i fantastyczna. No i za wybór Excalibura dostajesz ode mnie +10 punktów na starcie :D
    No, do wątku zaproszę, ale pomysłów zero :(]

    Hestia

    OdpowiedzUsuń
  7. [Właśnie nie byłam pewna, czy się odmienia, gdyż imię rodzaju męskiego ciężko odmienić w stosunku do kobiety, dlatego wolałam pozostawić bez odmiany :D Ale okej, będę odmieniać :)
    No wątek trzeba koniecznie, myślę o nim niemal od samego początku.
    Wspólne wycinanie choinki na Gwiazdkę? :D Tudzież inny motyw świąteczny xD Oczywiście, żartuję (no chyba, że przypadnie Ci do gustu :D)
    Jakaś akcja, czy wątek bardziej "statyczny"? :) ]

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  8. [po zcasie dopiero się zebrałam na przeczytanie karty... witam ;) świetny pomysł! bardzo oryginalny i łądnie dopracowany ;) skoro ona pracuje w barze... to jest szansa, ze w tym samym co Sol i by się znały? ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  9. [O proszę :D Cieszę się, że się spodobało. Alastar mógłby nawet spróbować upiec pierniczki z tej okazji xD
    Co do relacji... Nie wiem jak sobie je wyobrażałaś, dlatego też ciężko mi cokolwiek podpowiedzieć. Dla mnie zarówno relacje ojciec-córka czy też if-ju-noł-łot-aj-min pasują :) Chociaż, skoro poznali się, kiedy Alastar był jeszcze żonaty, to obstawiałabym to pierwsze, acz, jak mówię, tutaj jak Ci pasuje :)
    Mam zacząć wątek? :) Dla mnie to żaden problem :)]

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  10. Pojęcie "ciepła rodzinnego" dla Alastara od dawna nie było niczym innym, jak tylko miłym obrazkiem, który może obserwować z boku. Odkąd przepadła jego bogini, odkąd stracił Excalibur tym bardziej odsunął się od ludzi, nie chciał się z nikim wiązać, aby nie musieć na nowo przeżywać tego bólu.
    Jednak odkąd dziewczyna znów była z nim, jakby zaczął na nowo wczuwać się w rolę... ojca. Gdyż jasnowłosa była dla niego właśnie jak córka. Była wspomnieniem po bogini, ale również jedyną żyjącą kobietą, która znałaby go tak dobrze.
    Ich dom nie był duży, a przytulny tylko dzięki dziewczynie. Alastarowi ciężko było dbać i takie detale. Zawsze kręcił nosem, marudził, że się na tym nie zna. To było tak bardzo w jego stylu.
    Jednak tego dnia dopisywał mu humor. Zbliżały się święta, których, co prawda on nie zwykł obchodzić, jednak chciał zrobić coś miłego, dla swojej najbliższej osoby. Najpierw udał się do lasu, gdzie ściął choinkę, którą później mieli wspólnie ozdobić, a następnie zakasał więc rękawy, przywdział fartuch (a że dostępny był tylko ten w różowe serduszka, to naprawdę nie jego wina) i zabrał się za produkcję świątecznych pierniczków. Oczywiście, robił to w stylu wojownika, zatem kuchnia coraz bardziej przypominała pobojowisko. Cały utytłał się w mące, jajkach, kakao, ale koniec końców po mieszkanku roznosił się słodko-korzenny zapach ciastek. Teraz musiał tylko przypilnować, aby nie spłonęły.
    Otrzepał się pośpiesznie, kiedy usłyszał jak drzwi się otwierają. Wyjrzał z kuchni, zdając sobie sprawę z tego jak wygląda.
    - Już wróciłaś? - Zapytał. Zwykle kończyła pracę nieco później.

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [właśnie uświadomiłam sobie jak bardzo tekst jest beznadziejny O_O Następne będą lepsze,obiecuję :*]

      Usuń
  11. No dobrze, może i Kot nie był ucieleśnieniem męskości w tym fartuszku w serduszka i mąką na nosie, ale starał się jak mógł, aby Excalibur była szczęśliwa. Wciąż odczuwał wyrzuty sumienia za to, że tak po prostu ją porzucił. Sam mało nie oszalał kiedy widział w jakim jest stanie po powrocie. Na całe szczęście wszystko wróciło do... normy. O ile można tak powiedzieć, bo mimo wszystko takie życie jakie wiedli w Last Salvation normą dla nich nie było. Mimo wszystko starał się jak mógł. Nieba by jej teraz przychylił, gdyby tylko było to możliwe.
    - Cieszę się, przecież... - Podrapał się po nosie z konsternacją. Miał nadzieję, że zanim dziewczyna wróci, pierniczki będą gotowe. Nawet lukru nie zdążył zrobić! Ale taka sytuacja też miała swoje plusy. Może będą mogli ozdobić ciasta razem? - Piekę pierniczki. - Odpowiedział, co było dobrym wyjaśnieniem zarówno na pierwsze jak i na drugie pytanie. Zawsze, kiedy robił coś w kuchni, wyglądała ona później, jakby wybuchła w niej bomba. Zniknął znów w kuchni, aby dojrzeć ciastka. W końcu, byłoby szkoda gdyby teraz się spaliły. Kto wie, może nawet nie będą twarde jak kamień?
    - Jak było w pracy? - Zapytał, kombinując jak wyjąć rozgrzaną blachę i jednocześnie się nie poparzyć. To już był swojego rodzaju rytuał. Zawsze się przymierzał co najmniej dziesięć minut, aby wydobyć coś z piekarnika.

