niedziela, 22 grudnia 2013

"Some people in this city are too rich for their own good. Luckily they have me to give them a hand."

http://the-last-salvation.blogspot.com/2011/12/what-is-yours-can-be-mine.html 
 *kliknij*

[Witam wszystkich ze swoim tajemniczym bohaterem i zapraszam ciepło do wątków! :)
Nie będę kłamać, że nie szukałam inspiracji w grze "Thief". Mam nadzieję, że są tu fani, a nawet jak nie to, że złodziej przypadnie Wam do gustu!
Wizerunek i cytaty: Garrett z serii "Thief" (dziękuję Administracji za możliwość wykorzystania jego wizerunku :D)
Obrazki: oficjalne arty z gry, tumblr + I-GUYJIN-I, CatapultedCaracass, Elisanth]

Aktualizacja: 23.12.13 (Dziennik: Sigrun, Elenar)
3.01.14 (Kryjówka w Wieży Zegarowej) 
8.02.14 (Filmy) 

109 komentarzy:

  1. [Bardzo pragnę wątka i nie ma przebacz :3
    Tylko teraz zostawiam Ci do wyboru postacie :D Z kim wątku zapragniesz, z tym będzie Ci dane! :) Zapraszam pod kartę (tudzież karty, jeżeli z obiema, ja się absolutnie nie pogniewam ^^)]

    Sigrun / Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  2. [witam, o.O ojeju - poszukiwany przestępca xDD brzmi nader interesująco xD biorę go]

    Elenar

    OdpowiedzUsuń
  3. [Fajnie by było, jakbym umiała ich połączyć, ale nie umiem, więc witam.]

    Dukke

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ja, chociaż ostatnio nic mi się bardzo nie chce, zapraszam do Maisie. I serdecznie witam, życzę udanego pobytu i mnóstwa wątków! :)]

    Maisie

    OdpowiedzUsuń
  5. [co ja moge, iz jest słodki xD
    oj ty... a ja do tego dodam mój własny projekcik a mianowicie: Znudzona elfka postanawia do swego zycia wprowadzić troche chaosu i przyłaczyc sie do bandy xD Jak myślisz?]

    Elenar

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ach, Garrett, aż się łezka w oku kręci za starymi dobrymi czasami. No cóż, bez dalszego smęcenia proponuję wątek. Czy Kurt mógłby zatrudnić sobie złodzieja?:>]

    Kurt Pity

    OdpowiedzUsuń
  7. [no ma ...
    Miałam w sumie na myśli tymczasowe dołączenie. Ciągle rozróby bywają także nudne xD Swój znalazł swego - dwójka samotników ^__^ Cóż.. coś tam w praniu wyjdzie.]

    Elenar.

    OdpowiedzUsuń
  8. [czemuż mnie to nie dziwi xD - pewnie że mogę ... troche później xD]

    Elenar

    OdpowiedzUsuń
  9. [Jasne. Przystaję na wątek. Będzie ciekawie :>]

    Rynwar

    OdpowiedzUsuń
  10. Elenar był dzisiaj w jakiś meczący sposób dziwnie zmęczona. W sumie nie wiadomo czym. Bo nic takiego nie robiła nadzwyczajnego. Po prostu siedziała w domu i patrzyła w okno oglądając śnieżny widok ledwo widoczny przez zasypane okienka. Gapienie sie przez nie miało charakter usypiający, co ja irytowało. W zimie, dziewczyna praktycznie nie "pracowała". W takich nawałach śniegu to było niemożliwe. Dopiero jak przychodziła chwilowa odwilż, nie czekała zbyt długo na następna okazje po pożywienie, tylko wte pędy zabierała to co trzeba i szła w las.
    W jego głębinie było położone małe jeziorko. Tam miała zarzucone sieci na ryby i tam właśnie sie udała.
    Nad wodą był gruba gałąź, na której często przesiadywała. Drzewo było tak wygodnie wyrośnięte, że było to jej stałe miejsce. I tutaj często takze łowiła ryby. Wybierała tylko dorosłe osobniki. Sprawdziła sieci, które były w wyżłobionym dole. Kiepsko... 1 rybeńka. Westchnęła tylko i powstała, by przysiąść z powrotem na kamieniu, "zamieniając" sie w głaz. A nóż coś jej sie podwinie pod łuk. Poruszyła nieznacznie głowę, gdy zaczęło sie jej zdawać, iż słyszy głosy. popatrzyła tam uważniej.

    Elenar

    OdpowiedzUsuń
  11. [To wychodzi na to, że przy tym pomyśle to ja będę zaczynać. Czuj si zaszczycony, człowieku. Albowiem ja mało komu i kiedy zaczynam, bo nie umiem, a więc strzeż się.]

    Dukke

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ja jestem chętna na taki wątek! To będzie świetne, ale z racji problemu, Ty musisz zacząć!]

    Excalibur

    OdpowiedzUsuń
  13. [Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę, że w końcu myśleć nie musiałam;)
    Tylko nie wiem, co biedna Chorwatka, uciekinierka z kraju będzie robiła na balu dla bogatszych przedstawicieli, w ogóle Danica mnie chyba zabije za wciskanie ją w sukienkę, ale coś skombinuję. Chyba już wiem co. Pomysł oczywiście przypadł mi do gustu, nie ma to jak te zbójeckie klimaty!<3
    Co oznacza, że pewnie ja mam zacząć, prawda?]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  14. [Witam na blogu. Podoba mi się jego banda. Mam nadzieję, że trochę narozrabiają. :D]

    Burn

    OdpowiedzUsuń
  15. No nie! Tylko jego tutaj brakowało do kompletu. Akurat nie miała nastroju na towarzystwo - skrzywiła się. Lustrowała tamten teren z uwagą, lecz nie dostrzegła innych. Czyżby szedł sam? Zmarszczyła brwi. Uniosła podbródek.
    - a kogoż to me oczy widzą - zaśmiała sie - ano mogłabym i owszem. jak ci w tą stronę po drodze to i tak byś musiał - rzuciła lekko ironicznie - tak silny chłop nie daje rady śnieżnym zaspom? Algarze - pokręciła głową rozbawiona - to do ciebie nie podobne - zauważyła.
    Chwilę napawała się i widokiem i chwilą jak rzuca jej urocze spojrzenia. Szkoda, że wzrok zabijać nie może i inaczej była by martwa wiele razy. A to ci pech.
    Powstała z kamienia zeskakując z niego lekko i zwinnie, nie zostawiając prawie za sobą śladu. Wzięła ze sobą nieszczęsny połów i zaczęła iść w tamtym kierunku.
    Przemieszczała sie dosyć szybko i nie minęło dużo czasu a już stało koło niego.
    - dosyć często mnie odwiedzasz.. ostatnio - zauważyła jakby to było coś zdrożnego - nie żebym miała coś przeciwko, ale wiesz jak to bywa na tym odludziu. Nie zapowiedziani goście i takie tam. - a widziałeś by w zimie było ciepło? Bo ja nie... - zauważyła rozbawiona jego wcześniejsza wypowiedzią.

    Elenar

    OdpowiedzUsuń
  16. [fantastyczna postać! troche jak wyrwana z innego świata ;) oczywiście od razu do wątku bym porwała, a do jakiego... hmmm, pomysłu nie mam niestety, co by mogło połaczyć złodzieja i wedźmę :( ]

    OdpowiedzUsuń
  17. - raczej zaspy mój drogi - odparła beznamiętnie, wskazując na śnieg wokoło. - cóż.. widzę, ze jesteś baardzo ciekawski mój drogi. Az tak cie interesują moje kobiece sprawy? Jeśli tak bardzo tego pragniesz, mogę rzec słówko. Nawet i ze trzy: Nie twój interes - burknęła lekko podirytowana. Poprawiła płaszcz, który uparcie sie jej rozsuwał w miejscach gdzie nie chciała. Nie żeby przeszkadzała jej nagość. Mróz był dzisiaj, bez opisywania szczegółów, najgorszy. Z trudem udawało sie jej stłumić szczękanie zębami. Nie miała zamiaru dawać innym ( w tym szczególnie jemu) satysfakcji czy tez docinek na jej tema.
    - biedni mieszkańcy miasteczka. Jak bardzo sa sprawne te twoje rączęta? - zapytała z uśmieszkiem na ustach. - nie żebym nie lubiła wizyt, ale to po co zwykle przychodzisz nie jest żywa żyła złota. Powinno ci starczyć na o wiele dłużej, aleś pewnie mnie nie posłuchał. Jak zwykle... - westchnęła teatralnie. Specjalnie wybrała taka drogę by popatrzeć na minę Algara. Biedaczek. Mimo iz tego nie pokazuje po sobie, cały sie trzęsie z zimna.
    W końcu jednak trochę sie zlitowała i przeszła kawałek do "prostego" szlaku, gdzie biedne kończyny nie musiały tyle "pracować".
    - muszę cie zawieść. Nie potrzeba mi tyle strawy jak ci sie zdaje - rzuciła kąśliwie, gdy dotarli oni do drzwi jej domu - Nawet i bez twojej "pomocy" sobie radzę. - zerknęła w stronę zawiniątka i tylko skinęła głowa. - wchodźcie - dodała w końcu otwierając drzwi.

    Elenar

    OdpowiedzUsuń
  18. [o, widze małe śledztwo i rozeznanie w akcjach na blogu ;) cóż, wszystko wiesz o Sol w takim razie xD ciekawska, wszędobylska, napada bez powodu xD pomysł jak najbardziej mi sie podoba! :D jesli ja mam zacząć zrobię do za 2 dni dopiero... jesli masz chęci i czas i siły, to prosze bardzo, będę niezmiernie wdzięczna! :DD ]

    OdpowiedzUsuń
  19. Danica z kwaśną miną opierała się o kolumnę, trzymając w dwóch dłoniach tacę z kieliszkami wypełnionymi drogim szampanem. Po raz kolejny bezskutecznie próbowała poluzować muszkę u szyi, którą właściwie siłą wcisnęli jej na szyję, mimo jej gwałtownych protestów. Kiedy nikt nie patrzył, wypiła duszkiem zawartość jednego z kieliszków (dla rozluźnienia i lepszej równowagi, oczywiście!), po czym odstawiła go na trzymaną tacę, która wciąż pozostawała prawie pełna, mimo że inni kelnerzy już kilkakrotnie wracali do kuchni po kolejne porcje. Ciekawe czy jej niezbyt przychylna postawa miała z tym coś wspólnego.
    Kiedy dziewczyna dowiedziała się, że w Last Salvation organizowany jest bal dla wyższych sfer, jedynie prychnęła i wywróciła oczami, jasno dając do zrozumienia, że nie ma ochoty w nim uczestniczyć. Rada była jednak zupełnie innego zdania, przekonana, że jej obecność wpłynie kojąco na uczestników zabawy! a gdy prośby ani groźby nie przyniosły oczekiwanych efektów, Nedzie przedstawiono bardzo ciekawą liczbę za pojawienie się oraz rozdawanie kieliszków z szampanem. Tak, dała się kupić, a wszystkie wyznawane wartości wzięły w łeb, delikatnie mówiąc. Empatka nie czuła się z tym dobrze, ale usprawiedliwiała się brakiem wyjścia. Praca ściągającej nie była najlepiej płatną pracą świata, a ona planowała kiedyś opuścić Last Salvation i rozpocząć żyć na własny rachunek. Potrzebowała tych pieniędzy, żeby się móc utrzymać, nie wspominając o planowaniu przyszłości. Właśnie dlatego odłożyła swoją dumę i godność na bok, dała się wbić w zbyt obcisłe wdzianko, które jak na jej gust za bardzo opinało niektóre miejsca, wzięła przydzieloną jej tacę i wkroczyła na salę balową, ale nikt nie powiedział, że musi być miła czy uśmiechnięta. Podejrzewała, że Rada, widząc mordercze spojrzenia Danici posyłane w kierunku elity, mocno żałowała swojej decyzji, a ją samą rozpierała dziecinna duma. Nie lubiła opuszczać swojego mieszkania, gdzie czuła się bezpieczna, odgrodzona od innych, a teraz została wrzucona w sam środek burzy emocji. Niech Rada jej zapłaci za ból głowy od natłoku uczuć, które atakowały ją na kązdym kroku w tym tłumie.
    Dziewczyna starała się wyłączyć choć na chwilę, ale nie potrafiła się znieczulić. Miała mdłości od aromatu kłamstwa i fałszerstwa unoszącego się w powietrzu razem z zapachem ciężkich perfum oraz wód do golenia. Zacisnęła mocniej palce na krawędzi tacy, mając nadzieję, że ból przywróci jej jasność myślenia. Właśnie wtedy poczuła odmianę wyróżniającą się na tle tej samej fałszywej uprzejmości. Ktoś miał bardzo nieczyste zamiary, udawanie wraz z mrokiem wpisane w duszę. Odepchnęła się od kolumny i zaczęłaś się przepychać przez tłum, starając się odnaleźć źródło tego uczucia.

    [Algar powinien czuć się zaszczycony, rzadko tak szybko udaje mi się zacząć;)
    Moja własna postać chce mnie za to zabić, po prostu wspaniale.]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  20. Alastar poprosił, żeby przed świętami przystroiła jego zakład świerkiem, gwiazdami betlejemskimi i innymi bibelotami. On się na tym kompletnie nie znał, a reklama dźwignią handlu. Wszystkich przyciągały przecież błyszczące ozdoby, zwłaszcza gdy łączyło się to z pięknymi wyrobami idealnymi na prezenty.
    Lubiła siedzieć w ciszy i ciemności. Wyciszała się wtedy i uspokajała. Na skraju świadomości czuła obecność Alastara, wiedziała, że jest w obrębie Last Salvation i to jej wystarczyło. Przycupnęła na krześle, kładąc dłonie na kolanach. Pozwoliła siwym włosom spływać na twarz i ja zasłaniać. Skupiła się całkowicie na słuchaniu. Śnieg wyciszał wszystko, dlatego sztuką było wynaleźć anomalie dźwiękowe wśród białego puchu. Słuchała więc, aby ćwiczyć. Nagle usłyszała, ze ktoś grzebie przy oknie. Zamarła. Nie miała miękkiego serca, przeżyła naprawdę wiele, ale i tak nie mogła zmienić swoich odruchów.
    Jej skóra zrobiła się szara, pokrywając się warstewką metalu. Ciało kurczyło się, nabierając kształtu miecza. Ramiona zmieniły się w jelec, trzpień tworzyła szyja. Cały jej tułów spłaszczył się i zmienił w idealne ostrze miecza, które błyszczało w nikłym świetle, przyciągając wzrok.
    W życiu Excalibur nastąpiły tylko dwa momenty całkowitej pauzy. Wtedy, gdy wrzucona do jeziora otaczającego Avalon, miała kilkanaście lat na przemyślenia. Leżała na dnie, otulona wodorostami, coraz bardziej zapadając się w muł. Morgiana mówiła, że po nią przyjdzie, ale zapomniała. Wszyscy o niej zapomnieli. Bała się, bo była tylko dziewczynką. Mimo, że stawała się coraz starsza, ciało przestało się rozwijać i nie postrzegała już tak upływu lat. Gdy udało jej się wrócić do Kota, długi czas gadała sama ze sobą i była na wpół oszalała. Nie nadawała się do niczego.
    Druga pauza następuje teraz. Zabawa w dom, tylko że to ja mam siwe włosy. Excalibur wiesza firanki, prasuje obrusy i układa serwetki. Chce, żeby było dobrze, skoro ma żyć w Last Salvation do usranej śmierci. Nawet nie wie, czy może umrzeć. Nie chciała się przed sobą przyznać, że zwykłe damskie prace domowe, sprawiają jej przyjemność. W końcu była jednym z najsłynniejszych mieczy na świecie, legendarnym Excaliburem należącym do króla Artura (który swoją drogą był strasznym bamboszem, takim różowym z pomponem. We wszystkim słuchał się Ginewry).
    Excalibur głowiła się co zrobić z włamywaczem. Choć to teoretycznie niemożliwe, obserwowała złodzieja, nie mogąc nic zrobić. W ludzkiej postaci zbyt słaba, jako miecz bezużyteczna bez właściciela.

    Excalibur

    OdpowiedzUsuń
  21. Wydarzenia z kilku ostatnich dni wciąż tkwiły w jej głowie i niczym łaskoczące, drażniące piórko łechtało jej mózgownicę, przez co dostawała wręcz szału. Musiała się koniecznie czymś zająć, bo inaczej wyrwie sobie wszystkie włosy i rozwali głowę uderzając w nią o ścianę.
    Tak. Pani Lodu też potrafiła przeżywać skrajne emocje i właśnie dawała temu upust, całe szczęście w samotności.
    Nie czuła się tak od przeszło tysiąca lat. Jakby na nowo zaczęła żyć, jednak sama nie wiedziała, czy sprawia jej to radość.
    - Jesteś idiotką, idiotką, idiotką... - mruczała do siebie, ściskając przy piersi paczkę z materiałami, które zapomniała dzisiaj odebrać za dnia i musiała wręcz błagać sprzedawcę, aby pozwolił jej przyjść o tej porze i odebrać zamówienie. Gdyby tego nie zrobiła, prawdopodobnie połasiłby się na nią ktoś inny. Prawdziwy jedwab był drogim materiałem i trudno dostępnym tutaj, w Last Salvation, a ona pilnie potrzebowała właśnie takiego w odcieniu czarnym i kremowym. Nic innego nie wchodziło w grę i już! Po prostu kłóciła się z jej wizją, a wszystko, co kłóciło się z wizją krawcowej nie miało prawa istnienia.
    Zdmuchnęła z irytacją kosmyk włosów, który opadł jej na twarz. Westchnęła ciężko i wstrzymała krok spoglądając w jasną tarczę księżyca.
    Czy to wszystko nie mogło być prostsze?, zapytała samą siebie, chociaż znała odpowiedź. Oczywiście, że nie mogło, bo po co.
    Nie dane jej było jednak roztrząsać tego problemu dłużej, gdyż jej wzrok napotkał sylwetkę, która zgrabnie przemieszczała się po wysokich dachach domów. Zaintrygowana, skryta w cieniu Sigrun obserwowała ją, kiedy ta w końcu zniknęła z jej pola widzenia.
    Przy muzeum.
    Sigrun spojrzała na paczkę w swoich ramionach i znów na dach. Nie była głupia, wiedziała, że to na pewno nie jest spóźniony gość głodny historii, a złodziej.
    - Cholera... - mruknęła i ukryła paczkę dobrze. Miała nadzieję, że nie zniknie w tajemniczych okolicznościach, a materiał się nie zniszczy. Przybrała postać śnieżnobiałego, migoczącego niczym śnieg ptaka i wzbiła się w powietrze, lądując na dachu, niedaleko okna. Nim dotknęła pochyłej powierzchni dachu, znów była człowiekiem. Przysunęła się bliżej okna, mrużąc oczy, próbując w ciemnościach dostrzec postać złodzieja. Oparła dłoń o szybę, która natychmiast pod jej dotykiem pokryła się kwiatami szronu.
    - Tu cię mam... - mruknęła sama do siebie. Nie zamierzała tam wparować, złoić mu tyłka i chełpić się zwycięstwem, bo też nie wiedziała z kim ma do czynienia. Wolała załatwić to nieco bardziej... po cichu.
    Skupiła się na podłodze, po której stąpał złodziej, a ta natychmiast pokryła się cienką warstwą idealnie gładkiego, jakże przyjemnie śliskiego lodu. Nawet najlepszy akrobata wyrżnąłby orła na czymś takim, bez odpowiedniego przygotowania.
    - Proszę bardzo, gwiazdy tańczą na lodzie. - Mruknęła do siebie znów i z rozbawieniem obserwowała reakcję złodzieja. Odsunęła się od okna, nie chcąc, aby ten ją dojrzał. Jeżeli dalej będzie próbował iść po tak upiększonym podłożu, to w końcu wzbudzi alarm i tyle będzie z jego napadu. Na pewno będzie próbował się wydostać na zewnątrz, dlatego też nie zwlekając dłużej, ześlizgnęła się z dachu i miękko wylądowała na zaspie utworzonej w miejscu, gdzie też chciała opaść.
    Wygrzebała swoją paczkę z materiałami i schowała się w cieniu. Oczekiwała. Była za bardzo ciekawa co wydarzy się dalej, aby tak po prostu odejść.