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  12. Już właściwie miało mu się udać wyciągnąć blachę i nawet się nie poparzyć, kiedy usłyszał jej słowa i ręka mu drgnęła. Syknął cicho i uchronił jakimś cudem ciastka od upadku na ziemię.
    - Ała ała ała ała ała... - mruczał pod nosem i w podskokach dotarł do stołu, gdzie wręcz miotnął blachą. Ciastka ocalały, ale jego palce już nie bardzo. Chwycił płatki uszu, jak to zwykle czyni się przy poparzeniach.
    Zastanawiał się jak to w ogóle możliwe, aby podejrzewać go o romans z Excalibur. Przecież on mógłby być (no i poniekąd był) jej ojcem!
    - Świetnie, niech mnie jeszcze zamkną za pedofilię... - mruknął rozeźlony. Otrzepał ręce i spojrzał na swoje dzieło, które wśród ogólnego chaosu prezentowało się całkiem nieźle. - Nie przejmuj się nimi. - Zalecił. - Brakuje im sensacji, dlatego tak mówią. W końcu im się znudzi. - Odebrał od niej zakupy, schował mięso i wino do lodówki, a owoce wysypał do misy. Ciastka, tym razem nieco bardziej uważnie wystawił w bezpieczne miejsce, aby ostygły.
    - Widziałaś choinkę? - Zapytał tonem, który już sugerował, że odpowiedź ma być pełna zachwytu, inaczej obrazi się na wieczność, albo i dłużej. - Złaziłem chyba cały las aby ją znaleźć. - Przez co oczywiście nie pracował, jednak on mógł sobie na to pozwolić. W końcu sam sobie był szefem. - Trzeba znaleźć ozdoby. Nie wiem gdzie je wepchnąłem ostatnim razem... - Przyznał z konsternacją. Ich nieduży strych był istną graciarnią, gdzie znalezienie czegokolwiek graniczyło niemal z cudem. Może właśnie dlatego czekał, aż Excalibur wróci z pracy i podzieli z nim los odkrywcy skarbów.

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  13. [To ja wracam z pomysłem, jak mówiłam, choć nie wiem czy będzie na tyle ambitny, by mieszać twą ciekawą postać :D
    Czy Excalibur w Last Salvation da się wykraść pod postacią miecza? Złodzieje mieliby niezłą jazdę, jakby wykradziony miecz nagle zmienił się w kobietę.]

    Algar

    OdpowiedzUsuń
  14. [ok, pomysł mi jak najbardziej pasuje! ;) ]

    Sol zamknęła na moment powieki i odsapnęła. Było bardzo wcześnie, na zewnatrz panowała jeszcze szarówka, a ona już czuła zmęczenie. Podwiązała blyszczące lańcuchy przy oknach baru, teraz pozostawały sztuczne gwiazdy wigilijne, czerwone piekne kwiaty, kilka stroików z sosenki no i oczywiście jemiołka. Tylko to wiąząlo się z ryzykiem, ze teraz podchmieleni klienci nie tylko będa ją zaczepiać przez krótki fartuszek, ale i będa wykorzystywac tę dekoracje! I wtedy mówienie o tym, że jej rosły narzeczony jest zazdrosny, to na nic się zda...
    Z zamyslenia wyrwało ja pojawienie sie młodej blondyneczki. Cóż... wygladajacej na młodą. Sol gdzieś głeboko czuła, że ta dziewczyna, to kryje w sobie wiecej tajemnic, niz inejedna istota zamknieta w azylu.

    OdpowiedzUsuń
  15. Śnieg padał obficie, pokrywając małymi płatkami całe miasto. Ludzie starali się chować w domach. Nadchodziły święta i wszyscy pławili się w radości z tego powodu. Niektórzy samotnie czy na wielkich balach, inni w gronie przyjaciół i rodzin.
    Złodzieje nie obchodzili świąt. Wtedy nie mieli wolnego czasu. Owa pora była najlepsza do skoków, większych lub mniejszych. Wszyscy zacni mieszkańcy Last Salvation opuszczali swoje miejsca pracy, zostawiając je niestrzeżone i wprost wyjące o uwagę rabusiów.
    Algar obserwował właśnie jeden taki zakład pracy. Nie były to może imponujące rabunki, jednak wystarczały na podstawowe opłaty i sprzęt. Pomimo ilości zrabowanych skarbów, złodziejom nie żyło się tak kolorowo. Algar rozważnie odkładał co większe sumy na swoją „przyszłą emeryturę”. Nie zamierzał jeszcze tak szybko ustępować pola, jednak warto było się już przygotowywać. Da szansę młodzikom, gdy wykona największy skok w swoim życiu. Póki co taki się nie szykował, więc i emerytura odchodziła w niepamięć.
    W pracowni złotnika było ciemno. Nie paliła się nawet najmniejsza świeczka. Algar nie zamierzał tłuc się głównymi drzwiami, ktoś mógłby go przyuważyć. Na jego szczęście po drugiej stronie było okno. Stał oparty o zmrożoną ścianę i obserwował budynek, czekając aż ludzie na ulicy przesieją się.
    Czas nadszedł...
    Algar naciągnął chustę na nos, przebiegł cicho i szybko na drugą stronę, spoglądając na okna. W końcu znalazł odpowiednie. Rozejrzał się szybko dookoła i wyciągnął łuk. Całe szczęście wieczór zaczynał ukrywać jego czyny. Wyciągnął strzałę z liną i nałożył ją na cięciwę. Naciągnął mocno łuk. Strzała poszybowała i wbiła się mocno w drewnianą belkę dachu. Złodziej sprawdził czy utrzyma jego ciężar i zwinnie wspiął się do okna. Nie było dla niego problemu otworzyć je, toteż w ułamku sekundy wskoczył do ciepłego pomieszczenia. Wyrwał strzałę z belki i schował ją do kołczanu, zamykając okno.
    Rozejrzał się po pokoju. Było tutaj niesamowicie ciemno. Mechaniczne oko wariowało próbując znaleźć jakieś źródło światła, a soczewki przekręcały się z cichym zgrzytem. Algar zauważył naszyjnik leżący na szafce nocnej. Zgarnął go i schował do kieszeni.
    Miał nadzieję, że na dole złotnik miał więcej skarbów.