    Sigrun

    OdpowiedzUsuń
  22. Sol miała to do siebie, że nie potrzebowala zaproszenia. W ogóle wydawała się należeć tylko do siebie i świat był dla niej zewsząd otwarty. Jako wiedźma była wesoła i ciekawska, wciąż glodna wiedzy. Jej ciemna strona natury była gdzies ukryta i samemu rudzielcowi wydawało się, ze potrafi nad tym zapanowac i to w sobie tłamsić. Chciała być tylko człowiekiem, bo i tylko zwykle człowiekiem się czuła!
    Tego wieczoru potrzebowała pozyczyć własnie taka diamentową kolię na wigilijna kolację od jednej z swoich znajomych. Miała niewielu przyjaciół, zwykle wiodła Zycie włóczykija, wędrowniczki, ale tu w azylu wydawało jej się, ze powoli zapuszcza korzenie. I choć były to korzonki niewielkie, nie tak głębokie, to przywykła do tego miasteczka. I polubiła je.
    Dzwoniła do drzwi i dzwonila i słysząc kroki w środku domu, odczekała, Az gospodyni jej otworzy.
    - Kirill, nareszcie, wiem ze wpadam bez uprzedzenia, ale to tylko na chwilkę, a i tylko ty możesz mnie poratować – zawołała z ożywieniem, przechodząc przez próg , właściwie przeciskając się przez szparę w nieco tylko uchylonych, a nie w pełni otwartych drzwiach. Miała wrażenie, że kobieta cos ukrywa, że nie chce nikogo do domu wpuszczać, ale trzy minuty jej nie zbawią przecież!
    Sol rozpięla płaszcz, zdjęła z dłoni rękawiczki i spojrzała na tamtą.
    - Potrzeba mi bizuteri do odkrytej u góry wieczorowej sukni – bąknęła. – Pamietam, że masz piekny naszyjnik, pozyczysz mi do jutra?
    [ ej... a my sie nei znamy z UC? :P kojarzę nick autora :P wybacz takie badziewie krótkie, ale nie mam jak inaczej tu pisać w domu, net ścina i na szybko korzystam w chwilach jego świetlanej pracy online x ]

    OdpowiedzUsuń
  23. - wcale nie jestem drażliwa - burknęła idealnie słysząc każde słowo. Czasem nie chciała mieć dobrego słuchu. Wyostrzone zmysły były jak antenka i wychwytywały dosłownie wszystko. Nawet to co nie chciała słyszeć. Ehh dziwny to świat. W zasadzie w tym wieku już nikt normalny w elfy i inne stworzonka nie wierzy. Dzieci może i tak, ale dorośli? No chyba, ze by sie było jednym z nich. A to juz widoczna była różnica.
    Popatrzyła na towarzysza z beznamiętna mina, gdy go wpuszczała do środka.
    - jeśli coś podwędzisz... - burknęła widząc jak jego bystre oczka świdrują jej dom - jak miło mieć taka gosposie, która rozpala ognisko. Może cie zatrudnię na sprzątanie w okresie zimy? - zapytała mimochodem odkładając kołczan strzał na wieszaku a łuk oparło koło drzwi. Odstawiła swa nędzną rybkę do małej miski a potem wzięła sie na nastawianie wody na ciepły napój.
    - przyjmę, przyjmę.. czy kiedykolwiek tego nie zrobiłam? - zapytała zrzędliwie - to zależy o co dokładnie tym razem prosisz? wolno działająca czy szybko? - zdjęła z siebie w końcu płaszcz i przewiesiła przez oparcie krzesła. Poprawiła to i owo w ubiorze a potem zajęła sie kubkami i napitkiem
    - przesadzasz. Daleko mi do moich przodków. Których nie znałam - zachichotała biorąc do reki garnuszek, by podejść z nim do stołu, gdzie rozlała do kubków. Odstawiła naczynie na bok i przykryła pokrywką. - Sagren postanowił sie w końcu otruć? - uniosła brew.

    Elenar

    OdpowiedzUsuń
  24. [Nie wiem co się dzieje ale jak Ciebie klikam w liście to mi się otwiera główna TLS zamiast Twojej kraty. Szczęście, że jesteś blisko bo zaraz po najnowszej xD]

    Zapach potu i krwi wżerał mu się w nozdrza metalicznym pobłyskiem. Ryki ściśniętych w okół areny ludzi, wymachujących kwitami obstawek na wygranego, wibrowały w gęstym jak kisiel powietrzu. Odbijały się niewyraźnym echem w jego głowie, tak samo jak niewyraźnie iskrzyły się światła reflektorów, wędrujących po terenie podziemnej placówki.
    Sam nie wiedział dlaczego to zrobił, dlaczego dał się namówić. Jednak na pewno wiedział iż właśnie oberwał mocno w pysk, na tyle mocno ażeby polecieć w tył i wpaść na barierkę, kiedy przed oczyma wykwitły mu plamki ciemniejszej ciemności od obecnie panujących tutaj cieni.
    Napastnik rzucił się na niego z rykiem, który zginął w wrzaskach widzów. Próbował położyć go na ziemię ostatecznym, silnym ciosem. Rynwar przechylił się na bok, dał przelecieć furkoczącej pięści zaraz obok ucha i wykorzystując przechylające się ku niemu ciało atakującego, zasadził pięść w jego żebrach. Trzasnęły kości, facet poleciał w tył a zaraz za nim kolejne, szybkie ciosy. Nie tak precyzyjne jakby tego chciał, ponieważ stale szumiało mu we łbie od ostatniego kuksańca.
    Na początku uderzył w szczękę z lewej, dopiero po tym wyprowadził ostateczny cios od dołu, posyłając przeciwnika na beton. Nie darując mu ani jednego kopniaka w brzuch, wyżywał się na nim aż w końcu nie uznał iż facet odpłacił mu się bólem i utratą przytomności za strugi krwi, lejące się po twarzy łowcy. Miał rozciętą brew oraz wargę, nie licząc sińców na ciele po zbłądzonej pięści napastnika.
    Splunąwszy na jego cielsko, przedostał się przez barierkę przeskokiem a tłum natychmiast się przed nim rozstąpił, mimo iż wszyscy stale nań ryczeli, a niektórzy nawet mu grozili, będąc wściekłym na samych siebie o kiepską obstawkę.
    Smokowaty złapał takiego jednego za gardło;
    - Coś Ci się nie podoba, suczysynu? - Warknął gotując się do ciosu i byliby się pobili, gdyby tłum ich nie rozdzielił. - Wypierdalaj z tym papierkiem, gnojku! Przykro mi, że nie dałem się sprać temu idiocie, jak takiś wkurwiony to stawaj na arenie, koguciku chędożony!
    Splunął po raz kolejny, śliną gęstą od krwi. Pełna przekleństw odpowiedź nawet nie doszła do jego uszu gdy tłum go zagłuszył.
    - Pieprzyć to, chwila przerwy. Puszczać mnie, cholery. - Wyszarpnął się gościom, którzy jęli prowadzić go na ławy. Tam usiadł ciężko przy swoich rzeczach i obtarł twarz z potu i krwi jakąś szmatą, po czym mocno pociągnął zimnej wody z butelki, podstawioną pod nos.

    Rynwar
    [Wiem, nic ten post nie wnosi.]

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie zauważ mnie, nie zauważ mnie – modliła się w duchu dziewczyna, widząc jak osobnik okrada jej ukochanego Kota. Taka zniewaga wymagała krwi. Widząc jak dobiera się do sejfu zamierzała powrócić do ludzkiego kształtu i poderżnąć mu gardło dłonią przemienioną w ostrze. Nim jednak zdążyła przemienić się w człowieka, chwycił ją. O nie! Ona mu nie daruje!
    Zezłościła się jeszcze bardziej, gdy poczuła, jak owija ją jakąś starą, śmierdzącą szmatą.
    Czekała uważnie, nadsłuchując. Tyle jej zostało, więc musiała się tym raczyć. Sposób w jaki szedł złodziej jasno wskazywał jej na mężczyznę. Jego ruch, sposób bujania się barków. Uśmiechnęła się do siebie w duchu. Nie okaże mu litości, o nie.
    W jej zmysły uderzył odór kanalizacji. Gdyby była człowiekiem, zwymiotowałaby. Przypomniało jej się, gdy razem z Kotem musieli uciekać kanałami przed bogiem wojny Aresem i jego zgrają w wiktoriańskim Londynie. Wprawdzie mogliby stawić mu czoła, ale woleli nie narażać się panom Olimpu, zabijając jednego z nich. Trochę tego później żałowała, bo to co nie zabije, to cię wzmocni.
    ~Zabiję cię, jak bogów kocham. Zginiesz marnie~ jej głos rozbrzmiał w głowie złodzieja. Taka była zasada, właściciel (czyli obecnie on) był połączony mentalnie ze Świętym, jeśli ci znajdowali się w niedalekiej odległości. Zakrawało to o telepatię, ale nie było tym do końca.
    ~Wrócisz teraz do zakładu złotnika i odłożysz wszystko na miejsce, włącznie ze mną~ dziewczęcy, delikatny głos nie pasował do wypowiadanych słów, ale ich ton był bardzo poważny. ~Będziesz dobrym chłopcem, prawda?
    Była Excaliburem. Legendarnym mieczem, który nigdy się nie tępił. Miała własną świadomość i Nikt jej nie mógł dyktować warunków. Teraz, gdy panowała nad swoim jestestwem, mogła odegrać się na każdym. Należała do elity. Była świętą.

    Excalibur

    [Poproś administrację o zmianę odnośnika, bo jest nie do karty, tylko do głównej]

    OdpowiedzUsuń
  26. [No pewnie, że ziółko! ^^ Chęć na wątek oczywiście jest choć oczywiście Afrodyta nie musi go nienawidzić tak jak reszta rady bo ona w ogóle jak ten kot chodzi wiecznie swoimi ścieżkami a i tak nie martwi się o swoją pozycję w radzie bo jest jakby nie do naruszenia ^^. Jakieś konkretniejsze pomysły? Bo u mnie czarna dziura przez rycie mi bani przez moją rodzinkę w ciągu całych świąt -.-]
    Afrodyta

    OdpowiedzUsuń
  27. [wybacz za zwłoke, u rodzinki to jest czas na wszystko, tylko nie na siadanie i buszowanie w necie xD
    a Ty mi tu strasznie akcje przyspieszyłaś i mi Sol powymiatałas na prawo i lewo! -,- ugh, wstrętna Ty ;p ]

    Sol i ciekawska była i niecierpliwa, to fakt. Faktem też jest, że dzisiaj udając się do bogatej znajomej po kolię, musiała działać szybko. Kolacja była wyznaczona na konkretną godzinę, co więcej ona sama w ogole nie była gotowa. Włosy miała nieuczesane, makijaż nie zrobiony, suknia wisiała na wieszaku, zamiast przylegać już do ciała. Stąd też jej pośpiech, stąd też takie niegrzeczne, bezczelne wręcz zachowanie.
    Weszła do domu, bez zaproszenia. Ruszyla za gospodynia, mimo jej nalegań i próśb, czekania na dole w holu. Cóż... dzisiaj Sol nie była dobrze wychowana. Bo i owszem, umiała taka być, byla nawet bardzo miła i kulturalna, ale nie wtedy, gdy świat jej sie na głowę walił! Na wszystkie świętości, ona musiała, musiała z kolią wrócić do mieszkania, wyszykować się i natychmiast na łeb, na szyje lecieć dalej! Kto by to zniósł?!
    - Zaraz mnie nie będzie, oddam kolię jutro, teraz na prawde... wybacz Kiril, ale jestem na bakier z czasem, przez prace i to ze bralam dwie zmiany, nie miałam czasu na nic! - wyjaśniła, przy okazji nieco sie skarżąc i zamknela oczy, przesuwając po zmęczonen twarzy palcami. Odetchneła głeboko i staneła na progu pokoju gospodyni, czekając cierpliwie, az ta w swoich szkatulach, szufladach, czy skrytkach znajdzie to, co mogła pozyczyc na dziś wieczor wiedźmie.
    Nie zwracała uwagi na nic, poza kolezanką. Ale nie byłaby sobą, wedźmą o mieszanej krwi, gdyby nie ten szosty zmysl, wysoko uwydatniona intuicja, która zwykle jej nie myliła i nie zawodziła. Sol wyczuła, ze jest tu ktoś jeszcze. Spojrzala za siebie, lecz hol i schody byly puste. Zrobiła krok przez próg i zmarszczyła brwi. Przy balustradzie za dzrwiami balkonowymi dostrzegla supeł. I ten supel drgnął.
    Ruda uniosła brwi i w jej głowie urodziła sie wizja... nie do zrozumienia, nie do ujarzmienia. Kochanek Kirill? Ona miala kochanka?! Ale może to tylko... nie droga ucieczki czyjaś, ale... co innego... Ale cóz takiego innego by to moglo być?
    Sol nie wierząc w własne przypuszczenia, odwróciła sie do gospodyni, gdy ta podeszła do niej, wręczając naszyjnik. Spojrzala na nia jakos podejrzliwie i kiwneła głową.
    - Dziękuję, oddam jutro z rana - zapewniła i juz odwracala się do wyjścia. - Dziękuje ogromne! - na moment zapomniala o tym dziwnym elemencie w sypialni kolezanki, usciskała ja serdecznie i zaraz w nastepnej minucie biegła schodami do holu i do wyjścia. Musiała zdązyc, musiała!
    No i pewnie zapomniałaby na dzisiaj, a moz ei na zawsze o tym niepokojącym i dziwnym przeczuciu, którego doznała w domu bogatej pani, gdyby nie fakt, że wychodząc na ulicę, dostrzegła poruszający sie w mroku głebszy cień, sunący jak jakiś... szpieg, złoczyńca...
    Musiała iśc na kolację, ale to było tak kuszące... Sol nie byłaby soba, gdyby za tym cieniem poruszającym sie w mroku nie ruszyła. Naszyjnika by nie zgubić zapięła na karku już i poprawiając szalik, puściła sie biegiem za tym tajemniczym ktosiem.