    Algar

    OdpowiedzUsuń
  16. [Ja chcę więc wątek, który Ty zaczniesz (proszę ♥).
    No to już mamy ustalone, że koledzy. Jako iż Dukke w LS jest od niedawna - mogli się poznać niedługo po jego pojawieniu się, a teraz szwendają się razem, bo co innego do roboty.]

    Dukke

    OdpowiedzUsuń
  17. [Więc nie mam pomysłów, bo nie jesteśmy cudotwórcami z Dukke...]

    Dukke

    OdpowiedzUsuń
  18. [Mnie pasuje ♥ Zacznij, błagam.]

    Dukke

    OdpowiedzUsuń
  19. [Jak Ci wygodnie. Nie lubię pisać długościowo, bo wiem, że raz uda się dać komuś więcej, a raz mniej.]

    Dukke

    OdpowiedzUsuń
  20. Sol wydawalo się, że czuje tu, wewnątrz baru to straszne zimno, ten ziab i chciała już nawet rzucić jakieś zaklęcie rozgrzewające, ale albo zjarałaby lokal, albo podpaliłaby klientelę. Kominka tu nie było i nie miała jak się rozgrzać, eksperymentować nie chciała, a na dodatek i tracić mocy. Nie przed kolejną misją.
    Spojrzała na dziewczyne i rozejrzała się po sali lokalu. Dekorowanie było czyms, co uwielbiała. Mogłaby wszystko i wszystkim urządzic, ale jakoś… cóż, nie chciała się nikomu nigdzie pchać.
    - Myslę sobie…. – mruknęła cicho pod nosem – że możemy je poustawiać na każdym stoliku jako stroik, zamiast tych wazoników, a je z kolei schować na zapleczu na wiosnę – zaproponowała pogodnie. – Co ty na to? – uśmiechnęła się delikatnie i odwróciła do dziewczyny.
    Spóźnienie tamtej jej nei przeszkadzało. W sumie nic jej nie przeszkadzało, ona tu nie była szefem przecież.

    OdpowiedzUsuń
  21. Do pomysłu wycinania gwiazdek z papieru podszedł raczej sceptycznie. Mieczem umiał wycinać najbardziej wymyślne wzory w bebechach ludzi i innych istot, jednak wcale nie był pewny, czy tak sprawnie pójdzie mu obsługa nożyczek. Istniało duże prawdopodobieństwo, że poucina sobie paluchy i tyle z tego będzie.
    Jak zwykle musiał sobie pomarudzić, jednak tym razem zachował marudzenie własnemu umysłowi. Nie chciał psuć humoru dziewczynie. Widok jej uśmiechniętej twarzy na widok choinki wynagradzał mu wszystkie trudy.
    Z niepokojem obserwował, jak dziewczyna coraz bardziej rozkłada się w pozycji horyzontalnej, co nieuchronnie prowadziło do tego, że wszystko będzie musiał robić sam. Nie powiedział jednak ani słowa. On sobie zrobił wolne, ona pracowała, zasługiwała zatem na trochę odpoczynku.
    - W porządku, poszukam ich tam. - Odparł zapamiętując lokalizację. Wrócił do kuchni i odgrzał zupę, którą przygotował na obiad. Gdyby ktoś usłyszał, że dzielny wojownik robi obiadki swojemu mieczowi, pewnie popukałby się w głowę, jednak sam Alastar przyzwyczaił się do tego. Już się czuł, jakby przez całe wieki nie robił nic innego. Miał tylko nadzieję, że przez to machanie chochlą nie zapomni jak macha się mieczem.
    Postawił talerz na stoliku przy kanapie na której leżała dziewczyna. - Zrobię, zrobię, ale najpierw zjedz coś ciepłego. - Odparł i sam klapnął na fotel stojący obok. Poruszył się niespokojnie. - Wcale nie jestem zestresowany... - burknął nieco obrażony. Może jego życie seksualne nie wyglądało tak, jakby to sobie wymarzył, jednak on nie szukał póki co miłości, a nieprzyjemną cechą większości kobiet było to, że uważały iż kiedy pójdą razem do łóżka, na drugi dzień powinien się oświadczyć.
    Była taka jedna, gdzie mógłby przemyśleć takie rozwiązanie. Ale ona go nie lubiła, delikatnie mówiąc. Zmarszczył brwi i zacisnął usta w wąską kreskę, co świadczyło o pewnej dozie frustracji z jego strony.
    Pokręcił głową. Teraz naprawdę były ważniejsze problemy niż jego sprawy sercowe.

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  22. Algar przeczesywał po kolei cały zakład. Co prawda wiele na piętrze nie znalazł, ot kilka babskich bibelotów. Miał jednak nadzieję na parterze znaleźć co lepsze dobra. Poruszał się cicho, ani jedna deska nie zaskrzypiała pod jego miękkimi butami. Ciemność doskonale ukrywała odzianą w czerń postać. Złodziej zamknął za sobą drzwi pokoju i ruszył na dół schodami. Przytulił się do ściany i ostrożnie patrzył czy nikogo nie ma w sklepie.
    Los się do niego uśmiechnął, nie widział żadnego ruchu i nie czuł niczyjej obecności.
    Wszedł do małego zakładu. Całe pomieszczenie skrzyło się od mnogości ozdób świątecznych. Algar uśmiechnął się pod nosem. Może powinien coś takiego powiesić sobie w wieży zegarowej?
    Heh... Głupi jesteś złodzieju.
    Mężczyzna wstrzymał oddech widząc błyskotki nad którymi pracował złotnik. Podszedł do nich ostrożnie i podniósł jedną z nich do oczu. Świeciła cudownym, bogatym blaskiem, który grzał złodziejską duszę. Szybko schował przedmioty do plecaka i kieszeni stroju. Przezornie i z uwagą oglądał każdy kąt pokoju. Przesuwał książki i otwierał szafki. Kilka dodatkowych świecidełek wpadło mu do sakiewki.
    Algar odwrócił się w stronę obrazu. Uśmiechnął się czupurnie. Takie rzeczy zawsze coś skrywają. Podszedł i dotknął ramy. Twarde drewno było niesamowicie zimne, jednak rabuś nadal sunął po nim palcami. W końcu znalazł coś na co jego serce zaczęło bić szybciej. Malutką, ledwo wyczuwalną wajchę. Przesunął ją, a ta zgrzytnęła uparcie. Odwrócił głowę ku ścianie obok, widząc jak otwiera się skrytka. W środku był niepokaźny sejf, lśniący metaliczną zielenią.
    Algar wyciągnął oba wytrychy, kwadratowy i trójkątny, zaczynając grzebać w zamku. Bębenki były uparte i długo nie chciały puścić. Złodziej wyciągnął jeszcze spinkę próbując sobie dopomóc. Niepokorny rygiel puścił w końcu, a Algarowi aż oczy zaświeciły się z zadowolenia. No proszę... Tutaj złotnik ukrywał większą część swoich zleceń i skarbów. Bandzior sprawdził jeszcze, czy aby na pewno nigdzie nie czai się pułapka i uradowany z łupu schował go delikatnie do plecaka, zawijając co kruchsze skarby w szmaty. Paser Ber będzie musiał wynaleźć naprawdę dużo pieniędzy za owe pyszności.
    Algar zamknął sejf oraz skrytkę. Tak, jakby nigdy go tu nie było. Miał już zamiar wychodzić, widząc, że nic więcej nie znajdzie, ale nagle coś przykuło jego wzrok.
    Miecz. Cudownie lśniące w świetle nocy ostrze. Leżało tak niewinnie na krześle. Algar zazwyczaj nie zabierał takich przedmiotów, były zbyt nieporęczne do przeniesienia, ale ta brzytwa... Mamiła jakimś nieziemskim czarem, a sama w sobie wyglądała na dość cenną. Który normalny złodziej przepuści taką okazję? Zwłaszcza, gdy przez machinacje Rady biznes coś ostatnio się nie kręci.
    Alar szybko zawinął ostrze w ostatni materiał oraz sznur i przymocował go wygodnie do pleców. Szybko wyszedł z mieszkania oknem, upewniając się, że właściciel się prędko nie zorientuje o kradzieży. Nieśpiesznie przeszedł kilka ciemnych ulic, póki nie odnalazł wejścia do kanałów. Z pewnością znajdzie tam Bera i opchnie mu te świecidełka.
    Złodziej uniósł właz i zagłębił się w smród oraz ciemność miejskich ścieków.