    OdpowiedzUsuń
  28. [To ja się ze sporym opóźnieniem przywitam]

    Hestia

    OdpowiedzUsuń
  29. Dziewczyna oczywiście wiedziała o planowanej wystawie bardzo kosztownych figurek, które były ukochanymi dziećmi Rady, ale nie sądziła, żeby ktoś był na tyle głupi, żeby porwać się na ich kradzież. Wśród zaproszonych na bal istot znajdowało się wielu z potężnymi umiejętnościami, na pewno byli tu również telepaci. Podejrzewała, że w jakiś sposób udało się złodziejowi zamaskować przed nimi, ale nikt nie był w stanie zmienić swoich uczuć, a już tym bardziej swojej duszy. Ktoś tutaj zdecydowanie miał nieczyste intencje i nie przyszedł na towarzyskie rozmowy lub aby posłuchać stonowanej, patetyczniej muzyki. Nie mogła jednak nikogo zawiadomić, dopóki się nie upewni, że ma rację.
    - Chce pan się może napić? Doskonały szampan, wyborny - zachęciła jegomościa, który zdecydował się zamiast "kaloryfera" na "bojler", co w dodatku zaznaczył obfitymi plamami potu na koszuli w odcieniu rzygów, jak to ładnie podsumowała w myślach Danica. Kiedy nieprzyjemny bogacz wyciągnął rękę po kieliszek, wsunęła mu w dłonie całą tacę, nie przejmując się jego rozwścieczonym nawoływaniem.
    - Obsłuż się sam, grubasie - krzyknęła jeszcze, wystawiając mu środkowy palec, gdy umknęła przed jego wzrokiem w tłumie, żałowała jednak, że nie mogła zobaczyć jego oburzonej, nabiegłej krwią twarzy. Jednocześnie zerwała niewygodną muszkę ze smukłej szyi i odpięła kilka górnych guzików koszuli, które nie pozwalały jej oddychać. Zaraz jednak tego pożałowała, gdy woń alkoholu, spoconych ciał i ciężkich perfum uderzyła w nią z całą siłą. Chyba jednak wolała się dusić niż wdychać te trujące opary. W dodatku kilku mężczyzn rzuciło jej lubieżne spojrzenia, zupełnie ignorując obecność towarzyszek stojących obok, bezwstydnie lustrując jej sylwetkę, a ona odbierała ich odczucia z obrzydzeniem. Sięgnęła znowu do kołnierzyka białej, eleganckiej koszuli, żeby zapiąć guziki, kiedy zamarła. Jej naszyjnik, jedyna pamiątka po zmarłej matce, zniknął. Zaklęła szpetnie po chorwacku, wlepiając spojrzenie w podłogę w poszukiwaniu rodzinnej pamiątki, ale niczego nie znalazła. Złodziej musiał ukraść jej naszyjnik! To dlatego tak mocno wyczuła jego intencje, właśnie wtedy rabował ją z własności. Musiała go znaleźć za wszelką cenę. Musiał jej oddać naszyjnik. Musiał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Neda skupiła się tylko na wyszukiwaniu fałszywych drgnień w tłumie, który utrudniał jej zadanie; nie tylko nadmiarem emocji, ale również fałszem trwającym w każdym z nich. Odbierała ich wszystkich jak zgniłe owoce, które na zewnątrz miały piękną skórkę, ale w środku były zepsute i emanowały nieprzyjemnym zapachem. Poszukiwane osoby ciągle się przemieszczały po sali, jakby starały się uniknąć zderzenia z empatką lub... Rozejrzała się po sali i uśmiechnęła kącikami ust, mimowolnie doceniając ich spryt. Lub badali salę i możliwe wyjścia. W końcu dotarła do parkietu, skupiając się na uczuciach mijających ją, wirujących par, aż w końcu wyłowiła swój cel. Zainteresował ją zwłaszcza mężczyzna, z pozoru pusty i wybrany, dopiero po chwili udało jej się dotrzeć do jego duszy. Zmrużyła oczy. Iluzja. Dobra iluzja, to trzeba było przyznać.
      W końcu para się rozdzieliła. Kobieta złapała nowego towarzysza, mężczyzna ruszył do wyjścia. Danica podążyła za nim, zupełnie ignorując instynkt przetrwania zakazujący jej zbliżania się do złodzieja, który był co najmniej niebezpieczny. Nie wiedziała, jak się zachowa, gdy go przyłapie. Nie dbała jednak o to. Była pieprzoną empatką i mogło jej się to przydać choć raz w życiu.
      W zaciemnionym przejściu nikogo nie było, jednak Danica wiedziała, że rabuś znajduje się gdzieś w pobliżu. Kamuflaż musiał przestać działać, teraz odczuwała go wyraźnie. Radość, ekscytacja, zdenerwowanie, ostrożność, adrenalina. Ciekawa mieszanka, mogłaby się nią rozkoszować, gdyby nie nagląca potrzeba odzyskania naszyjnika, a mężczyzna powoli się oddalał, jednak nie w stronę sali z diamentowymi figurkami.
      Dziewczyna zawróciła na pięcie i ruszyła biegiem w kierunku odpowiedniego pokoju, po drodze zrzucając z nóg idiotyczne buty na niebotycznych obcasach, które zdecydowanie nie nadawały się do biegania. Rabuś na pewno się tam pojawi, a ona będzie tam już na niego czekała.

      [A następnego odpisu możesz się spodziewać nawet szybciej, bo chcę w końcu zobaczyć ich konfrontację, no!;) A na dodatek wyszłam na dwa komentarze dla ciebie, ha!]

      Danica

      Usuń
  30. Gdyby mogła, wywróciłaby oczami, słysząc jego słowa. Czy on myśli, że może ot tak sobie sprzedać Excalibura? Może kiedyś, kiedy nie umiała stawać się człowiekiem, teraz jednak nawet te więzy nic nie dawały.
    ~Tak, mam ci coś do przekazania~ więzy na jego plecach napięły się niesamowicie. Złodziej mógł czuć, jak powiększa się ciężar na jego plecach. Tymczasem miecz zaczął jakby się rozrastać, ostrze się rozdwoiło, cały oręż przyjmował humanoidalny kształt. Więzy się zerwały, materiał opadł, a coś stuknęło delikatnie o ziemię i nie brzmiało to jak metal uderzający o beton.
    - Chcę ci powiedzieć, że dam nie prowadzi się w takie miejsca – stała za nim, przeczesując palcami białe włosy i wyrównywała prostą sukienkę, która miała na sobie.
    Zaklęte artefakty, a Święci to była ogromna różnica, aczkolwiek większość istot nie potrafiła rozróżnić rasy od zwykłego opętania. Święci uważali to za ignorancję, ale od wielu wieków korzystali z tych pomyłek jako przykrywki. Było to bardzo korzystne z ich strony.
    - Myślę, że porywanie kobiet z ich domu i bawienie się w Robin Hooda wyszło już z mody, choć przyznaję, że ten anglik był bardzo przystojnym banitą – zaśmiała się wesoło, a echo poniosło jej głos daleko w tunele.
    Podparła się pod boki, marszcząc nos z powodu smrodu. Wyglądała na co najwyżej osiemnaście lat, jednak w jej spojrzeniu było coś długowiecznego i mądrego.

    Excalibur

    [Przepraszam, przepraszam że tak krótko, ale nie mam pomysłu co napisać, no! ]

    OdpowiedzUsuń
  31. [No spoko można i tak tylko nie może jej nikomu wydać bo będzie miała problemy a nie chce zwracać na siebie uwagi bogów. Chcesz może zacząć?]
    Afrodyta

    OdpowiedzUsuń
  32. Wyczekiwała, aż podniesie się alarm, a strażnicy wyprowadzą złodziejaszka. Co prawda nigdy nie bawiła się w batmana, jednak dzisiejszego dnia musiała się zająć czymkolwiek, co oderwałoby ją od tych wszystkich myśli, które tłukły jej się po głowie, a przez które miała wielką chęć zapaść się pod ziemię.
    Spojrzała niepewnie na trzymaną przez siebie paczkę. Zagryzła wargę, nie mogąc się zdecydować. Może niepotrzebnie się mieszała do tego wszystkiego. To nie była jej sprawa, powinna odpuścić.
    - To głupota... - mruknęła do siebie i już miała oddalić się do warsztatu, kiedy jej wzrok padł na plakat wiszący na drzwiach muzeum.
    W chwili, kiedy u innych ludzi w objawie gniewu krew wrze, tak jej ścięła się lodem. Paczka w jej dłoniach natychmiast zamarzła.
    Żaden łobuz nie będzie rozkradał dziedzictwa jej ojców!
    Rozejrzała się po ulicy, aby upewnić się, że jest pusta, po czym zakradła pod muzeum. Obeszła je, obserwując uważnie każde okno. Wystarczyła jej najmniejsza szczelina, aby spełnić swój plan.
    Cofnęła się gwałtownie, kiedy w jednym z pokoi dostrzegła postać złodzieja. Dyskretnie obejrzała ramę okna. Pod palcami wyczuła niewielki otwór między framugą a parapetem. I to akurat tutaj. Cudownie.
    Śnieg, niczym sznur mrówek zaczął przeciskać się przez znalezioną drogę do wnętrza muzeum. Niepozornie rozsypywał się po podłodze, a kiedy było go dość, zaczął się skupiać w cieniu. Powoli i w ciszy kształtował się, tworząc postać kota. Trochę większego niż typowy dachowiec, jednak nie różniący się niczym więcej od zwykłego, wygrzewającego się na kanapie mruczka. Kot zakradł się do stojącego tyłem złodzieja i wbił lodowe pazurki prosto w miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, rozszarpując spodnie złodzieja. Czmychnął natychmiast, ukrywając się. Pewne było, że niedługo się rozpuści, jednak Sigrun miała nadzieję, że uda jej się przez ten czas zepsuć plany złodziejaszka.

    Sigrun

    OdpowiedzUsuń
  33. [naprawdę nie spodziewałem się z takim odbiorem fenrisa, zwłaszcza że był stworzony na poczekaniu i bez głębszego zastanawiania się nad nim. może lenistwo też czasami popłaca. cieszę się, że się podoba ;D
    kurcze, kolejna osoba, której to zdjęcie kojarzy się z kimś konkretnym. a wzięte jest kompletnie z d*py, być może ktoś miał na nie podobny zamysł ;)
    a ochota na wątek jest, jak najbardziej! tylko musiałbym wyżebrać pomysł.]

    fenris

    OdpowiedzUsuń
  34. [chyba niedługo wpadnę w samozachwyt nad swoim geniuszem xd dobra, bez przesady.
    co do wątku, to w zasadzie mogłoby się udać. ostatecznie nie musiałyby ich łączyć na początku żadne zażyłości; ot Algar poprosił o pomoc kogoś, kto mógłby znać się na tym wszystkim. Fenris nie udzielałby się podczas tej wyprawy częściej, niż jest to konieczne. potraktowałby to jako zwyczajną przysługę. po drodze mogłoby ich coś zaatakować, coś się zawalić, nie wiem.. wydarzyłoby się coś dziwnego zmuszającego ich do wzmożonej współpracy. czy zgodnej, to by się okazało.
    tak się właśnie zastanawiałem, czy ktoś tu będzie znał to imię ;D jak najbardziej z DA. nie wiem dlaczego, ale z dwójki najbardziej zapadł mi w pamięci właśnie fenris biegający w rajstopkach - elfy są świetne xd]

    fenris

    OdpowiedzUsuń
  35. Afrodyta nie miała ostatnio najlepszego humoru. Okazało się, że Alastar też jest w Last Salvation i co najgorsze, że zaręczył się z jakąś wiedźmą. Wszystko szło nie po jej myśli. Na dodatek utkwiła w siedzibie rady z jakąś papierkową robotą. Siedziała pół wieczora i jedynie blask świecy oświetlał jej gabinet. Była nieco staromodna i nie przepadała za żadnymi pochodniami, lampami naftowymi ani innymi źródłami światła. To blask świecy był dla niej najżywszy i najbardziej autentyczny, miał charakter. Siedziała w swoim gabinecie ale nawet nie przy biurku tylko na parapecie i nie podpisywała sterty papierów tylko delektowała się gorącą czekoladą. Nie wiedziała czemu ale ten napój ją zauroczył. Nie ma to jak bogini zachwycająca się zwykłą, gorącą czekoladą. Doskonale wiedziała, że ma milion postulatów, próśb, skarg, zezwoleń, potwierdzeń i innych śmieci do podpisania ale to był pierwszy raz w historii bycia członkiem rady kiedy nie śpieszyło jej się do domu. Nie chciała tam siedzieć i myśleć o tym, że miłość jej życia ruszyła do przodu albo co gorsza spotkać go albo jego narzeczoną. To wyniszczyłoby ją do reszty.
    Z zamyślenia wyrwało ją dopiero jakieś zamieszanie na korytarzu. To była nowość w tym miejscu. Słysząc jak drzwi jej gabinetu się uchylają szybko zgasiła świecę i zamarła w bezruchu. Próbował przejść przez drugie drzwi ale były chronione przez zaklęcie, którego prawie nikt nie był w stanie złamać. Nie wiele myśląc zeszła bezszelestnie z parapetu, zaszła mężczyznę od tyłu i uderzyła go świecznikiem, dwa razy. I chyba zadziałało bo upadł i kompletnie odpłynął. Zadowolona z siebie otrzepała ręce zupełnie jakby je sobie czymś ubrudziła i odstawiła świecznik na miejsce, a następnie znów zapaliła świece. Wyglądał tak spokojnie kiedy był nieprzytomny. Rozpoznała w nim tego poszukiwanego przez radę złodzieja, za którego wyznaczyli nagrodę. Ale po co miałaby go oddawać w ich ręce? Niech się jeszcze pomęczą. Nie potrzebowała tych pieniędzy bo jej dom i tak był pełen przepychu i bogactw, a jej szaty szyte z najdelikatniejszego jedwabiu. Nie była też psychiczna na punkcie przestrzegania prawa bo w sumie sama nigdy nie była święta. Miał szczęście, że trafił akurat na nią bo była chyba jedyną osobą bardzo luźno związaną z radą i postanowiła go wypuścić. Ale to nie było takie proste. Najpierw musiała go wydostać. Upewniając się, że wciąż jest nieprzytomny zawinęła go w dywan i zaczęła ciągnąć po korytarzach aż do wyjścia. Na szczęście jej uśmiech do strażników działał cuda bo sprawiał, że zapominali o całym świecie i nawet nie zwracali uwagi na to, co za sobą ciągnęła. Jakieś dziesięć minut później byli już w jej pięknym domu, do którego nie pasował tylko ten ohydny dywan. Afrodyta siedziała w salonie i czekała aż złodziej się obudzi, cały czas się w niego wpatrując.

    Afrodyta

    OdpowiedzUsuń
  36. [nie wiem ile Morai tu jest, może być tyle ile potrzebujesz, że Twój plan pasował, bo pomysł mi się podoba :) teraz możemy pociągnąć że gdzieś się przypadkiem spotkają, mogą nawet na siebie wpaść, bo Morai wizję może mieć nawet przy minimalnym muśnięciu, jednak to tez nie tak, że ona zawsze przy dotknięciu kogoś je ma. no więc mogą na siebie wpaść i przypuśćmy, że Morai coś zobaczy, albo przekornie nie, ale Algar jej nie uwierzy i będzie ja męczył by coś mu przepowiedziała w obawie, że coś podobnego może się w jego życiu wydarzyć jak z okiem]

    Morai.

    OdpowiedzUsuń
  37. [na moje mogą mieć neutralne stosunki choć jeśli wcześniej Algar jej nie posłuchał musiał myśleć coś w stylu: mała gówniara nie będzie mi mówiła co mam robić no ale teraz poprowadźmy już, że się spotkają w mieście, niech będzie, że w godzinach wieczornych - a co tam, zrobię z mojej Morai nieustraszoną!]

    Morai.

    OdpowiedzUsuń
  38. O tak, Soleńka była uparta. Była też całkiem cwana i mądra. Wyglądała jedynie na dwadzieścia lat z niewielkim hakiem, ale jej dusza można by powiedziec, należała do starego rodu i zbierała w sobie wszystek mądrości wiedźm. A że i w krwi miala domene mroku… zagadki i ich rozwiązywanie leżało jej tym bardziej. I teraz też wydawalo się, że szykować się powinna na coś niezwykłego.
    Swojej bogatej koleżanki nigdy by nie podejrzewala o zdrade męża. O jakakolwiek zdrade i kłamstwo, bowiem wizerunek pani koli, jaka nosiła teraz na sobie pod szalikiem, był nieskazitelny. Ale ruda widziała nie jedno i nauczyła się już nie wierzyć i nie ufać. Nie tak do końca…
    Obcasiki stukały o kocie łby, gdy pokonywała brukowane uliczki i aleje. Dość szybko pojęła, ze kluczy za tamtą osobą, a tamta stara się ją zgubić. Nie pierwszy to raz. Sol jako sciagająca, umiała szpiegowac, sledzić i podążać krok w krok za tym, kogo chciała i musiała odnaleźć. Teraz nie ograniczal jej obowiązek z rozkazu Rady, jedynie własna ciekawość. Ale i tak z zawziętością i zacieciem godnym pozazdroszczenia, podążała przed siebie, z nadzieją, że chociaż rozpozna w sylwetce kogoś znajomego. Co to za konspiracja? Co za sekrety?
    Gdy zatrzymała się i wydawało jej się, ze zgubiła trop, usłyszała glos. Niski, męski z nuta ostrzeżenia w treści. Zacisneła mocno usta, nie chcąc nic palnąć , ani pochopnie, ani zgubnie dla samej siebie i obróciła się powoli. Grot strzały odbijal blada poświatę księżyca i na ten widok, wycelowanej w siebie broni, wiedźma zmarszczyła gniewnie brwi.
    -Mi zawsze mało przygód – oznajmila swobodnie i machnęla dlonią, by tym skrawkiem mocy, jaką jej radni pozostawiali po odebraniu magi do zasilenia miasteczka, wytrącić mu prostym czarem i strzale i broń z cięciwą, jaką w nia mierzył. Bo to było niegrzeczne. I ona z kolei poczuła się oszukana. Zabawa w chowanego i w berka przeistoczyć się mogła w cos wcale nieprzyjemnego.
    Mimo tego odsunęła się kilka kroków w tył, także chowając się w mroku jak nieznajomy. Zaczesała włosy z twarzy i zmrużyła powieki, by dostrzec cos więcej w cieniach, w jego sylwetce. Miala kilka pytań, ale przecież byloby to smieszne robić przesłuchanie uzbrojonemu mężczyźnie. Poza tym teraz każde wydawalo się durne. Ugryzła się w język na szczęście, choć pewnie zaraz spytałaby, czy jest kochankiem, czy napastnikiem naslanym na jej koleżankę. Zamiast tego wzdrygnęła się, gdy kot zza rogu wyskoczyl jak oparzony, goniąc z wrzaskiem uciekającego szczura.