    Algar

    OdpowiedzUsuń
  23. Mimo, iż w sumie nie rozmawiali między sobą na ten temat, to on zastanawiał się nad tym samym. W końcu nie wydawało się to całkiem bezinteresowne, taki azyl dla istot paranormalnych... Chyba już weszło im w krew węszenie wszędzie jakiś podstępów, spisków i nieszczęść. Za bardzo przywykli do wojen, bitew, mieli zbyt wielu wrogów, aby teraz tak po prostu uwierzyć, że ktoś chce im dać ciepły domek i odrobinę spokoju. Że przyszło im to tak łatwo. Co prawda Alastar zapierał się jak mógł, żeby tylko tu nie trafić, jednak trafili. Może to i dobrze?
    Zamyślił się i przez jakiś czas jej nie słuchał. Wciąż myślał o tym, co przydarzyło mu się zaledwie wczoraj, a o czym wciąż nie powiedział Excalibur, chociaż powinien. Nie był pewny, jak to wszystko się dalej potoczy i jak na to zareaguje dziewczyna. W końcu to, że Afrodyta żyje, że odnaleźli się po tych wszystkich latach nie świadczyło jeszcze o tym, że znów będą tworzyć szczęśliwą, choć nieco dziwaczną rodzinkę.
    Dopiero kiedy poczuł ostry ból w policzku, ocknął się z tych snów na jawie i zerwał z fotela. Spojrzał na dziewczynę gniewnie, a kiedy przesunął palcami po policzku i poczuł krew, wściekł się jeszcze bardziej.
    - Zwariowałaś?! - Jego oczy nabrały tego niebezpiecznego, kociego wyglądu, który świadczył o wielkim wzburzeniu. Już od wczoraj tylko czekał, aż ktoś rozbudzi w nim ten gniew. By był wściekły. Niesamowicie wściekły na siebie, na Afrodytę, na cały świat.
    Zamknął oczy i zacisnął szczęki. Nie miał teraz sił na kolejną kłótnię, która przypominała te typowe, zaborczego ojca z rozpuszczoną nastolatką. Przełknął jakoś wybuch dziewczyny.
    - Poćwiczymy, możesz być o to spokojna. - Powiedział tym swoim tonem, który mówił "będzie ciężko, będzie krwawo, będzie narażanie życia".
    Z niechęcią spojrzał na drzewko stojące w rogu pokoju. I na co to wszystko? Natury nie oszukasz, bez względu na to jak bardzo by chciał.
    Odwrócił się i poszedł do kuchni. Opłukał twarz zimną wodą. Syknął, kiedy rana zapiekła. Oparł się o krawędź umywalki powoli uspokajając się.

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  24. Przez krótką chwilę opierał się, niechętny jej dotykowi i trosce. Westchnął jednak ciężko i pozwolił sobie opatrzyć policzek. Zwykle lubił w niej ten temperament, jednak dzisiaj nie miał na to siły. Uśmiechnął się rozbawiony słysząc jej słowa.
    - Nie tutaj. Lepiej, żeby miasteczko nie wiedziało, że ich złotnik ma dwie twarze. - Powiedział spokojnie. Wszyscy tutaj mieli pewne zdolności, bądź nie byli ludźmi, jednak Alastar nie palił się do tego, aby wszystkim pokazywać, że może przemienić się w krwiożerczą bestię. Miał wielu wrogów nawet wśród istot, a nigdy nie wiadomo, kto może go szpiegować.
    - Poczekaj chwilę. - Powiedział i poszedł na górę. Tam przebrał się w wygodniejsze spodnie i luźną, lnianą koszulę. Zszedł na dół. - To co, idziemy? - Zapytał. Miał zamiar dać wycisk zarówno jej jak i sobie. Znał jedno miejsce, które było do tego wręcz idealne. Może to odsunie go od niespokojnych myśli, które ciągle tłukły mu się po głowie.

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  25. [Haha nie ma to jak dziwna rodzinka ^^ Jakiś pomysł na spotkanie po latach? A raczej wiekach...]
    Afrodyta

    OdpowiedzUsuń
  26. [dooobra, coś tam zacznę jak już wymyślę co zjeść na śniadanie :P]
    Afrodyta

    OdpowiedzUsuń
  27. Mimo paskudnej pogody Afrodyta promieniała od ostatniego spotkania z Alastarem. W końcu musiała żyć bez niego przez tysiąc lat i to ze świadomością, że cały czas gdzieś tam jest i, że nie może się do niego zbliżyć. Ostatnio uległa słabości mając nadzieję, że bogowie nie patrzą. W końcu i tak by go spotkała skoro oboje tu żyli, to spotkanie było nieuniknione. Tak samo jak spotkanie z Excalibur, która też na pewno odczuła jej odejście poprzez cierpienie jej stwórcy. Afrodyta chciała żeby ich spotkanie nie było zbyt dużym szokiem dlatego wolała najpierw ustalić wszystko z Alastarem, którego miała nadzieję spotkać w jego domu. Zapukała do potężnych drzwi, a potem je pchnęła ale jej ukochanego nie było. Za to stała tam piękna, potężna i może trochę zdziwiona Excalibur. I może rzadko się to zdarzało ale Afrodytę aż zatkało. Nie mogła wydusić z siebie słowa. Stała i patrzyła oniemiała na dziewczynę. Zmieniła się.