    OdpowiedzUsuń
  39. [hejka - przyszłam się przypomnieć, bo mi smutno bez ciebie ^^]

    Elenar

    OdpowiedzUsuń
  40. [ Nie totalne głupoty, dobrze zamotane, a więc i ciekawe! Demon ten mógłby być jednym z podwładnych Asmodeusza, właściwie ulubieńcem i dlatego Diabeł przejąłby się jego stratą i chciał odzyskać jakąś-tam-ważną-dla-piekieł-rzecz.
    Możemy uznać, że początkowo Algar i Asmo się nie rozpoznają, dopiero po pewnym czasie zorientują się który kim jest. Zaczniesz? :> ]

    Asmodeusz

    OdpowiedzUsuń
  41. [Witam :D Udało się, oj, udało się. Oczywiście ochota na wątek jest i to mocna/silna. Połączenie nawet dobre, ja jeszcze starałam się wykrzesać wenę, by pomyśleć czy mogliby się znać z przeszłości przed Last Salvation. Cóż, jak widać w KP, jest tam fragment pochylony o.o” I jest opisana śmierć Viktora, który nota bene był jej… facetem xD *Śmiech szaleńca.* I wpadłam na taki głupi pomysł, że skoro Algar zajmuje się złodziejstwem i raczej działa na tajniaka, nic dziwnego, że po rozłące (gdy cała jej rodzina została wymordowana, a on oficjalnie martwy) się nie spiknęli. I na początku w sprawie przemycenia projektów zakazanych lalek do Last Salvation kontaktowałaby się z nim przez pośrednika. – ale to zbyt banalne, więc propozycja druga! xD

    Ilya przyjeżdżając do Last Salvation „zgubiła” kilka ważnych projektów dotyczących tworzenia zakazanych lalek. I prosi Algara o pomoc w odzyskaniu ich i sprowadzeniu do Last Salvation, o! I to potem się jakoś skomplikuje, bo okaże się, że ktoś stworzył już jedną zakazaną lalkę, która zaczyna szaleć np. o.o"]

    Ilya

    OdpowiedzUsuń
  42. [to już najmniejszy problem. mamy jakiś pomysł, a potem w miarę upływu czasu pozwolimy fantazji po prostu działać ;D
    no cóż, nie zostaje mi nic innego jak jednak nakłonić cię do sięgnięcia po DA. druga część mnie nie porwała ale pierwsza zapewniła wiele godzin niezłej zabawy i jak najbardziej polecam ;D ja z kolei zbierałem się kiedyś do everwinter nights ale ostatecznie zatrzymałem się na assassin's creed który w głównej mierze działa mi na nerwy i tak męczę pomału :P
    o jaaa o jaaa... czy mogę cię wykorzystać co do zaczęcia?]

    fenris

    OdpowiedzUsuń
  43. [Moja postać? To twór dość specyficzny, nie jest granicą możliwości, ale coś chyba jednak w sobie ma. Cieszę się, że się podoba. ;D
    Ten pomysł jest zaczerpnięty z książki, którą przed kilkoma dniami zaczęłam czytać. I przyznaję się bez bicia do tego. Bardzo mi się to podoba, ponieważ tak jak mówisz jest to ograniczenie, żeby nie było tak pięknie.
    Umm, co do ich połączenia. Może coś pokręconego? Łącznik + rabuś. Może Algar będzie potrzebował kiedyś czegoś czego nie może dostać w naszej małej mieścince? Istnienie taka możliwość, hmm? :)]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Ale ta lalka będzie wredna i paskudna, o! :D I jeszcze brzydka :D Z góry przepraszam za tak paskudne zaczęcie, ale mam parszywy humor bo muszę opierdolić moją przyjaciółkę, ulubioną osobę, z którą pisałam wątek indywidualny T______T” Co do powiązania – uśmiałam się. Gościu chytry na kasę? xD Aj, aj – niegrzeczny. Trzeba spróbować ugrzecznić :D i z Viktorem była 2 lata, a do LS przybyła w wieku 21 lat – czyli rozpoczęła ten związek w wieku lat 19 xD Mam nadzieję, że to co będzie dalej będzie ci pasowało xd]

    Romanowowie* zawsze pilnie strzegli swych sekretów. To było oczywiste, że chcieli by ich sztuka, ich kunszt został tajemnicą. Lalki sprzedawali tylko zaufanym kupcom, a na rękach mieli krew. Nie obchodziło ich, do kogo trafia marionetka, nie raz trafiała do wojska lub do jakiegoś psychopaty. Jednakże w końcu przyszedł czas na Romanowów, a ich własne dziecię w szale ich zabiło. Nie było już Strażnika, który mógłby ją chronić. Nie było Strażnika, który mógłby chronić sekrety rodziny. Droga do Last Salvation nie była miła dla Ilyi. Mówiąc szczerze Romanova nie była ani trochę zadowolona, że tu trafiła, jednakże potrzebowała tymczasowego schronienia, miejsca gdzie odpocznie, pomyśli, przeanalizuje swoją sytuację, która w skrócie nakreślając była… beznadziejna. Kronenbergowie byli jednakże uparci, a zlikwidowanie ich teraz, gdy dopiero wylizywała rany było by zbyt ryzykowne. To po prostu było by najgłupsze posunięcie tej dekady. Jednakże… musiała odzyskać szkice oraz projekty dotyczące tworzenia zakazanych lalek z ludzkich ciał. Nie o to chodziło, że nie chciała ich tworzyć. Jej było to całkiem obojętne. Chodziło raczej o zachowanie rodzinnej tajemnicy. Doskonale wiedziała, co może się stać, gdy za stworzenie takiej lalki bierze się niedoświadczony twórca marionetek. Skutki przeważnie, a właściwie zawsze, były opłakane. Nie było innego wyjścia. Lalki zawsze oszalały. Lalki zawsze przestawały słuchać mistrza, swego stwórcy. „Poprosiła” więc, przez pośrednika oczywiście, Algara o odzyskanie tych projektów. Romanova chciała mieć jak najmniej wspólnego z tym mężczyzną. To prawda. Może kiedyś ich coś łączyło jak była młodą, głupią osiemnastolatką i przez rok dała mu się omotać, ale pewne informacje przekazywało się tylko zaufanym osobom. Cholera jasna! Dla niego liczyły się tylko pieniądze, więc zaproponowała za wykonanie zlecenia dużą wypłatę, ale nawet to nie gwarantowało, że Algar jej po prostu nie wykiwa. Ilya westchnęła ciężko i opadła na fotel. Usłyszała cichy ruch mechanizmów Signe, a po chwili usłyszała jak jej odnóża w ciemności uderzają o podłogę. Zawsze kryła się w ciemności przed oczami ciekawskich. Kobieta spojrzała na płonący w kominku ogień i zamknęła oczy rozkoszując się ciepłem jaki dawał.

    Spolszczenie nazwiska Romanova – Romanowa, stąd Romanowów, Romanowie xD
    Ilya Romanova

    OdpowiedzUsuń
  45. [Dziękuję raz jeszcze. :)
    Nikt nie zabronił czerpać inspiracji skąd popadnie, prawda?
    A pomysł z okiem bardzo dobry. Co do nielubienia się, można, można. Chyba, że potem uda im się jakoś "ocieplić" stosunki. Co prawda łącznik działa z ramienia Rady, ale nie wtedy, gdy coś dla kogoś przemyca do azylu. ;) A takie osóbki, ciche i niewinne jak Cira zazwyczaj nie są posądzane o tak złe rzeczy jak wnoszenie czegoś niepożądanego przez władzę na nasz teren. ;3
    I oczywiście bal odpowiada. ;D]

    OdpowiedzUsuń
  46. [Domyślałam się, że nie ufałby nawet łącznikowi. Małe i ciche zawsze uchodzi za najbardziej niewinne. :)
    Postaram się coś z tym balem wyskrobać.]

    Bale maskowe na jej planecie nie były popularne od stuleci, a może i nawet tysiącleci. Na jej planecie odbywały się tylko oficjalne spotkania władcy z przedstawicielami innych ludów niż Floodurowie, które polegały na ubraniu się w eleganckie stroje, zasiadaniu przy stole i rozmowach o interesach. Nie było rozrywek typu bal czego nie żałowała, ponieważ nie była do tego przyzwyczajona. Jednak teraz była w innym miejscu, w innym czasie. Tutaj spotkania, które nie miały nic wspólnego z interesami były popularne i co więcej lubiane.
    Była jedną z nielicznych osób, które nie pojawiały się na takich balach. Jednak tym razem została wysłana na jeden z nich przez Radę. Nie podobało jej się to, zawsze obawiała się tego, że ktoś zobaczy jedną z jej metalowych kończyn. To zawsze, w każdej możliwej sytuacji krępowało jej ruchy, zachowania i kontakty. Strach przed zdemaskowaniem, wyśmianiem. Choć każdy był tutaj kimś wyjątkowym, kimś Innym niż Ludzie Ziemi ona nadal wstydziła się swoich metalowych części. Dzisiejszego dnia musiała niestety przemóc strach i odwiedzić jedną z sal, w której odbywała się zabawa. Zadaniem łącznika nie było tylko i wyłącznie kontaktowanie się ze światem zewnętrznym, ale także szpiegowanie i to ona do dzisiejszego szpiegowania została przypisana. Chodziło o nowe informacje o szajce rabusiów grasujących w Last Salvation. Przez kilka lat spędzonych tutaj nigdy nie dowiedziała się niczego istotnego o tej zgrai. Nie potrzebowała tych informacji dla siebie, wszystko co dosłyszała zbierała dla Rady. A dosłyszała niewiele, dosłyszała zapewne to co znaczyło dla tych ludzi tyle co zeszłoroczny śnieg.
    Z ciężkim westchnięciem spojrzała na swoje odbicie w pękniętym lustrze. Powtarzała sobie od kilku tygodni, że musi kupić nowe, ale nie mogła się po nie wybrać. Upięte w kok włosy przypominały fryzury kobiet z dawnych, ziemskich epok. Jej ciało było zakryte suknią utrzymaną w skromnym, ale jednak zachwycającym stylu. Przemyciła ją spoza azylu, kiedy dowiedziała się o zadaniu balowym jak to ujęła. Standardowo na jej lewej ręce widniała rękawiczka, tym razem nie było to tak dziwne, ponieważ znajdowała się ona także na drugiej kończynie. Jedynie buty, które mogły odsłonić sztuczną stopę były dla niej problemem. Liczyła na to, że przy ostrożnych ruchach suknia nie odsłoni jej nóg i nie zdradzi jej tajemnicy.
    Westchnęła kolejny raz i wyszła z łazienki. Założyła na siebie płaszcz i wyszła z domu. Nathaniel czekał na nią przy drzwiach. Obiecał jej odprowadzić ją do sali.

    [Coś tam skleiłam.]

    OdpowiedzUsuń
  47. Rzeczywiście, pośrednik był celowo mały poinformowany. Nie znał imienia ani nazwiska swej pracodawczyni, a tym bardziej nie wiedział, czym się ona zajmuje. Nie widział także jej twarzy. Wszystko po to, by podejrzenia nie były skierowane na nią. Postanowiła dać Algarowi kilka dni na zastanowienie się nad ofertą. I oczywiście, że zaliczka była sowita. Romanova miała, bowiem cel – odzyskać wszystkie projekty swej rodziny i miała gdzieś czy wyda na tym rodzinną fortunę. Na dodatek na sprzedaży marionetek odpowiednim klientom można było sporo zarobić, więc nie groziła jej bieda czy głód. Jednakże prawdą było, że mogła sama się rozprawić z Kronenbergami, jednakże, jeżeli ktoś by się domyślił, że za atakiem na nich stoi właśnie Ilya Romanova, rada Last Salvation mogłaby pozbawić ją jej lalek. Dla lalkarza, który był tak niezwykle mocno przywiązany do swych dzieł, byłby to ogromny cios ku uciesze rodziny Kronenbergów, a ona na to nie mogła pozwolić. Niee… Byłby to cios dla każdego lalkarza, czy twórcy marionetek. Była by to hańba nie do zmycia. Starannie, szczelnie jej koc opatulał jej nogi. Doskonale słyszała jak drzwi się otwierają i usłyszała nerwowy ruch wielkiego cielska Signe. Dziwiła się czasem, że podłoga utrzymywała ciężar tej lalki.
    -Signe, zostaw naszego gościa w spokoju.- mruknęła Romanova słysząc ruch swej marionetki, który przeważnie nie oznaczał niczego dobrego dla przeciwnika. Ten ruch zawsze kończył się kałużą krwi i posiekanym ciekawskim. Automat posłuchał, musiał posłuchać, bo po chwili usłyszała cofającą się ponownie w ciemność Signe. Po dłuższej chwili marionetka całkowicie się schowała i zastygła w bezruchu. –Starych, czy nie starych, jednakże niezapowiedzianych zawsze.- odpowiedziała i wstała. Koc wylądował na ziemi. –Czego chcesz, że się tu zjawiłeś?- nie wierzyła, by mężczyzna pojawił się tutaj bez powodu. On zawsze miał jakiś cel, powód i na pewno nie była nim ona. On nie posiadał uczuć. Był pusty w środku niczym dopiero tworzona marionetka i Ilya się o tym przekonała.

    [Sorki, że tak krótko xD I fajnie, że ci się podobało. :)]
    Ilya Romanova

    OdpowiedzUsuń
  48. [a nie jest sprecyzowany? XD Algar stracił oko bo nie posłuchał Morai, teraz się spotykają na nowo i chce znów się czegoś dowiedzieć o swojej przyszłość, hm? XD]

    OdpowiedzUsuń
  49. [Cieszę się, że Ci morda przypadła do gustu :> To był cud, że na niego wpadłem bo idealnie pasuje do wyobrażenia Fausta.
    Jakby co, może wyposażać Twojego złodziejaszka w sprzęcik ułatwiający kradzież albo jakieś trucizny, słabsze bądź mniej słabsze ;> ]
    Faust/Rynwar

    OdpowiedzUsuń
  50. [No ja wątek bardzo chętnie i proszę bardzo :D jakiś pomysł, cokolwiek? Bo karta zjadła mi resztkę mózgu :C Więc jeżeli mam coś wymyślić to... Nie wiem xD
    Jeżeli Algarowi śnią się jakieś koszmary, to mógł paść ofiarą Alice :P W chwili, gdyby się spotkali, ona z automatu przybiera "postać" tego koszmaru.]

    Alice Carter

    OdpowiedzUsuń
  51. [A ja jestem bardzo chętna na wątek, bo mi się Algar bardzo podoba ─ jakkolwiek to brzmi. Trzeba tylko coś wymyślić! :D]

    Maisie

    OdpowiedzUsuń
  52. Owszem, Sol pracowała dla Rady. Sprowadzałą do azylu nowych wyrzutków. I dawniej udostępniła ims woje usługi, gdy jeszcze miasteczo było budowane. Ale to stare dzieje, a obecnie jej rola zamykała się w profesji narwanej i gotowej obrazić się za wszystko kelnerki i Ściągającej. Nie to ją tu jednak za złdoziejem sprowadziło. Ciekawość. Tylko.
    Gdy rozbłysło swiatło, Sol skuliłą się, zacisneła mocno powieki i jękneła. Ten blask niemal sprawił jej fizyczny ból. Czułą pod powiekami nieprzyjemne pulsowanie i nawet po dłuższej chwili nie widziałą normalnie. Nie widziała nic, tylko plamy z przewagą czerwi i czerwieni. I nie było szans, by dalej szukać tego mrocznego typa. Gdyby nie sztuczka, nie bałabys ie spuścić do kanałó. Kolia i obcasy nie cyzniły w niej damy. Byłą docieklwia i uparta i cóż, to skutkowało tym, ze była tak swietna w swojej pracy. Każdej. I w swojej roli. Każdej.
    Do domu trafiła zamiast w kwadrans, w ponad godzinę. Na oślep. Wystraszona, ze oślepnie na zawsze. Ale nie. Udało się. Odpoczęła i wzrok zaczłą wracać. Choć poajwił się bół głowy i nim nie usnęła, nie minął. A i nad ranem po pobódce miała dyskomfort i skronie pulsowały. Ale dostała nauczkę i nie szukała złoczyńcy więcej. To jednak na nic się zdało i tak bowiem wpadła w tarapaty.
    Nie zdarzało się to często, bo częściej to Sol napadała ludzi. Ale tegow ieczoru przy porcie, gdy opuszczała zakąłd krawiecki rpzyjaciółki, nim skręciła w stronę swojego mieszkanka, jakieś ręce ją porwał w górę i chwilę po tym jak straciła grunt pod stopami, została dociśnięta do chropowatego muru. Jękneła cicho, pod nosem jedynie i zmrużyła powieki, patrząc na oprawcę. Okazało się, ze jest ich czterech. Szlag...
    -Odsuń się, plujesz na mnie – prychnęła dziko i mimo ze ją trzymano, dwóch chyba, każdy z jednej strony stał, wierzgneła. Poskutkowało udanym kopniakiem między nogi jednego i stertą przekleństw. I kolejnym wrzaskiem wiedźmy, gdy uderzyli nią o mur, aż poczuła prądy bólu biegnące po ciele od karku do lędźwi.
    Była pyskata i bezczelna. I odważna aż za bardzo, co sprowadzało się do głupoty. I wiedziała, ze kiedyś będzie taki dzień, w któryms ię nie wybroni i nie ujdzie cało. Ale nie myslałą, by to był dzień dzisiejszy. Wypuściłą powietrze z sykiem kiwneła głową, a ten który stał naprzeciw niej, zawył, gdy niewidzialna siła pociagneła mu rękę w tył, że omal ze stawy bark nie wypadł. I znowu krzykneła wściekła, gdy czyjeś grube paluchy jej zasłonił oczy. I zrobiło się neiciekawie. Bo zaczęła się bać.

    OdpowiedzUsuń
  53. [No to może być właśnie tak, że idzie Algar na włam, a tu bęc: demon z przeszłości, który teoretycznie powinien nie żyć i to jeszcze z Algarowym okiem w łapie xD Mam zacząć? :D]

    Alice Carter

    OdpowiedzUsuń
  54. Zima zdawała się trochę odpuszczać. Śnieg już nie sypał, zmuszając do brodzenia po kolana w zaspach, wiatr przycichł. Miasto wyglądało niezwykle spokojnie, na swój sposób urokliwie, pokryte niedużą warstwą białego puchu. Zaledwie odczuwalny mróz ścinał wodę, tworząc sople, w których odbijały się światła latarni.
    Idylla. Przepiękna kraina spokoju, gdzie każdy mógł znaleźć wytchnienie.
    - A żeby wam tak w gardle stanęło, zasrańcy! - Warknęła Alice, pokazując "międzynarodowy gest pokoju" w postaci środkowego palca siedzibie Rady. Kolejne negocjacje w celu spieniężenia kolejnej serii książek, które byłyby nowe i nie wypadały im kartki znów się nie powiodły.
    - Za którymś razem się złamią. - Saturn, wyjątkowo paskudny kot wielkości doga niemieckiego przeciągnął się, orząc pazurami lód na chodniku. Z perspektywy kogoś postronnego wyglądało to jak samoistnie tworzące się bruzdy na gładkiej tafli. Saturn nie pokazywał się każdemu.
    Wściekła kobieta poprawiła granatowy kapelusz z długim, pawim piórem i rozpoczęła marsz w kierunku własnego domu. Małego mieszkania, które już dawno prosiło się o remont.
    - Alice... - Mruknął ostrzegawczo kot, patrząc gdzieś w ciemny zaułek. Kobieta wyrwała się z zamyślenia i również spojrzała w tamtym kierunku.
    Sylwetka spowita cieniem, od której czuć było strach. Znała ten zapach i już wiedziała, że nie będzie łatwo.
    W swoim królestwie była wręcz niepokonana. Na jawie wciąż spowijała ją iluzja koszmaru, kiedy patrzył na nią ten, w czyje sny się zakradła i pożerała.
    Zatem nic nie mogła poradzić na to, że mężczyzna, który uparcie się jej przyglądał widział tego samego demona, który śnił mu się wiele razy. Potworną bestię, która w szponiastej łapie trzyma jego oko. To samo, które teraz zastępował mechanizm.
    Póki nie przestanie jej się bać, będzie ją wdział taką, jak podpowiada mu wyobraźnia. Nic nie mogła poradzić na przemianę, która zawładnęła jej ciałem.

    Alice Carter

    OdpowiedzUsuń
  55. [Gen od poprzedniego wcielenia ma zawsze przy sobie otwierany wisiorek ze zdjęciem mężczyzny, który był jej mężem. Ten wisiorek pomaga jej uporać się z demonami przeszłości i przypomina o tym, że była naprawdę szczęśliwa. Pewnego wieczoru, uciekając przed czymś, co ją wystraszyło, mogła go gdzieś zapodziać. Wtedy znalazłby go Algar, w środku byłoby zdjęcie jej i jej męża, więc doskonale wiedziałby do kogo wisiorek należy.
    Także pomysł nie jest najgorszy. :)
    A karta ma być smutna. Ja bym była smutna, gdybym po raz dziewiąty musiała przeżyć 300 lat.]

    Gen

    OdpowiedzUsuń
  56. Okazało się, że dostanie się do bocznej sali, gdzie chwilowo przetrzymywali figurki, było trudniejsze, niż Danica początkowo sądziła. Ochroniarzy nie było zbyt wielu, ale działali dobrze i sprawnie, ewidentnie znali się na tym, co robili. Każdy z nich przewyższał ją przynajmniej o głowę wzrostem, byli ogromni i napakowani. Wszyscy ubrani na czarno z łatwością wtapiali się w półmrok korytarzy oraz sal, pod obcisłymi koszulkami znaczyły się mięśnie, które wprawiały ją tylko w większy niepokój. Wolała nie wiedzieć, co mogliby jej zrobić, gdyby ją złapali. Sprawiali wrażenie profesjonalistów, a ona była tylko dziewczyną, która chciała odzyskać naszyjnik od złodzieja. Jej samej daleko było do perfekcyjnego opanowania sztuki złodziejskiej, nigdy się nie skradała, nie przemykała z cienia do cienia, a zdenerwowanie narastało wewnątrz niej razem z krzykiem instynktu. Przecież to niedorzeczne. Mogła powiedzieć każdemu ze strażników o swoich przypuszczeniach, oni mogli się tym zająć. Tymczasem bała się, że gdy złapią złodzieja, skonfiskują wszystkie jego przedmioty i mogłaby nigdy nie odzyskać naszyjnika, który miał dla niej zbyt sentymentalną wartość, żeby tak po prostu się poddała.
    Danica przemykała przez korytarze. Na szczęście dobrze znała topografię budynku, brakowało jej jednak podstawowej wiedzy dotyczącej rozmieszczenia ochroniarzy. Jej obcisła bluzka lśniła bielą nawet w najciemniejszych zakamarkach, z łatwością zdradzała jej pozycję osobom, które wiedziały, czego wypatrywać. W myślach przeklinała za każdym razem, gdy podłoga skrzypiała pod jej stopami. Miała wrażenie, jakby stąpała z finezją porównywalną do ciężkich kroków słonia, a każdy szmer rozbrzmiewał z siłą odgłosu startującego samolotu. Całe jej ciało skroplił pot, a niesforne kosmyki uwolnione z jej koka przyklejały się do twarzy i karku. Z ulgą przyjęła chłodne powietrze, które połaskotało ją w odsłoniętą szyję, gdy wpadło do środka przez uchylone okno. Potrzebowała tego lodowatego, orzeźwiającego prysznica, aby oczyścić myśli i skupić się na celu, nie na panikowaniu. Histeria w niczym jej nie pomoże, a wręcz skaże z góry cały nieprzemyślany, zupełnie lekkomyślny plan na klęskę.
    Wychyliła się delikatnie zza kolumny, obserwując drzwi prowadzące do sali. Już miała ruszyć, przekonana, że korytarz jest pusty, gdy wyłapała obecność ochroniarza czającego się w rogu. Był niemal niewidoczny, tylko jej "antena uczuciowa" uratowała ją przed zdemaskowaniem. Danica nie miała szans, by dostać się do sali niezauważona. Jeśli nie dało się tego zrobić tak, żeby nikt jej nie dostrzegł, musiała zrobić to tak, żeby w pełni zwrócić na siebie uwagę. Z westchnieniem odpięła jak najbardziej guziki koszuli, granicząc z poczuciem przyzwoitości. Czuła, jak na jej szyję i policzki wstępuje rumieniec. To tylko guziki, a mimo to miała wrażenie, jakby była naga. Odetchnęła głęboko, po czym zaczęła się zataczać na ściany i śpiewać piosenki z udawanym, pijackim bełkotem. Co chwilę zatrzymywała się na środku, chichocząc jak opętana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Co ty tutaj robisz? - zapytał męski, niski głos z charakterystycznym pomrukiem. Mężczyzna postąpił krok do przodu, wynurzając się z cienia.
      - Ja... chyba... się zgubiłam. - Zakończyła efektywnym chichotem. - I buty też gdzieś zgubiłam. Przybyłeś mnie uratować?
      Mężczyzna roześmiał się z politowaniem, a Danica udała, że przypadkowo zatoczyła się prosto na niego. Złapał ją za ramiona i przytrzymał blisko piersi.
      - Chyba wypiłaś też za dużo - odpowiedział, gładząc ją po odsłoniętych przedramionach. Danicę przeszył dreszcz obrzydzenia, gdy uczucia ochroniarza uderzyły w nią z całą mocą, ale on ewidentnie uznał to za dreszcz rozkoszy, bo przycisnął ją do siebie mocniej, oblizując wargi - Z chęcią bym się tobą zajął, ale niestety nie mogę.
      - No nic. Może kiedy indziej - mruknęła z fałszywym żalem, po czym znowu się roześmiała, zarzucając mu ręce na gruby kark i przekonując go słodko. Musisz stąd odejść. Musisz iść w inną część budynku. Musisz sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Musisz pójść do kuchni i napić się czegoś mocniejszego. Musisz się trochę zabawić. - To jak mam wrócić na właściwą salę?
      Tym razem ochroniarz nie odpowiedział. Odwrócił się jak w transie i odszedł, a Danica z uśmiechem samozadowolenia podeszła do drzwi, po czym otworzyła je kluczem skradzionym strażnikowi z tylnej kieszeni spodni. Powinna się zastanowić nad zmianą zawodu. Była lepszą aktorką i włamywaczką, niż mogła podejrzewać. Weszła do środka i schowała się poza zasięgiem blasku księżyca. Gdyby była w innej sytuacji, pewnie zachywcałaby się pięknie zdobionym wnętrzem lub samymi figurkami, ale jej myśli zaprzątał jedynie naszyjnik i zastanawianie się, jak odbierze go złodziejowi.
      Drgnęła, gdy zakapturzona postać wskoczyła do środka, ale mężczyzna ciągle jej nie zauważył. Już sięgał po figurki, gdy zamarł. To był jej sygnał do działania. Podeszła kilka kroków do przodu, ale jej twarz wciąż pozostawała ukryta w półmroku.
      - Masz coś, co należy do mnie. Chcę to odzyskać - powiedziała spokojnie, ale jej głos niebezpiecznie zadrżał na końcu, zdradzając jej zdenerwowanie.

      Danica

      Usuń
  57. [ ja tam zawsze na tak, jeśli chodzi o wątki, ale pomysłu to też nie mam :< ]

    L. Moriarty

    OdpowiedzUsuń
  58. [Mam zacząć od momentu, w którym go gubi? Czy jak? :)]

    Gen

    OdpowiedzUsuń
  59. [ W sumie dobry pomysł ci powiem, bo fabuła i wątkowanie działoby się tak naprawdę w śnie, w którym wszystko jest możliwe, więc będziemy mogli trochę zaszaleć :D jestem jak najbardziej na tak ^^ ]

    L. Moriarty

    OdpowiedzUsuń
  60. Dzień przebiegał całkowicie zwyczajnie. Poranek zaczął się tak jak tysiące innych – po kilkugodzinnym leżeniu w łóżku, podczas którego Landon spacerował po własnej krainie snu, tylko od czasu do czasu znikając w umysłach swych sąsiadów, otworzył oczy równo o godzinie siódmej i bez pośpiechu wygrzebał się spod grubej kołdry. Moriarty nie potrzebował snu do życia, to on był jego Panem, a nie na odwrót. Jednak noce zwykł spędzać wtulony w poduszkę z przymkniętymi powiekami, tworząc w głowach najbliżej znajdujących się ludzi różnego rodzaju wizje lub po prostu krocząc po własnym pałacu umysłu. Wracając jednak do porządku dnia, kolejnym krokiem był przyjemny, odprężający prysznic. Następnym rytuałem było odpalenie papierosa, nasypanie łyżeczki kawy rozpuszczalnej do ulubionego kubka, zalania jej niedużą ilością zimnego mleka, dolania wrzącej wody i wymieszania. Były to czynności wręcz święte, wykonywane z precyzją wypracowaną przez lata. Wszystko musiało być idealne, nawet ilość granulek kawy była niemalże odliczona. Tradycyjnie założył na siebie białą koszulę, czarne spodnie i marynarkę, narzucając na to płaszcz, stawiając na bakier kołnierz i okręcając szalik wokół szyi. Z drugim już papierosem w ustach wychodził z budynku, w którym mieściło się jego mieszkanie, ruszając do swojego raju na ziemi.
    Księgarnia Chapter One otwierała się o ósmej trzydzieści i tak też uczyniono tegoż dnia. Landon nie miał zbyt wiele pracy – skontrolował księgi rachunków, choć doskonale wiedział, iż wszystko się w nich zgadza; przeszedł milion razy pomiędzy regałami, muskając wierzchy książek i napawając się ich zapachem. Od czasu do czasu wyciągał którąś, wpatrywał się wręcz z czułością w jej okładkę, ze świętością przewracał pożółkłe kartki. Obsłużył kilku klientów, zatracił się w paru umysłach, wywołał sen u sąsiada, który zajmował niewielką kawalerkę w budynku obok i który nie spał całą noc z powodu narastających problemów finansowych. Zatopił się kilkukrotnie w lekturze, napisał osiem listów, które w drodze powrotnej zaniósł do odpowiedniego człowieka, który miał je roznieść po świecie.
    Po całym dniu spędzonym w przytulnej księgarni, zabrał jedno z grubszych tomisk pod pachę, zamknął główne drzwi i ruszył w drogę powrotną do domu. Na miejscu znów uraczył się kawą i papierosem, topił wzrok w mlecznej barwie napoju i obserwował ulatniający się dym.
    Wydawałoby się, że jego życie było monotonne. To były jednak tylko pozory. Kraina snów dawała mu tyle możliwości, że Moriarty tak naprawdę nigdy nie mógł się nudzić. Zawsze znalazła się praca. Usadowił się właśnie wygodnie na fotelu naprzeciw kominka i przymknął oczy, odszukując jakiś znajomy umysł. Przerwało mu jednak nerwowe, głośne pukanie. Najwyraźniej rzeczywistość także miała dla niego jakieś niespodzianki.
    Niespiesznie wstał, przekręcił zamek i otworzył drzwi. Zmierzył bezwiednie wzrokiem kobietę, jej eleganckie futro kontrastowało z twarzą, którą wyraźnie odznaczało zdenerwowanie, a nie duma czy arogancja, które bardziej pasowałyby do takiego ubioru. Krilla, oczywiście, że ją kojarzył. W jej snach także bywał i to niejednokrotnie, choć oczywiście nie pod swoją postacią.
    Uniósł nieco wyżej brew, utkwił nieruchome spojrzenie ciemnych oczu w jej twarzy.
    - Proszę – powiedział wreszcie, odsuwając się i wpuszczając ją do środka.

    L. Moriarty

    OdpowiedzUsuń
  61. Nim wpuścił ją do środka zrobił chłodną kalkulację wszystkich za i przeciw, lecz trwało to dosłownie kilka sekund i z pewnością było niezauważalne. W jego ciemnych oczach odbijała się wyrachowana pustka, czasami zmieniająca się w wystudiowany chłód. Tym razem było to jedno pomieszane z drugim, nie dające żadnych wskazówek co do myśli Moriarty’ego czy jego zamiarów. Ciekawość jednak przechyliła szalę ku decyzji mówiącej o wysłuchaniu praktycznie rzecz biorąc nieznajomej kobiety.
    Stanął bliżej ściany, tak by kobieta mogła swobodnie przejść przez nieduży przedpokój. Zamknął drzwi, przesunął za nią wzrokiem, samemu następnie wchodząc do salonu. Zatrzymał się przy blacie, który oddzielał pokój gościnny od kuchni, oparł się o niego plecami i wbił wzrok w Krillę. Leniwie lustrował spojrzeniem jej piękną, wręcz wydawałoby się idealną twarz, następnie szybkim zerknięciem omiatając całą sylwetkę. Bogactwo biło od niej, biło z jej sukni, płaszczyku z futra i dumnego wyrazu twarzy, którego najprawdopodobniej nie kontrolowała, a który był czymś naturalnym dla arystokratów. Było w niej coś, co intrygowało; coś, co sprawiało, iż chciało się odkryć wszystkie jej tajemnice. Cóż, Landon większość już znał, choć nie dawał tego po sobie poznać. Jednak jeżeli Krilla była na tyle inteligentna, za jaką ją uważał, z pewnością sama już do tego doszła.
    Uśmiechnął się pod nosem na jej słowa, szczerze rozbawiony. Pora nie robiła mu jakiejkolwiek różnicy, kobieta mogłaby zawitać nawet o czwartej nad ranem, a on i tak byłby rozbudzony i najprawdopodobniej pełen energii.
    - Nic nie szkodzi, raczej nie kładę się spać zbyt wcześnie – odparł łagodnie, a wesołe iskierki zatańczyły w jego oczach. Nie było to kłamstwo, lecz prawdą także nie można było nazwać ów zdania – Landon po prostu nie spał. Było to jednak na tyle niecodzienne, iż nie dzielił się tym faktem z innymi. Wolał unikać niepotrzebnego rozgłosu i plotek na swój temat.
    - Zamieniam się w słuch w takim razie – powiedział po tym jak kobieta wspomniała o pomocy swojemu wspólnikowi. Odepchnął się biodrami od blatu, a raczej ścianki, która go utrzymywała i przeszedł do rogu salonu, gdzie znajdował się niewielki barek. Wyciągnął dwie kryształowe szklanki i do obu wlał drogiej szkockiej whisky, którą uwielbiał. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z zamiłowania Krilli do tegoż trunku, toteż już po chwili podał jej szkło wraz z bursztynowym płynem.
    Śpiączka, zablokowanie umysłu, uwięzienie… Brzmiało interesująco. Moriarty sączył swój alkohol w milczeniu, długo pozostawiając kobietę bez odpowiedzi. Biorąc pod uwagę sposób jej mówienia, chaotyczność, drżenie rąk i uciekające spojrzenie szukające jego wzroku domyślał się, iż sprawa jest rzeczywiście poważna. Bez słowa odstawił pustą szklankę na blat, przeszedł do przedpokoju, by po chwili wrócić z płaszczem w rękach. Ubrał go, stawiając standardowo kołnierz i owijając szyję szalikiem.
    - Niech pani prowadzi, panno Krilli – zarządził, spoglądając na nią.
    Nie, nie łudźmy się, iż kierowała nim chęć niesienia pomocy. Skoro wreszcie działo się coś niezwykle ciekawego w świecie rzeczywistym, dlaczego miałby rezygnować z takiej okazji? Choć raz zabawi się w realnym otoczeniu, a nie w snach i iluzjach.

    L. Moriarty

    OdpowiedzUsuń
  62. [Mam nadzieję, że takie coś może być...]

    Istota paranormalna powinna być… przynajmniej silna, o ile nie straszna i nie przyprawiająca o dreszcze. Istoty nie z tej ziemi powinny straszyć ludzi, powinny rosnąć w siłę wraz z naiwną wiarą ludzkich dzieci. Powinny być paskudne, z czterema głowami, jednym okiem i sześcioma rękami. Powinny dorównywać wyobrażeniom tych, którzy je stworzyli. Genevieve Chatier w swojej ludzkiej postaci w ogóle nie była straszna. Miała metr sześćdziesiąt, wyglądała niezwykle niewinnie, nie pomagała sobie kosmetykami lub ubraniami, najczęściej otulając się w ciepły, za duży płaszcz, który udało jej się kupić już tutaj ─ na miejscu ─ za marne grosze. W ciągu swoich kilku odrodzeni żyła, jak zwykły człowiek, za każdym razem musząc wpasować się do epoki, a potem do kolejnej. Musiała nauczyć się znikać i pojawiać jako kto inny, w zupełnie nowym miejscu. Genevieve Chatier miała setki przybranych tożsamości i zawodów. Miała wykształcenie z pierwszych, europejskich uniwersytetów. Brała udział w reformacji, głosiła wiele haseł, z niewieloma się utożsamiała. Genevieve nigdy nie mogła sobie przypomnieć, kim była przed spaleniem. Ale w raz kolejnymi, przeżywanymi latami, to wszystko wracało. Wracała wiedza i doświadczenie. Teraz, mając dopiero dwadzieścia cztery lata, była pisklęciem. Niedawno nauczyła się pisać, z czytaniem już radziła sobie nie najgorzej, ale kompletnie zapomniała o tym, że przed wybuchem pierwszej wojny światowej studiowała historię, że miała doktorat z nauk ścisłych i żyła u boku chorowitego męża.
    O mężu przypominał jej złoty, otwierany medalion na długim łańcuszku. Wraz z mężem, każdego dnia przybywały nowe wspomnienia. Mgliste, niepewne, oparte głównie na przeczuciach, które nie miały szans na rozwinięcie się. Bynajmniej nie tutaj, nie w miejscu, gdzie była zamknięta, niczym w klatce i nie pojawiała się w miejscach, w których była już wcześniej. Żałowała, że przystała na obłudne obietnice tego o życiu w raju, w ich własnym Edenie, który zbudowali własnymi rękami. Kiedyś była utożsamiana z bóstwami słońca, kiedyś jej spalenie było ofiarą, teraz było tylko koniecznością, bo nikt nigdy jej nie zabił, nie pozbawił jej możliwości odradzania się. Raz po raz, zawsze po trzystu przeżytych latach. Zawsze po trzech dniach niebytu.
    Last Salvation nie było miejscem, w którym czuła się dobrze, ani tym bardziej swobodnie. Szukała miejsc, które mogły jej coś przypomnieć. Szukała miejsc, w których nie byłaby sama, a jednocześnie unikała tych, gdzie było zbyt wiele mieszkańców. Tego wieczora wybrała się na spacer, po raz kolejny odwiedzając południowy las. Szła między rzadko rosnącymi, wysokimi sosnami. Unosiła wysoko nogi, pokonując kolejne śnieżne zaspy i coraz mocniej opatulała się szarym, brzydkim płaszczem.
    Nie zwróciła uwagi na to, że jest pełnia. Nie zwróciła uwagi na ostrzeżenia płynące ze strony innych mieszkańców, które podsłuchała w jednym z barów. Wycie wilka nie było rzadkością, ale Gen miała przeczucie, że długi skowyt, który dotarł do jej uszu, nie pochodził od zwykłego wilka. Widząc między drzewami jakiś cień, rzuciła się do ucieczki. Mijała drzewa, mijała krzaki, aż wybiegła na pustą polanę, która znajdowała się kilkaset metrów ze centrum miasteczka. Niestety, wybiegając z lasu, gruby szal zaplątał się o niskie, mocne gałęzie. Nawet nie poczuła, jak wraz z szalem zrywa się delikatny łańcuszek. Wystraszona biegła dalej, mając wrażenie, że jej serce niebawem wyskoczy z piersi.