    Afrodyta

    OdpowiedzUsuń
  28. Algar przemierzał korytarze, które coraz bardziej cuchnęły i otulały go ciemnością. Nie bał się jej, była niesamowicie przyjazna, jednak nie chciał złamać nogi na śliskich kamieniu chodnika kanałowego. Ten Beggo to sobie wybierał miejsca wymiany...
    Sięgnął na bok swojego stroju i wyciągnął z niej racę. Nie byle jaką. Zwykłe wypuszczały niesamowity dym, który złodziejowi zawsze przeszkadzał i był świetnie zauważalny przez strażników. Znajomy ulepszył ten prosty, ale czasem przydatny przedmiot. Raca była dość mała, niczym kamyk, ale świeciła dość silnym, miękkim światłem. No i nie dymiła się jak poroniona.
    Ledwo ją odpalił stanął jak wryty. Rozległ się głos. Delikatny, dziewczęcy, jednak o poważnym i śmiertelnie niebezpiecznym tonie. Złodziej odwrócił się napięcie, sądząc, że ktoś stoi za nim. Nic tam nie było, tylko rozbiegane cienie. Algar odetchnął spokojnie.
    I znowu ten sam głos. W głowie. Miecz drgnął lekko, toteż złodziej ściągnął go z pleców, ale nie rozwijał szarego, brudnego materiału. Patrzył zaintrygowany na zawiniątko.
    Rabusia ogarnęło dziwne uczucie deja vu. Kiedyś już spotkał się z podobnym artefaktem, który niczym tysiąc igieł wdzierał się swoimi komendami w mózg. Były to słowa nasączone złem i jadem. Podobnie niebezpieczne, jak te, które słyszał bandyta teraz, ale zupełnie innego poziomu. Przed oczyma stanęła mu misja, jeszcze przed przybyciem do Last Salvation, która miała mu zapewnić niesamowity majątek. Sto tysięcy funtów. Jak naiwny wtedy był dając się nabrać na sztuczki pewnego miejskiego bogacza, kolekcjonera. Nie potrzebował zwykłego człowieka, a „artysty”. Dobre sobie...
    Był młodym złodziejem, tak bardzo łaknącym pieniędzy. Zadanie nie wydawało się trudne, jednak w miarę upływu czasu komplikowało się jeszcze bardziej. On mimo wszystko twardo chciał doprowadzić je do końca. W końcu zdobył przedmiot tak pożądany przez tamtego starucha, starożytny przedmiot nazywany Sercem. Klejnot zamknięty w skomplikowanym, hebanowym „koszyku”. Mówiący, przedstawiający tajemnice świata i składający krwawe obietnice.
    Bandyta zmrużył gniewnie brwi. Za swoją głupotę zapłacił okiem i wojną z dziwną, zmutowanie demoniczną istotą. Dużo wtedy widział...
    Więc takie gadające artefakty przestały go dziwić. Zaskakują, ale już nie tak bardzo.
    Algar uśmiechnął się pod nosem, patrząc na przedmiot. Ciekawe czy połączenie działa również w drugą stronę?
    ~Miecz wydający rozkazy? Niestety nie rozmawiasz z grzecznym chłopcem, kwiatuszku. Złodziej nie oddaje swoich łupów.~
    Algar ponownie zarzucił miecz na plecy, zacieśniając sznur na ostrzu. Podążał dalej, widząc w dali światła platformy, gdzie czekał na niego Beggo.
    ~Coś jeszcze chcesz mi przekazać, zanim trafisz na czarny rynek i będziesz dręczyć innych ludzi?~

    Algar

    OdpowiedzUsuń
  29. Spojrzał na nią krzywo słysząc to jak go nazwała. Była już pewna wojowniczka, która nazywała go w ten sposób sprawiając, że Kot wychodził z siebie i stawał obok z rozdrażnienia. Wielkoskrzydła, piękna kobieta, w pewnym stopniu równie stuknięta co on, równie wojownicza co on i równie bezwzględna co on. A skoro była taka, jak on, to mimo wielkiej przyjaźni dogadać się ze sobą nie mogli choćby nie wiadomo co. Tak więc ona działała mu na nerwy, on działał jej na nerwy i wszyscy byli szczęśliwi. A Excalibur oczywiście musiała podłapać odzywkę skrzydlatej i dręczyć nią Kota przy każdej nadarzającej się okazji.
    - Wiem doskonale gdzie iść. - Powiedział. Przypomniał sobie pewną watahę, z którą miał na pieńku. Chyba czas najwyższy się odegrać na tych zapchlonych sierściuchach, które zmarnowały mu połowę dnia.
    Do samego skraju lasu szli, a kiedy tylko zniknęli za pierwszymi drzewami Kot zdjął koszulę. Po krótkiej chwili zaczął się zmieniać. Kości trzeszczały, a ciało pokryło się futrem. Potrząsnął ciężkim łbem opadając na cztery łapy. - Wskakuj. - Powiedział do dziewczyny. Już nie raz przemieszczała się na jego grzbiecie, a teraz musieli pokonać spory kawał drogi.

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  30. Stęknął głucho, kiedy na niego wskoczyła, a w plecach coś złowrogo przeskoczyło. - Przytyło się chyba ostatnio... - mruknął do dziewczyny prostując łapy. Albo to on stracił sprawność na ciągłych, pysznych obiadkach Excalibur, pracy bardziej statycznej niż aktywnej, no i przede wszystkim przez wylegiwanie się na kanapie. Prędko z drapieżnika stał się domowym pieszczochem, co tylko pobudziło w tej chwili jego irytację. Gdyby dowódcy jego armii zobaczyli go w takim stanie, nie zostawili by na nim suchej nitki. Ani głowy na karku.
    - Trzymaj się mocno. - Powiedział i ruszył pełnym biegiem. Olbrzymie łapy miękko uderzały o podłoże, a wiatr świszczał w uszach. Ktoś, kto dosiadałby go pierwszy raz mógłby mieć wrażenie, że lada moment rozbiją się o drzewo, jednak on mijał je lekko, niczym woda opływająca skały. Wiedział, że Excalibur nie będzie się bała. Wszak niejednokrotnie przy takiej wędrówce towarzyszył im deszcz strzał, pożary, gonitwa rozwścieczonych, potężnych przeciwników.
    Nagle zwolnił i zatrzymał się, kiedy byli już głęboko w lesie. Usiadł, a dziewczyna siłą rzeczy zsunęła się i klapnęła na śniegu. Spojrzał na nią z rozbawieniem i złośliwością. - Jesteśmy na miejscu.
    Przed nimi ział otwór jaskini. Wewnątrz było ciemno, niepokojąco. - Mam kilka spraw do załatwienia z pewną watahą. Wyglądają jak wilki, ale tak naprawdę nimi nie są. Pewnego dnia zepsuli mi całe popołudnie. - Wyjaśnił. - Myślę, że przetrzepanie im skóry będzie odpowiednim treningiem dla panienki.