    Gen

    OdpowiedzUsuń
  63. [Taki miał wyjść ;) Chwilowo chłopak się niczym nie zajmuje... Muszę coś mu wymyślić ;D Cóż ciężko coś tutaj wymyślić... A może Ander będzie świadkiem jakiegoś przestępstwa z udziałem Algara? Nic lepszego mi nie przychodzi na myśl ... ]

    Ander

    OdpowiedzUsuń
  64. Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, jak bardzo Krilla się niecierpliwiła. Najbardziej widoczne, a także słyszalne było stukanie czarnych obcasów o podłogę, które zaburzało panującą dookoła ciszę i kłóciło się z rytmicznym tykaniem zegara. Kolejne symptomy były zauważalne tylko dla osób o dość wyostrzonej zdolności obserwacji i talencie do zwracania uwagi na szczegóły. Moriarty miał to szczęście bycia takim człowiekiem, choć wiele zawdzięczał pielęgnowaniu tej zręczności na przestrzeni lat. Jedno dłuższe spojrzenie pozwoliło mu na ocenienie stopnia jej irytacji na podstawie chociażby płytkiego, krótkiego oddechu, napięcia mięśni czy zaciskania dłoni. Niemniej jednak w żadnym wypadku nie pospieszyło go to do podjęcia decyzji. Co prawda niemal od samego początku był pewien, iż podejmie się tego zadania ze względu na jego ciekawy i intrygujący charakter oraz szczyptę tajemniczości i niebezpieczeństwa, które szły razem z nimi w parze. Zdawał sobie jednakże sprawę z tego, iż szybka odpowiedź nie leży w jego guście, nie świadczyłaby dobrze o jego osobie. Mógłby wydać się zbyt porywczy i nieodpowiedzialny lub znudzony własnym życiem i szukający sensacji. Żadne z powyższych nie zgadzało się z prawdą, toteż Moriarty postawił na czekanie. Leniwie sączył swój bursztynowy trunek, delektując się głębią jego smaku.
    Wreszcie zdecydował się wykonać ruch. Ubranie płaszcza było jednoznaczne i niepotrzebne były słowa, by zrozumieć jego odpowiedź. Krilla była kobietą inteligentną, a nie prymitywną, Landon nie musiał się bawić w uśmieszki i wyważone zdania.
    Odwrócił głowę w jej stronę słysząc cichy chichot i sam posłał w jej stronę delikatny, zagadkowy uśmiech. Oczywiście, że zdawał sobie sprawę, iż miała męża. Dlaczego więc postanowił zwrócić się do niej per panna? Był to błąd czy celowe posunięcie?
    - Oboje wiemy, jak to małżeństwo wygląda. Równie dobrze mogę nazywać Panią „panną” – odparł swobodnie, nie kryjąc się z tym, iż posiada odpowiednią wiedzę co do jej wyjścia za mąż. Zarówno ona, jak i on wiedzieli, iż jest to związek jedynie dla pieniędzy. Tymi słowami zakończył jednak temat, nie mając zamiaru bardziej go rozwijać. Wtrącać się też nie miał się zamiaru, bo było mu zupełnie obojętne co kierowało Krillę przed ołtarz. Otwarł przed kobietą drzwi i wypuścił ją pierwszą na korytarz. Zamknął dokładnie drzwi, bo włamanie do mieszkania zdecydowanie nie byłoby mu na rękę, a wiedział, że złodziejaszków w Last Salvation nie brakuje. Z resztą, udawał się przecież do jednego z nich, czyż nie?
    Noc była dość przyjemna, choć mroźna. Na szczęście wiatr się uspokoił, co widać było chociażby w tym, że mężczyzna mógł swobodnie odpalić papierosa, bez zbędnego zakrywania zapałki dłonią. W milczeniu szedł obok Krilli, co chwila zaciągając się fajką i wypuszczając dym nad siebie. Śnieg cicho skrzypiał pod wpływem ich kroków, lecz poza tym miasteczko otulała błoga cisza. Nie widać było na ulicy żywej duszy, a tylko w kilku oknach paliło się jeszcze światło. Kiedy zatrzymali się przed odpowiednim budynkiem, Landon wyrzucił peta w śnieg, czemu towarzyszyło ciche syknięcie, oznaczające zgaszenie papierosa pod wpływem czegoś mokrego.
    Wszedł za Krillą do środka. Mrok spowodował, iż jego źrenica znacznie się zwiększyła, a tym samym czekoladowe oczy jeszcze bardziej pociemniały. Rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz nie było w nim nic nadzwyczajnego. Kilka drewnianych belek okrytych grubą warstwą kurzu i schody, prowadzące do serca wieży zegarowej. Nie przerywając ciszy, jaka między nimi panowała od czasu wyjścia z mieszkania, ruszył na górę. Pokonanie schodów wymagało nie lada kondycji i w tym momencie Landon dziękował swojemu „ja” z przeszłości, które miało w zwyczaju stosunkowo często biegać. Już otwierał usta, by dopytać się o jakieś szczegóły, kiedy znaleźli się na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzrok Moriarty’ego padł na nieznajomego mężczyznę. Zlustrował go bacznym wzrokiem, nakreślił w głowie jego profil, odsyłając te informacje do czeluści swojego pałacu umysłu. Nigdy nie wiadomo było, czy przypadkiem znów na niego nie trafi, a wtedy będzie miał już jego gotowy obraz. Wystarczy tylko skupić się i go przywołać.
      Nieznajomy najwyraźniej nie był zachwycony jego obecnością i nawet nie starał się tego ukryć. Cóż, Landonowi nie zależało na jego sympatii, toteż zatrzymał się na szczycie schodów i cierpliwie czekał, aż Krilla i dryblas o imieniu Sagren wyjaśnią wszystko między sobą.
      Wreszcie po kilku minutach znalazł się przy, jak wywnioskował z wcześniejszej rozmowy kobiety i Sagrena, Algarze. Obszedł go dookoła, przykucnął, przesunął złączonymi palcami wskazującym i środkowym po centralnej części jego czoła, pomiędzy brwiami, zatrzymując się u nasady nosa. Przekrzywił głowę, dłuższą chwilę wpatrywał się w mężczyzną. Jakby w oddali słyszał słowa Krilli i zmusił się do odwrócenia w jej stronę.
      - Trochę to potrwa – rzucił tylko, tak naprawdę nie dając jej odpowiedzi na zadane pytanie.
      Wyprostował koc na podłodze i zajął miejsce obok Algara. Zwykle nie potrzebował bliskości czy dotyku, lecz sprawa była wyjątkowa i kontakt z… nazwijmy to chorym, działał na jego korzyść. Dlatego znów umiejscowił palce pomiędzy brwiami złodzieja, gdzie czuł najsilniejszy impuls. Przymknął powieki, przechodząc ze świata realnego do umysłu Algara. Początkowo wyczuł blokadę, jednak odnalezienie odpowiedniej drogi nie zajęło mu zbyt długo czasu. Spacerował korytarzami jego umysłu obchodząc blokadę jakby dookoła. Wreszcie trafił na uszczerbek, przez który przecisnął się, tym samym pojawiając się w iluzji, jaka teraz opanowywała myśli Algara.

      L. Moriarty

      Usuń
  65. [Jak najbardziej pasuje :) Jeśli chcesz bym zaczęła to tak za jakiś czas, chyba, że chcesz by na ciebie spadł ten zaszczyt ;D ]

    Ander

    OdpowiedzUsuń
  66. Blokada była silna i nałożona z perfekcyjną dbałością. Dla człowieka obdarowanego mocą czytania w myślach byłaby nie do złamania, to samo tyczyło się wszelkiego rodzaju magików, którzy potrafili zajrzeć do czyjegoś umysłu tylko za pomocą najprostszych sztuczek. Na szczęście Moriarty nie był ani jednym, ani drugim. Jego domeną były spacery po korytarzach czyjego umysłu, odkrywał rzeczy nawet najbardziej zakopane, schowane w czeluściach psychiki, przeznaczone do całkowitego zapomnienia. On odnajdował je z łatwością, niczym dziecko odszukujące odpowiedni prezent pod choinką, czy oszust wygrywający w kasynie dzięki odpowiedniej wiedzy z dziedziny gier. Był stworzony do kreowania koszmarów, pochodzących od traumatycznych przeżyć oraz urazów z dzieciństwa, jak i marzeń sennych, mających swe źródło w największych pragnieniach danego człowieka. Lepiej odnajdywał się w wizjach, aniżeli realnym świecie – to tam czuł się jak ryba w wodzie, to tam moc wypełniała każdą komórkę jego ciała. Odżywał w czyimś śnie, za każdym razem odradzał się na nowo i regenerował. Czuł całym sobą, iż jest to jego przeznaczeniem i choć wypełnianie swoich obowiązków nie zawsze bywało łatwe, nigdy nie potrafiłby z tej funkcji zrezygnować.
    Tym razem pokonanie blokady umysłu nie było bułką z masłem. Nie była to naturalna bariera chroniąca organizm przed niepożądanym gościem, a którą można by zobrazować jako cienką błonę. Był to gruby mur, równie wysoki, szeroki, jak i długi. Landon szedł wzdłuż niego, przesuwając dłonią po szorstkiej cegle, szukając wypustek lub chociażby najmniejszej uszczerbki. Wreszcie znalazł niewielkich rozmiarów odłam, tworzący w murze dziurę nie większą niż grubość standardowego długopisu. To jednak wystarczyło. Mężczyzna przyłożył rękę w miejsce gdzie widniał przestrzał, przymknął oczy i już po chwili kawałek ściany rozpadł się, dając mu tym samym przejście, którego potrzebował.
    Moriarty znalazł się w obcym dla niego dworze. Stał na zewnątrz, przed wejściem, wpatrując się w imponujących rozmiarów budowlę. Na moment dech zaparło mu w piersiach na widok kunsztownej architektury, której detale chłonął wzrokiem. Zapatrzył się na wysokie kolumnady, na których z rzeźbiarską perfekcją zostały uwiecznione piękne postacie oraz skomplikowane wzory. Sama weranda wykonana była z drogiego kamienia, co od razu rzucało się w oczy i zapadało w pamięci. Mężczyzna nie musiał wchodzić do środka by zorientować się, iż cała posiadłość jest wyremontowana w sposób oddający bogactwo właściciela. Na moment zatrzymał się, rozejrzał. Otaczały go ogrody z bujną roślinnością, nietypowymi drzewami i różnorakimi rodzajami kwiatów. Były tak interesujące i realne, iż Landon zapomniał na parę sekund, że są tylko iluzją, którą on sam może zmodyfikować w każdej chwili. Uśmiechnął się pod nosem sam do siebie. Ktoś, kto maczał w tym wszystkim palce był cholernym geniuszem. Iluzja była dopracowana w każdym detalu, nie dawała szans zwykłemu człowiekowi na zobaczenie jakiejkolwiek różnicy między tą wizją, a światem realnym. Był to ten rodzaj snu, który potrafił zgubić osobę, spowodować całkowite zatracenie się. Sztuką było wytworzenie tego typu rojenia i Landon w jednej chwili odczuł nieodpartą potrzebę poznania osoby, która wpakowała w to wszystko Algara. Jak dotąd nie miał styczności z niczym podobnym – jedynie on sam potrafił wytworzyć tak silną iluzję, a i tak jedynie podczas czyjegoś snu. Natomiast w tej sytuacji wątpił, by sprawca, który atakował Algara, czekał aż ten zaśnie.
    Interesujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruszył powoli przed siebie, z uwagą wpatrując się we wszystko, co go otaczało. Chciał znaleźć jakiś błąd, niezgodność, która potwierdziłaby, iż iluzja wcale nie jest tak doskonała, jaką się wydawała. Wszedł do środka budynku, a jego oczom ukazał się obszerny hol. Kafelki lśniły w świetle wpadającym przez okna, pozłacana balustrada schodów mieniła się zachęcająco. Każdy jego krok odbijał się delikatnym echem w pustej przestrzeni. Moriarty zagryzł wargi, a między ciemnymi brwiami pojawiła się delikatna zmarszczka. Cała otoczka tej doskonałości dawała niepokojące wrażenie, jakby alarmowała o nierealności tego miejsca. Mimo to odczuwał potworną chęć dalszego zwiedzania, odkrywania tego miejsca. Pragnął zapamiętać każdy detal, był ciekaw jak bardzo rozbudowana jest ów wizja. Jak daleko zabłądził autor? Czy był świadom oddziaływania iluzji?
      Jego zadumę przerwał jednak krzyk. Przerażający wrzask, który wypełnił całą budowlę, który rozbrzmiewał w uszach ciemnowłosego jeszcze przez dłuższą chwilę. Wbiegł na marmurowe schody, szybkim krokiem docierając do góry w przeciągu kilku sekund. Kątem oka dostrzegł ciało leżące na posadzce. Pojawił się przy Algarze i przykucnął, krzywiąc się nieznacznie na widok krwi oraz gałki ocznej, która wypadła z otwartej dłoni mężczyzny. Złodziej był nieprzytomny, zatracał się w drugim poziomie snu, co wcale niczego nie ułatwiało.
      Moriarty ułożył dwa palce na jego czole, samemu zamykając oczy. Tym razem jego umysł nie zawierał specjalnej blokady, dzięki czemu od razu znalazł się przy Algarze, bez zbędnego szukania. Był kilka kroków obok, gdy zobaczył jak postać z drzwi materializuje się i chwyta mężczyznę wpół. Później wszystko działo się tak szybko, iż nie zdołał nawet zareagować. Złodziej w brutalny sposób został pozbawiony oka i powoli osuwał się na podłogę. Landon widział, że lada moment ponownie zniknie w czeluściach swojej podświadomości. Dopiero wtedy zrozumiał z czym miał do czynienia. Pętla snów pojawiła się pod wpływem silnej blokady. Algar utknął we własnych wspomnieniach, które cały czas powtarzały się, choć on nie mógł zdawać sobie z tego sprawy. Non stop przeżywał tę samą sytuację, nie mając o tym zielonego pojęcia. Iluzja nie była wytworem tego, który zaatakował złodzieja – to był wytwór wyobraźni Algara, choć tak perfekcyjnie oddany w szczegółach, iż trudno było w to uwierzyć.
      Moriarty skupił swoje myśli na osobie złodzieja, odganiając jego ból. Już po paru sekundach oko Algara wróciło na swoje miejsce, cała krew zaś znikła. Ciemnowłosy stanął przed nim, zmierzył wzrokiem.
      - Domyślam się, że nie wiesz gdzie się znajdujesz, właśnie zastanawiasz się kim jestem oraz jakim cudem twoje oko ponownie wróciło do gałki ocznej.

      L. Moriarty

      Usuń
  67. Danica zauważyła jego ruch, kąciki jej ust mimowolnie drgnęły pod wpływem rozbawienia. Nigdy nie sądziła, że jej drobna sylwetka o długości dokładnie metra sześćdziesiąt trzy wywrze takie wrażenie na dorosłym mężczyźnie, że postanowi sięgnąć po broń.
    - Dobrze wiedzieć, że jestem taka przerażająca - zakpiła, nie spuszczając z niego wzroku. Mrok zgęstniał wokół niego, jego ruch nie był nagły, gwałtowny, ale wiedziała, czego się spodziewać, jeszcze zanim sięgnął do pasa. Mimo wszystko musiała przyznać, że jest pod wrażeniem. Nie wyczuwała w nim zaczątków ataku paniki, pozostawał chłodny. Przejawiał jedynie zaintrygowanie i zaskoczenie, że ktoś go przyłapał, daleko mu było jednak do strachu o swoją wolność, pozostawał skupiony na celu, nie ignorując jednak przeszkody, która pojawiła się na jego drodze. Musiał być naprawdę zdesperowany, ogarnięty chęcią zabrania figurek tak mocno, że właściwie nie ruszył się z miejsca, gdy odkrył jej obecność.
    - Straszny z ciebie kleptoman. Ciekawe hobby sobie znalazłeś, to trzeba ci przyznać. - Czy ona się z nim... droczyła? Może odrobinę. Odczuwała tyle różnych rzeczy na raz, że zaczynała dobierać nieodpowiednie emocje do dziwnych sytuacji. Dawało jej to jednak poczucie kontroli i sprawiało, że choć częściowo udawało jej się ukryć swoje zdenerwowanie związane z przerywaniem z przestępcą w jednym pomieszczeniu z daleka od straży, która mogłaby jej pomóc. Zarumieniła się, gdy poczuła, jak wzrok mężczyzny prześlizgnął się przez jej ciało. Cholerne guziki. Szybko zapięła je pod samą szyję, ukrywając to, co powinno zostać ukryte. Czuła jego pośpiech, naglące duszę pragnienie wydostania się z całego budynku. Musiała zacząć działać, jeśli chciała odzyskać rodzinną pamiątkę. Wysunęła w jego stronę delikatne wici utkane z szeptów, które gładziły go po twarzy, przekonując, że nie musi się śpieszyć, miał jeszcze czas.
    - Co nie zmienia faktu, że ukradłeś mi naszyjnik. Nie chowałeś się wystarczająco dobrze, medo. Masz mi go oddać.
    Niech wierzy, że są w podobnej pozycji, ale Danica była ściągającą, co wiązało się z pełnym zaufaniem Rady. Może była tu nie w pełni legalnie, może jej obecność budziłaby pewne zastrzeżenia. Nikt nie uwierzyłby jednak, że postanowiła ukraść figurki, które dla niej nie miały żadnej wartości. Niewielka postura i mina niewiniątka potrafiły zdziałać cuda, nawet przy ludziach, którzy znali jej niezbyt przyjemny temperament.
    - To urocze, że się o mnie martwisz, ale jak widzisz, potrafię o siebie zadbać - odpowiedziała z figlarnym błyskiem w oku, krzyżując dłonie na piersi, ale zaczynała tracić cierpliwość - Oddaj to, co należy do mnie, a nikt się nie dowie o tym, że tutaj jesteś, dopóki nie przyjdą po figurki. W każdej chwili mogę cię tu zatrzymać i zawołać ochroniarzy, a tego chyba nie chcemy.

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  68. Pętla snów nie wróżyła im obojgu niczego dobrego. To było jak schodzenie po niekończących się schodach, przeskakiwanie z jednego poziomu na drugi bez możliwości zatrzymania się lub zmienienia kierunku. Wspomnienie odtwarzało się na nowo wraz z każdym zakończeniem, uniemożliwiało powrót do realnego świata. Wyobraźnia Algara w połączeniu z prawdziwym zdarzeniem z przeszłości dokonywała perfekcyjnej iluzji, która tylko od czasu do czasu ukazywała drobne błędy, niezauważalne jednak dla umysłu objętego silną blokadą. Broń magicznie znikała, drzwi przeistaczały się w największego wroga, a korytarze niespodziewanie zwężały się. Były to jedne z elementów świadczące o brakach w tejże wizji, jednak otępiona psychika zamiast racjonalnie je przemyśleć, tłumaczyła je najprostszymi argumentami. Dlatego złodziej przez cały czas odczuwał silne wrażenie, iż znajduje się w realnym świecie. Blokada nałożona przez innego mieszkańca Last Salvation nie pozwalała na odczuwanie bodźców zewnętrznych, przez co Algar nieustannie od trzech dni tkwił w koszmarze przeszłości. W momencie uśpienia jego umysł wydobył najsilniejsze, najbardziej przerażające i oddziałujące wspomnienie, które zdominowało wszystkie pozostałe. Retrospekcja odwołała się do tego, co w głowie złodziejaszka było najbardziej żywe. Inne wydarzenia zostały stłumione, odegnane. Umysł skupił się na tym jednym, odgrywając je wciąż na nowo i na nowo.
    Teoretycznie najprostszym rozwiązaniem byłoby rozmycie tej szaleńczej wizji. Moriarty mógł machnąć dłonią i rozwiać pokryty roślinnością dwór, który bardziej przypominał ogród botaniczny z niezliczoną ilością egzotycznych gatunków, aniżeli miejsce czyjegoś zamieszkania. Nie musiał kiwnąć nawet palcem, by wielki budynek przeistoczył się w skromniutki wiejski domek położony na środku pola, otoczony złotymi zbożami lśniącymi w pełnym słońcu. Jedna jego myśl wystarczyłaby do zamiany bogatej posiadłości w zgliszcza wojny, wypełnione popiołem i zwłokami poległych żołnierzy. Tak naprawdę mógł stworzyć wszystko co tylko zechciał; co tylko pojawiło się w jego głowie mogło być urzeczywistnione. Potrafił przemienić długi korytarz w zatłoczoną ulicę Londynu, potrafił wytworzyć iluzję piaszczystej plaży nad Morzem Śródziemnym, potrafił wyrzucić ich na samym czubku Mount Everest. Wszystko zależało od pomysłu, jaki rodził się w jego własnej wyobraźni.
    Jednak to wszystko tyczyło się normalnego snu. Kiedy człowiek oddawał się w ramiona Morfeusza, a właściwie w ręce pana Moriarty’ego, ciemnowłosy miał nad nim zupełną kontrolę i mógł wykreować wizje, jakie tylko przyszły mu w danej chwili do głowy. W tym wypadku było niestety zupełnie inaczej, bo pętla snów diametralnie różniła się od typowego spoczynku. Owszem, Landon wciąż posiadał władzę i wciąż mógł zmienić każdy szczegół iluzji. Szedł jednak za tym jeden bardzo poważny kruczek. Mianowicie tkwili na którymś już z poziomów jednego wspomnienia Algara, które zostało zablokowane przez barierę nałożoną przez człowieka, o którego zdolnościach Moriarty nie wiedział zupełnie nic. Istniało ryzyko, że jeśli naruszy w silny sposób całą wizję, wspomnienie ulegnie modyfikacji lub zupełnej destrukcji. Landon wolał tego uniknąć, bo skoro to zdarzenie z przeszłości było na tyle silne, iż wypełzło na pierwszy plan odganiając jednocześnie wszystko inne, musiało być równie ważne dla samego właściciela. Gdyby postanowił ot tak zamienić cały dwór, włącznie z mieszkającym w nim demonem i jego podwładnymi w uroczy zamek z księżniczkami, Algar zostałby pozbawiony części wspomnień. Tego typu zmiany ciągnęły za sobą szereg konsekwencji. Człowiek tracił niepowrotnie cząstkę siebie i do końca życia odczuwał dziwną pustkę, której sam nie był w stanie określić. Mogło to także uszkodzić część psychiki, wytworzyć rojenia pojawiające się nie tyle we śnie, co w świecie realnym. Wszystko tak naprawdę zależało od obecnej bariery i poziomu snu, w którym aktualnie się znajdowali. Moriarty nie był jednak w stanie dokładnie ocenić ani pierwszego, ani drugiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyne co wiedział to fakt, iż blokada była potężnie rozbudowana. Łatwo więc było się domyśleć, iż rozwianie iluzji będzie równało się z destrukcją prawdziwego wspomnienia. Do tego dochodziły niuanse dotyczące poziomów - im schodzili głębiej, tym uszkodzenie psychiki było bardziej prawdopodobne i mogło stać się niezwykle rozległe. A biorąc pod uwagę, iż złodziej przebywał w stanie dziwnej śpiączki od trzech dni, znajdowali się głęboko w podziemiach podświadomości.
      Nie, Moriarty zdecydowanie nie mógł ryzykować. Każdy kolejny ruch musiał być wyważony i nie było czasu na podziwianie obiektów zbudowanych przez wyobraźnię Algara. Musieli działać, bo w innym wypadku groziło złodziejowi poważne niebezpieczeństwo utraty części wspomnień lub najprościej mówiąc – choroba psychiczna objawiająca się rojeniami i zatraceniem własnej osobowości. Landon może i nie znał Algara, lecz skoro podjął się zadania, chciał wyciągnąć go z tej pułapki bez szwanku.
      Moriarty zacisnął zęby, mając ogromną ochotę na zmianę otoczenia. Nagle cała ta roślinność zaczęła go przytłaczać, pnącza jak gdyby wiły się w ich stronę, szelest liści przywodził na myśl szepty diabła czekającego na odpowiedni moment do ataku. Ciemnowłosy czuł strach złodzieja w powietrzu; czuł, że za chwilę wydarzy się coś nieprzyjemnego, coś co Algar już wcześniej przeżył w realnym świecie. Iluzja wytwarzana przez złodzieja także reagowała na jego emocje, dlatego też gwar na końcu korytarza stawał się coraz głośniejszy. Mimo, iż mężczyzna o mechanicznym oku miał zamiar się bronić, przerażenie wzięło górę powodując nagłe zniknięcie broni oraz zapadnięcie się kawałka podłogi. Moriarty przeklął cicho w duchu; nie mieli zbyt dużej ilości czasu. Jeśli wspomnienie będzie nadal się wypełniało, wpadną w kolejny wir, co mogło skończyć się niedobrze również dla samego Władcy Snów.
      - Algar – warknął, by zwrócić uwagę złodzieja. Chwycił go za kaptur i pociągnął w swoją stronę, następnie chowając się w niedużej wnęce, którą wytworzył parę sekund wcześniej.
      - Musisz mnie słuchać teraz bardzo uważnie, bo od tego zależy życie nas obojga. Trzy dni temu została narzucona na twój umysł blokada, która spowodowała pętlę snów. Brzmi nierealnie, ale nie mam czasu na tłumaczenie i zagłębianie się w szczegóły. Musisz teraz skupić się i przywołać najspokojniejsze wspomnienie, jakie tylko znajdziesz. Coś, gdzie nie będzie nam nic zagrażało. Wiejski domek ,w którym byłeś na wakacjach, plażę nad morzem, łąkę… Cokolwiek, rozumiesz? – powiedział szybko, lecz stanowczo, wpatrując się intensywnie w złodzieja.

      Moriarty

      Usuń
  69. Właśnie ten strach napędzał całą machinę. Koszmar zdarzenia z przeszłości wywoływał chorobliwe przerażenie w umyśle człowieka, które oddziaływało na budowę całej wizji. Im stawało się silniejsze, tym iluzja pogłębiała się. Odnajdywała ukryte lęki i kreowała je na nowo, stawiała człowieka twarzą w twarz z jego najgorszymi wyobrażeniami. Budowała grozę i napięcie, urzeczywistniała w krainie snu najbardziej przeraźliwe demony, potwory i monstra. To było jak niekończące się koło, które normalnie zostało przerywane przez bodziec z zewnątrz – głośniejszy dźwięk, szturchnięcie, dzwonek budzika. W tym wypadku zostało to jednak zablokowane przez silną barierę. Strach, który kierował Algarem, przywoływał z każdą kolejną chwilą coraz bardziej szkaradne potwory i trwożące krew w żyłach sceny. To prowadziło tylko do jednego – utraty przytomności i upadku do następnego poziomu snu, gdzie wszystko rozgrywało się od nowa. Widoczna więc była zależność między przerażeniem, a barierą, gdzie oba czynniki doprowadziły do pętli snów. Gdyby w złodzieju silniejsze było pozytywne wspomnienie i to ono zdominowałoby wszystkie inne, najprawdopodobniej Algar biegałby od trzech dni szczęśliwie po łące skąpanej w słońcu lub popijał tanie piwo na przymorskim molo. Tam nie groziłoby mu niebezpieczeństwo, nie mdlałby z bólu i nie musiałby nieskończenie uciekać po korytarzach nie mających końca. Pech chciał, że odżyło w nim najbardziej paskudne zdarzenie.
    W wypadku tak realistycznych snów ludzie zwykli zatrzymywać się i analizować. Czy aby na pewno to koszmar, czy może jednak rzeczywistość? Choć wiele elementów nie pasowało do realnego świata i kłóciło się z prawami natury, strach kierował myśli człowieka ku drugiej opcji. Wtedy też pogłębiał się, bo dana persona była niemal absolutnie pewna, iż właśnie znalazła się w samym centrum piekieł. Kiedy przerażenie rosło, iluzja rosła proporcjonalne do niego. Im bardziej człowiek trząsł się w sobie, zaciskał pięści, próbował racjonalnie wszystko wytłumaczyć – tym sen stawał się coraz bardziej nieprzewidywalny i okropny.
    Moriarty wpatrywał się w Algara z uwagą i pewną stanowczością. Zdawał sobie sprawę, iż ma do czynienia z osobnikiem cwanym i zwinnym, wyszkolonym w kwestii podbierania ludziom portfeli, potrafiącym idealnie się zamaskować. Miał tylko nadzieję, że złodziejaszek jest równie inteligentny, co sprytny i nie będzie miał problemów z załapaniem sensu jego polecenia. Nie mieli czasu na rozmowy przy kawie i tłumaczenia, bo z każdą chwilą mogli zapętlić się w kolejny poziom. Domyślał się, że to co powiedział parę sekund wcześniej mogło brzmieć zupełnie absurdalnie i że osoba, która jest święcie przekonana, iż znajduje się w realnym świecie, może wziąć go za szaleńca. Dlatego liczył na to, że Algar dostrzeże błędy iluzji, zobaczy niedociągnięcia i rzeczy, które normalnie nie miałyby miejsca w rzeczywistości. Złodziej musiał się ocknąć z amoku, w jakim trwał od trzech dni, by być zdolnym do przeniesienia ich w bezpieczne miejsce. Było to z pewnością trudne, zwłaszcza przy tak przekonującym śnie, w którym były oddawane nie tylko walory wizualne, lecz poruszane zostały także pozostałe zmysły. Kwiaty otulające ściany budynku wydzielały intensywne, słodkawe zapachy; wrzawa, gwar oraz kroki były idealnie słyszalne, jak gdyby ktoś faktycznie znajdował się kilka metrów od nich; ból wydawał się piec równie silnie jak podczas prawdziwej walki. Wszystko jednak było tylko (a może aż?) silnym wspomnieniem, przyblokowanym przez gruby mur, które podczas utraty przytomności Alagara próbowało igrać z otępionym umysłem, zabawiać się.
    Odetchnął z ulgą, widząc jak złodziej nie stara się nawet zadawać pytań, a jedynie zamyka oczy i skupia się na przywołaniu odpowiedniej sceny. Już po niedługiej chwili odgłosy stały się stłumione, bujna roślinność z sykiem osunęła się na posadzkę. Ściany runęły bezszelestnie niczym niestabilne domki z kart. Na moment ogarnęła ich dziwna jasność, otaczająca dwójkę mężczyzn z każdych stron. Wreszcie wykreowało się wokół nich wnętrze zwyczajnego domku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Landon rozejrzał się ciekawie po mieszkaniu. Znajdowali się w niedużym, ciekawie urządzonym pokoju. Pierwsze, co przykuło jego wzrok to regał z książkami. Spokojnie skierował się w tamtą stronę, zatrzymał przed meblem i przebiegł spojrzeniem po tytułach. Przesunął opuszkami palców po grzbietach lektur, uśmiechając się pod nosem. To była jego osobista świętość; coś, na co zwracał uwagę w każdym domu, w którym się pojawiał. Im było ich więcej oraz im były bardzie interesujące, tym większą sympatią Landon pałał do ich właściciela. Moriarty odwrócił się z cichym westchnieniem i omiótł wzrokiem resztę pomieszczenia. Biurko zawalone papierami dawało wrażenie jakoby mieszkaniec domu opuścił miejsce w pośpiechu. Niemniej co innego mówiły pozapalane świece, dające przyjemny półmrok. Ciemnowłosy ruszył wzdłuż ściany, przyglądając się ususzonym roślinom. Co poniektóre rozpoznawał, inne jednak były dla niego zupełną tajemnicą. Z zamyślenia wyrwał go dopiero Algar dziękujący za wyciągnięcie z przerażającego dworu. Moriarty leniwie odwrócił się, spoglądając na złodzieja czekoladowymi oczyma. Uśmiechnął się nieznacznie.
      - Landon Moriarty, władca snów – przedstawił się bez zbędnych wstępów. Prosto, krótko i na temat. Choć mogłoby się wydawać, iż znajdują się w iluzji od niedawna, w świecie realnym czas płynął zupełnie inaczej i z pewnością minęło wiele godzin od momentu, kiedy Landon zagłębił się w umyśle Algara.
      Ciemnowłosy postąpił kilka kroków w przód, by móc swobodnie oprzeć się biodrem o brzeg biurka.
      - Znalazła mnie twoja współpracowniczka, Krilla. Od trzech dni leżysz w czymś na kształt śpiączki, spowodowanej przez blokadę, jaką rzucił na twój umysł… Właściwie to sam nie wiem kto. W każdym bądź razie miałem cię z tego wyciągnąć, jednak parę rzeczy nieco się skomplikowało – zaczął, jednocześnie nie spuszczając wzroku z Algara.
      - Pętla snów została spowodowana przez blokadę, która uniemożliwiła obudzenie cię. Twój otępiony umysł wybrał najsilniejsze, najbardziej żywe wspomnienie i ukazał je w formie snu. Niestety, żadne bodźce nie docierały do ciebie i w momentach, kiedy normalnie ludzie budzą się – na przykład gdy są bardzo blisko śmierci - ty wpadałeś w kolejny poziom snu. Traciłeś przytomność z powodu bólu, a po jej odzyskaniu cała sytuacja działa się na nowo, a ty nie pamiętałeś, iż już wcześniej to się zdarzyło. Rozumiesz?

      L. Moriarty

      Usuń
  70. Problemy i Ander to niemal jedno i to samo. Jeśli przebywał w okolicy było się można spodziewać, że prędzej czy później kłopoty się pojawią, bądź przypałętają się do niego. Choć zazwyczaj to on był powodem pojawienia się ich. Blondyn w głębi siebie miał nadzieję, że tutaj będzie inaczej… Albo gorzej… Kto tam wie, w końcu to paranormalne miasteczko.
    Ander dość często wymykał się z domu by poprzebywać tylko w swojej obecności, pójść do siostry bądź coś zrobić z nadmiarem czasu. Odkąd jego zdolności zostały aktywowane, wolne chwile spędzał na przemierzanie okolicznych lasów na czterech łapach i poznawaniu swojego drugiego wcielenia oraz umiejętności jakie posiadał w kocim ciele, czy też balansowaniu na cienkiej granicy zatracenia człowieczeństwa w zwierzęcym instynkcie. Jednak tym razem chłopak po prostu poszedł się posnuć po okolicy. Dryfował w swoich myślach, rozmyślając o wszystkim i o niczym. Nogi same poniosły go w okolicę magazynów znajdujących się przy dokach. Dobrze wiedział, że to nie jest najspokojniejsza okolica, ale jakoś się tym nie przejmował, aż za taką bezbronną jednostkę się nie uważa. Jego czuły węch wyczuł zapach wody, a słuch obecność kogoś jeszcze. Ciekawość to raczej nie jest coś czym powinno się kierować, ale Ander nie mógł oprzeć się pokusie sprawdzenia co się dzieje w tej okolicy, dlatego też ruszył za hałasem, który cały czas atakował jego słuch. Stąp bezszelestnie na razie nie zdradzając swojej obecności. Bynajmniej na to liczył.