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  31. Sol spojrzała na wazoniki poustawiane jeden obok drugiego na tacy. Usmiechneła się pod nosem i westchnęła. Och, strasznie chcialaby tutaj dodac jakiejś ciepłej nuty, czegos, co rozpromieni lokal!
    - Hmmm, a moze do każdego wazoniku dodamy kilka gałązek jakiegoś świerku i przywiążemy bombkę...? - zaproponowała.
    Mieszkanko Sol było strasznie puste. Ona sama codziennie u każdego mogłaby dekorować, stroic, ozdabiac wszystko, poczynając od golych ścian, a kończąc na bogato wyposazonym... stoliku...? Czymkolwiek! Ale nie o to chodziło właściwie. Nie o ozdabianie czegokolwiek, a o sprawianie komuś radości! Problem polegal na tym, ze wiedźma choc lgnęła do każdego i szukała przyjaciół, bliżej siebie mało kogo dopuszczała. Jakaś dziwna była ot co.
    - Jak myślisz? - spojrzała na dziewczynę.
    Teraz, gdy pracowała z Excalibur czuła się... jak przylapana na gorącym uczynku nastolatka. Ta mloda ciałem istotka, której aura była niezwykle potęzna i świadczyła o potędze, o wiedzy i wielu doświadczeniach, o których młoda wiedxma nie mogła nawet pomysleć, gdy tylko spoglądała na Sol, sprawiała, ze ta czerwienila sie po korzonki włosów. Czy Excalibur wiedziała, że jej kolezanka z pracy, by się pozbyc natretów zaczepiajacych ją przez krótki fartuszek kelnerki, rozpowiedziała plotke, ze ma niezwykle zazdrosnego narzeczonego, którym jest... Kot?! Jesli nie... to dobrze, bo teraz, choć Sol miała spokój, taki względny, ale miała, wstydziła sie strasznie.

    OdpowiedzUsuń
  32. Afrodyta uśmiechnęła się widząc strój Excalibur. Idealnie podkreślał jej urodę. W ciągu ostatniego tysiąca lat jedynie jeszcze bardziej rozkwitła, choć od początku była niezwykle potężna dzięki Alastarowi i piękna dzięki Afrodycie. W końcu i ona miała jakiś udział w jej tworzeniu. Zamarła kiedy zamieniła jedną ręką w miecz i sama nie wiedziała czemu skoro i tak nikt oprócz innego boga nie mógł jej zabić. I nie ukrywajmy, że szkoda było tak wyjątkowego stroju.
    Po spotkaniu z Excalibur bogini nie oczekiwała, że rzuci jej się w ramiona i powita ją w jakikolwiek ciepły sposób ale nie spodziewała się tak siarczystego ciosu w policzek. Zapiekło. I nie chodziło tylko o twarz ale również o wnętrze. Afrodyta zszokowana złapała się za twarz. Czemu to zrobiła? Wiedziała, że Excalibur też miała ciężko przez jej odejście i mocno się na niej odbiło ale przecież nie odeszła dobrowolnie. Chciała tylko ocalić życie ukochanemu. W swoich oczach nie zasługiwała na takie powitanie po tysiącu lat. Przez dłuższy czas stała oniemiała patrząc tępo w przestrzeń pokoju. Bez słowa ruszyła w stronę starej ale wciąż wygodnej kanapy i na niej usiadła. Cały czas poruszała się z gracją i stoickim spokojem, zupełnie jakby nic przed chwilą się nie stało. W końcu urodziła się przepełniona wdziękiem i była zmuszona trenować go przez wieki. I to nie tak, że była jedną z tych zimnych kobiet dla których nic się nie stało i wolą przemilczeć całą sprawę. Ona po prostu nie wiedziała nawet co powiedzieć.

    Afrodyta

    OdpowiedzUsuń
  33. Oczywiście, że na nią fuknął. Nie był przecież żadną taksówką czy innym autobusem, żeby jeździło się na nim wygodnie. Już widział jak bardzo komfortowo się czuje zaciśnięty w jakąś cholerną uprząż, że już o walce w czymś takim nie wspomni.
    Uśmiechnął się widząc wyraz jej twarzy. Potrząsnął łbem, otrzepując się i znów stanął na czterech łapach i machnął ogonem. Krótki, najzwyklejszy w świecie miecz wciąż tkwił w pochwie na plecach. Zajrzał w czarną otchłań, która się przed nimi rysowała. - Trzymaj się za mną. - Powiedział. Mimo wszystko nie mógł się wyzbyć ojcowskiego odruchu, aby ją chronić. Mimo, że była jego orężem.
    Wszedł do jaskini rozglądając się uważnie. Ogromne łapy stawiał ostrożnie, aby nie wydać żadnego niepotrzebnego dźwięku. Element zaskoczenia też był przydatny.
    Zatrzymał się słysząc ciche, ostrzegawcze warczenie. Były tu, chociaż jeszcze niewidoczne.
    - Cofnij się! - Powiedział do dziewczyny, samemu wykonując krok w tył. Chciał wywabić ich po kolei. Przynajmniej zaczajonego na nich zwiadowcę.

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  34. [nowa karta! *-* cudne foty ]

    Sol nie wnikała w nic, co dotyczyło Kota. Teraz wręcz i jego i tematu jego osoby unikała jak ognia. Rozpuściłą plotkę, że jest jej narzeczonym, by napaleni klienci nie zaczepiali jej przez krótki fartuszek. A potem poajwiła sie Afrodyta żądając wzrotu swojego mężczyzny. I sama plotka przerodziłą się w coś innego i wdarła do serca wiedźmy... i ona teraz uciekała przed wszystkim, co ma związek z obcym jej mężzyzną, który wnet zaczął ją pociągać. Cholera sama wpadła w sidła włąsnych kłamstw i ratunek przed jednym, stał się zgubą totalną.
    - Ja pójdę - zapewniła i wycofałą się na zaplecze po płaszcz. - Pójde za park, tam przy lesie widziałam stare drzewka, jak się je obskubie nic nie poczują - uśmiechneła się lekko i wycofała. Uciekła. Czułą się jak głupia gęś i pewnie w jakimś stopniu nią była. Idiotka.
    Wrócić miała zamiar po dwudziestu minutach. Ale w złości rwałą i cieła drzewko i nazrywała nieco za dużo... Cóż. Przystoją też bar. Można wykorzystać i poobijane bombki bo te też sie ładnie mienią.
    - Jeszcze jemiołka, nad drzwiami sie przyda nie sądzisz? - spytała już od progu, otwierając sobie drzwi tyłkiem, bo ręce miała zajete. I nieco pokłute.

    OdpowiedzUsuń
  35. Nieswoja... Sol powinno się w łeb walnąć, zeby sobie nic nie wmawiała i potem tego nie przeżywała. Durna była i już. Naiwna. I za bardzo ludzkie serce miała jak na kogoś, kto przeżył zdecydowanie więcej lat, niż wyglądał.
    Na rumieńce koleżanki zaśmiałą się serdecznie rozbawiona. Było w tym coś uroczego. I nie śmiesznego,a le jakaś taka niewinność.
    - Cóż... myslałam, zeby było tak tradycyjnie, tak... no właśnie tak miło i przytulnie, zeby ozdoby były odpowiednie - mrukneła i westchnęła. Nie to nie. Ale faktycznie, moze to i lepiej, ta jemiołą tylko by prowokowała. A od tego przecież sie i Sol plotką wybroniła! To po co znowu tworzyć takie bagno?
    - Ale moze faktycznie z tego zrezygnujmy... - ustąpiła jednak i musiałą się zgodzić z białowłosą.- Nie odpowiedziałam na pytanie - przypomniała sobie. - Święta spędzam sama. Jak zawsze - przyznała swobodnie, bez jakiegoś smutku, czy żalu. Od, powiedziała co miała powiedzieć i już. I zajeła się wykłądaniem świeczuszek z kartonu.

    OdpowiedzUsuń
  36. Sol już to nie przeszkadzało. Jej rodzina odeszła dawno temu. Nawte nie rodzina, jakiś jej zmaiennik, zalążek... Ona sama czuła, zę będąc sama, jest bezpieczna i nikomu w jej otoczeniu nic nie grozi, bo była... inna. I przez swoją inność mogła zranić. Nie dla niej była miłość, nie dla niej ciepło, choć oczywiście jak człowiek bardzo tego pragneła. Ale jej potrzebny by był ktoś, kto ją zatrzyma i ujarzmi te niespokojne wiatry któe ją gnały z miejsca na miejsce.
    gdyby Excalibur to zaproponowała,w spólne wyjście na bal, albo chociażby na rynek, SOl przystałaby na tę propozycję od razu. Byłaby to cudownie słodka odmiana od natarczywych i nachalnych pijackich gęb. Bo ona w gruncie rzeczy nie była taka szorstka i narwana, jak ją widzieli. Zresztą... gdy zdając sobie sprawę i tak nic z tego sobie nic nie robiła, niewiele się zmieniało i niewielkie to miało znaczenie.
    - Nie mam sukienki - pokręciła głową. Mogła poprosić o pomoc przyjaciółkę, ale wolała, by SIgrun miała ochotę przyjmować kolejne zlecenie akurat wtedy, gdy na święta każdy chce sie wystroić. Pewnie Nerdka miała mase roboty a Sol nie chciała jej sie narzucać i dodawać kolejnej porcji obowiązku.
    - Ani biżuteri... - dodała. - Ani butów.. - o, mogłaby tak wymieniac, ale wreszcie machneła ręką. - A Ty sie tam wybierzesz? - uśmiechneła się lekko. Jesli tak, to Sol zgadywała, że i Kot sie tam pojawi, a wtedy ona na pewno nie i to nie ze względu na powracającą jak za zaświatów, znikad boginie, a mężczyznę. On był teraz granicą, jakiej Sol nie mogła pokonać. Ale gdyby Excalibut też sie miała nudzić... o czemu nie mogłyby jakoś nawzajem sobie pomóc?

    OdpowiedzUsuń
  37. [Czy nadal kochasz moją postać?^^ Przychodzę po mocno spóźniony wątek.]

    Kurt Pity

    OdpowiedzUsuń