    Ander
    [Sorki, że takie krótkie ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  71. Uświadomiła sobie, że uderzyła za lekko. Chciała być na tyle subtelna, by wyczuwał zmianę stopniowo, jakby było to podyktowane przez jego podświadomość, ale go nie doceniła. Przez cały czas pilnował się w jej obecności, wykrył jej ingerencję zbyt wcześnie. Cofnął się do tyłu, starając się zwalczyć poczucie bezpieczeństwa, które w nim wzbudzała. Powinna była się wycofać, ale Danica również była świadoma tego, że nie zostało im zbyt wiele czasu, dlatego nacisnęła mocniej, powoli niwelując jego opory. Złodziej miał siłą wolnę, co chwila dobudowywał nowe mury, ochraniając się przed jej niewinnym wpływem.
    Odpięcie górnych guzików od koszuli było dla niej sygnałem. Nie dała się wciągnąć w kolejną grę słowną, ruszyła biegiem przed siebie. Nie wiedziała, co chciała zrobić; była niska i drobna, nie znała się na żadnych sztukach walki, a za broń miała jedynie swój urok osobisty, on z kolei był mężczyzną wprawiownym w fachu, pewnie nieraz musiał już stoczyć bardziej wymagające potyczki. W zderzeniu z nim nie miałaby żadnych szans, należało jednak docenić jej odwagę i determinację.
    Nieprzeniknione cienie otoczyły ją ze wszystkich stron, ograniczając pole widzenia. Przypominały jej kotarę zbudowaną z mroku, z której nie mogła się wyplątać. Ciemność smagała ją po twarzy niczym bicz, całkowicie odwracając jej uwagę od złodzieja. Gdy w końcu chmura znikła tak samo niespodziewanie jak się pojawiła, podbiegła do otwartego na oścież okna i wyjrzała na zewnątrz. Kątem oka zarejstrowała brak jednej figurki, ale zupełnie jej to nie obchodziło. Tym zajmą się ochroniarze. Strój złodzieja mignął jej na balkonie, po czym zniknął.
    - To nije više kraj, dragi moj* - wyszeptała cicho Danica. Pozwoliła strażnikom gonić mężczyznę, ich głosy odbijały się echem od korytarzy, zdradzając ich pozycję. Na szczęście się od niej oddalali, mogła z łatwością opuścić salę niezauważona. Wiedziała, że go nie złapią i w tym upatrywała swą szansę. W przeciwieństwie do nich ona mogła go zaskoczyć. Posiadała więcej informacji niż oni.
    Pobiegła do głównej sali, jednocześnie starając się wygładzić włosy i strój, aby sprawiać wrażenie jak najmniej podejrzanej, gdzie odbywało się całe przyjęcie. Ludzie w panice biegali dookoła, rozpychając się łokciami i próbując dotrzeć do zatarasowanego przez część strażników wyjścia. Z rozbawieniem obserwowała histerię, którą wywołał jeden w gruncie rzeczy nieszkodliwy złodziej za bardzo pragnący zysku. Przeszukiwała wzrokiem tłum, ale tajemnicza wspólniczka rozpłynęła się w powietrzu, nie pozostawiając za sobą żadnego śladu. Danica podejrzewała, że nawet gdyby ją znalazła, nie uzyskałaby odpowiedzi na swoje pytania. Musiała sama go odnaleźć. Spokojnie podeszła do szatni, narzuciła na siebie płaszcz i ubrała zastępcze buty, które na całe szczęście wzięła ze sobą. Nie wyobrażała sobie szalonego pościgu za mężczyzną bez obuwia. Dzięki niewielkiemu wzrostowi udało jej się szybko przepchać do strażników, którzy po krótkim przeszukaniu przepuścili ją na zewnątrz, nie bez udziału jej niewielkiej zachęty. W tym samym momencie okno po jej prawej stronie rozprysło się na miliony kawałeczków. Zmrużyła oczy, obserwując jak z niesamowitą gracją i wyczuciem przesuwał się po dachówkach, aż w końcu zniknął jej z oczu w cieniach miasteczka. Nie zniknął jednak z jej wewnętrznego radaru. Każdy człowiek i nadnaturalny odczuwał emocje inaczej, każdy z nich zostawiał inny ślad na jej duszy, inne odbicie swojego jestestwa. Musiała tylko zdać się na instynkt i pozwolić się poprowadzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Danica niełatwo rezygnowała, gdy raz podjęła decyzję. Postanowiła, że odzyska naszyjnik i tak właśnie się stanie. Nie było siły, która mogłaby ją przed tym powstrzymać.
      Przesuwała się do przodu jak najszybciej, póki jego odbitka była świeża, nieprzesłonięta innymi. Błądziła po uliczkach, w których nigdy nie była i nie miała ochoty pojawić się ponownie, uskakiwała przed barczystymi bandziorami, ignorując ich zaczepki. Kilka razy nieopatrznie dotknęła ściany budynków, które zostawiły na jej dłoni ślady lepkiej substancji.
      Aż w końcu go znalazła.
      Kiedy otworzyła oczy, jęknęła ze złością. To niemożliwe, żeby ukrywał się w Wieży Zegarowej. Po prostu niemożliwe. Kiedy jednak podeszła do budynku i przyłożyła do niej rękę, poczuła jego obecność. Ściany już nim przesiąkły. To musiało być tutaj.
      Ale... Wieża Zegarowa?
      Kilkakrotnie obchodziła wieżę, zanim znalazła wejście. Drzwi były zamknięte, ale zamek należał do tych starszych, łatwiejszych. Wyciągnęła z włosów wsuwkę, pozwalając rdzawym falom opaść swobodnie na jej plecy i przez chwilę obracała ją w dłoniach, próbując sobie przypomnieć, co ojciec powtarzał jej w dzieciństwie o wytrychach. Zacisnęła zęby i przystąpiła do pracy. Walczyła z zamkiem przez dziesięć minut, ale w końcu ustąpił. Otac** nie byłby zadowolony z takiego wyniku. Zardzewiałe drzwi otworzyły się z nieprzyjemnym skrzypieniem, wpuszczając ją do środka. Zamknęła je za sobą, jednocześnie pozbawiając się jedynego źródła światła. Danica odetchnęła kilka razy głęboko, starając się uspokoić rozbiegane myśli i pozbyć strachu. Sceneria sprawiała, że zaczęła się naprawdę bać. Zacisnęła jednak dłonie w pięści i powoli ruszyła przed siebie, rozglądając się w poszukiwaniu najmniejszego ruchu. Nie po to zaszła tak daleko, żeby teraz się wycofać.
      Schody skrzypiały przy każdym najmniejszym kroku, z trudem powstrzymała krzyk strachu, gdy weszła w pajęczynę. Czuła dudnienie własnego serca w piersi i zastanawiała się, jak mogła się w to wpakować. Jej matka na pewno wolałaby, żeby zachowała życie niż naszyjnik, ale nie potrafiła zawrócić i zniknąć.
      Na jednym z pięter Danica dostrzegła blade, nikłe światło, a do jej uszu dotarły przekleństwa. Najwyraźniej szkło musiało go bardzo poranić. I dobrze. Zasłużył sobie.
      Odetchnęła kilka razy, boleśnie świadoma, że to mogą być ostatnie oddechy w jej życiu i weszła do pomieszczenia.
      Spodziewała się wszystkiego. Ale nie tego! Złodziej siedział sobie w najlepsze w niewielkiej, drewnianej balii. Z trudem powstrzymała chęć odwrócenia się do niego plecami, zamiast tego przyjęła kamienną maskę, ale czuła, jak na jej blade policzki wstępuje ognisty rumieniec dorównujący barwą jej włosom. Odchrząknęła, zwracając na siebie jego uwagę i próbując zignorować fakt, że ma przed sobą zupełnie nagiego mężczyznę.
      - Nieładnie tak przerywać rozmowę i znikać bez uprzedzenia, lopov*** - stwierdziła, krzyżując dłonie na piersi i opierając się jednym ramieniem o ścianę - Całkiem nieźle się tu urządziłeś. Oczywiście, o ile ktoś lubi styl mrocznego, niedostępnego drania.

      *To jeszcze nie koniec, mój drogi
      **ojciec
      ***złodziej

      Danica

      Usuń
  72. Faria stała na tarasie za swoim niewielkim, choć piętrowym domkiem i obserwowała powoli zachodzące słońce. Ludzie w tych czasach tak często je ignorowali, nawet nie wiedząc ile można się dowiedzieć ze wschodów i zachodów oraz przeróżnych zjawisk atmosferycznych. Kobieta ciągle pamięta niemal krwistą czerwień nieba gdy zaczęła się wojna. Jednak dziś wszystko przebiegało normalnie, a to oznaczało, że świat może spać spokojnie.
    Szamanka podniosła z ziemi koszyk z przeróżnymi produktami spożywczymi jak i ziołami potrzebnymi jej w rytuałach i obracając się spojrzała jeszcze przez chwilę na zimową panoramę miasteczka. Cieszyła się, że trafiła do Last Salvation, po ostatnich wydarzeniach w jej życiu tutaj czuła się całkiem bezpieczna. Z jednej strony to miejsce starało się być tak bardzo normalne, a z drugiej było całkiem odmienne, niż jakiekolwiek inne miasto w którym Faria kiedykolwiek się znalazła. Kto w końcu by pomyślał żeby zebrać razem tylu „odmieńców” i założyć z ich pomocą społeczność.
    Kobieta jednak postanowiła zostawić swoje przemyślenia na zewnątrz i weszła do swojego domu. Mimo iż była jedyną żywą duszą mieszkającą tutaj w środku panowało spore zamieszanie. Kilkanaście małych, kolorowych laleczek z przebywającymi wewnątrz nich duszami krzątało się po przyciemnionym, lecz barwnie ozdobionym pokoju, w którym Faria przyjmowała klientów. Jednak widać było, że przyjaciele kapłanki czekali na jej powrót, bo zebrali się przy niej gdy zaczęła wypakowywać zakupy.
    -O co chodzi chodzi moi mili? - spytała czując, że mają jakieś wieści. Podszedł do niej największy z nich, Faria nazywała go Baronem, i zaczął wydawać niskie, dosyć krzykliwe dźwięki. Dla niewtajemniczonych nie miałoby to najmniejszego sensu, jednak kobieta dobrze znała te duchy i ich język.
    -Mówisz, że ktoś się do nas zbliża? Gość? Dobrze, w takim razie lepiej się przygotujmy – odparła sięgając po swoją farbę do twarzy, a laleczki zmierzyły w stronę półek na których zazwyczaj siedziały.

    Faria

    OdpowiedzUsuń
  73. Doszedł do magazynu. Stał za rogiem w cieniu. Obserwował odzianych w czerń mężczyzn, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy z jego obecności. Cały czas jego podświadomość szeptała mu by zawrócił, ale on już dawno przestał słuchać głosu rozsądku. Mało rozważne, ale co tam. Gdy oni zniknęli za dużymi drzwiami, dyskutując (tak swoja drogą jeśli chcieli pozostać w ukryciu to powodzenia), Ander ruszył za nimi. Trzymał bezpieczną odległość, ale cały czas szedł w ślad za nimi. Zastanawiał się kim byli i kogo takiego poszukiwali. Wszystkie słowa wyraźnie doleciały do jego uszu. Cała ta sytuacja go zaintrygowała, a nuta grozy, która unosiła się w powietrzu napełniała jego żyły adrenaliną, która była bliska wywołania przemiany. Powstrzymywał się jednak. W ludzkiej postaci od mroku docinał się dużo mniej niż biały, duży tygrys. Zaciągnął się powietrzem, przez dłuższą chwilę nie wypuszczał go z płuc, analizując zapachy. Wiedział, że poza widzianymi mężczyznami był tutaj ktoś jeszcze. Pewnie ten co się przed nimi ukrywał. Pozostawił ich samych sobie i ruszył za najnowszym śladem zapachowym. Był ciekaw kto zalazł za skórę takim podejrzanym typom. Mimo wszystko przysłuchiwał się ich rozmowie i sprawdzał, czy nadal jest niezauważony. Gdy był pewien, że jest w bezpiecznej odległości jego wargi wygięły się w lekkim półuśmiechu. Brawo Ander! Przechytrzyłeś złych gości! Ciekawe na jak długo… Dostrzegł drzwi, wiec bez jakichkolwiek oznak niepokoju, czy strachu, co nie byłoby najgłupsze w takiej sytuacji, złapał za klamkę i wszedł do ciągnącego się korytarza. Nie umknęło jego uwadze, że ktoś tam był. Nie wiedział kto wyczuwał tylko zapach. Zacisnął usta w wąską linijkę i zamknąwszy drzwi, które niestety skrzypiały, przylgnął do chłodnej ściany. Stał w bez ruchu jakby stał się częścią ściany. Jakoś nie spieszyło mu się by w paść na kogokolwiek kto się znajdował w tym budynku.

    Ander
    [Dupnie wyszło, ale jakoś tak nie wiedziałam co by tutaj wymyślić ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  74. Ciszę przerywał jedynie mechaniczny odgłos zębatek oraz serce dudniące jej w piersi. Oddychała głęboko przez usta, ciesząc się, że ma coś, na czym może się skupić. To pozwalało jej uśmierzyć strach i wprowadzić odrobinę rozluźnienia do boleśnie napiętych mięśni. Adrenalina krążyła jej w żyłach, dając możliwość do szybkiej ucieczki lub walki, ale na razie stała jedynie w przejściu, zaciskając dłonie w pięści, a paznokcie wbijały się we wrażliwą skórę, co pomagało jej zachować ostrość myślenia w tej absurdalnej, chorej sytuacji. Wspięła się na jedno z pięter Wieży Zegarowej w poszukiwaniu pospolitego rabusia, który ośmielił się zwędzić jej naszyjnik, a teraz podziwiała go w niewielkiej balii, za plecami mając jedynie nieprzeniknioną ciemność, stare, nienaoliwione zębatki wzbijające tumany kurzu oraz pajęczyny w powietrze, mroźne powietrze przedostające się przez nieszczelne, drewniane ściany i swoją głupią brawurę. Nikt nie wiedział, że Danica tutaj była. Nikomu o tym nie powiedziała. Była zdana sama na siebie i na swój spryt. Z reguły była pewna siebie, ale teraz dostrzegała wady podobnego planu. Złodzieja nie przekona nawet jej niezwykły urok osobisty, którego miała wręcz w nadmiarze.
    A teraz podziwiała go w balii. Nagiego. Ale na pewno nie bezbronnego.
    Komizm tej sytuacji spowodował, że poczuła, jakby miała przewagę nad nim, jednak wiedziała, że było to tylko złudne, fałszywe odczucie zdolne ją całkowicie pogrążyć. Nie miała podstawowej wiedzy o technikach samoobrony, a ucieczka raczej nie wchodziła w grę. Na pewno potknęłaby się na starych schodach i, no cóż, zabiła.
    Ciekawe, czy mężczyzna miał już wybrane miejsca na zakopanie ciał zbyt wścibskich osób, które poznały jego kryjówkę?
    Takie pesymistyczne myślenie zdecydowanie jej nie motywowało. Zadrżała, wyobrażając sobie swoją zakrwawioną postać częściowo przesłoniętą zamarzniętą ziemią.
    Danica poczuła się jak drobniutka, słabiutka i niewarta uwagi osóbka. Złodziej właściwie nawet na nią nie spojrzał. Nie uznawał jej za żadne zagrożenie, nie wykonał żadnego ruchu w jej stronę, wyglądał na tak samo zrelaksowanego jak przed chwilą, gdy jeszcze nie zdawał sobie sprawy z jej obecności. O ile można być zrelaksowanym w obliczu poranionych, pokrytych krwią ramion i opuchniętego, siniejącego uda. Danica omijała wzrokiem jego umięśnione ciało jak najstaranniej, oglądając z wymuszoną uwagą wyposażenie mikroskopijnej łazienki, ale takiej kontuzji nie dało się ukryć, zwłaszcza gdy co chwila wracała do niego uważnym spojrzeniem zielonych oczu.
    - Och, tak. Oglądanie zakrwawionego, posiniaczonego i spoconego ciała kryminalisty, który odebrał mi rodzinną pamiątkę, jest dla mnie niesamowicie podniecające - stwierdziła z ironią, wywracając oczami - Jestem twoją największą fanką i nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć cię w kąpieli. Takie hobby. Urocze, prawda?
    Danica powoli podeszła do wanny, po czym nachyliła się nad mężczyzną. Uśmiechnęła się kącikiem ust, po czym położyła rękę na jego barku. Już po chwili jednym sprawnym ruchem wyciągnęła z jego ciała większy odłamek szkła, który najwyraźniej przegapił, ale nie siliła się na delikatność. Sam był sobie winny. Z westchnieniem opuściła fragment niegdyś okna na kupkę i znowu odsunęła się pod ścianę, żeby być jak najdalej od niego, niepewna, co może zrobić. Na kilka sekund jej myśli przeniosły się gdzieś indziej, zostawiając strach, małą łazienkę, Wieżę Zegarową oraz Last Salvation za sobą. Pamiętała jak razem z matką... Nie, nie mogła o tym myśleć, nie teraz, gdy musiała się skupić.
    - Jestem tu, żeby dać ci jeszcze jedną szansę. Nie obchodzi mnie, co komu ukradłeś, jak bardzo jesteś niebezpieczny i jak bardzo Rada złożona z bandy za bardzo rządzących się kretynów pragnie cię dorwać. Szczerze, mam to gdzieś. Rób z nimi co chcesz. Ale ja chcę swój naszyjnik z powrotem. Tylko tyle. Nikt się nie dowie, gdzie się ukrywasz ani jak cię znaleźć. Nikt nie będzie wiedział o tym spotkaniu. To uczciwy układ.

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  75. Danica nie mogła uwierzyć, że mężczyzna był tak bardzo rozbawiony tą sytuacją. Nie zdradzał żadnych oznak skrępowania z powodu faktu, że nieznajoma osoba ogląda go całkiem nagiego w wannie, natomiast z jej policzków nie schodziła żywa czerwień zażenowania. Żadnych oznak zdenerwowania, mimo że ktoś poznał miejsce jego kryjówki i mógł z całą pewnością wydać go Radzie. Żadnych oznak irytacji z powodu jej obecności. Ona natomiast była poirytowana faktem, że zupełnie jej nie doceniał, nie traktował jak zagrożenie, a chwilową dobrą rozrywkę. Nic, czego mogłaby się złapać i wykorzystać przeciwko niemu. Chyba że zaczynał sobie lepiej radzić ze sztuczką ukrywania emocji za murem, ale wątpiła, żeby był aż tak dobry. Bez zbędnego narcyzmu czy arogancji wiedziała, że jest jedną z najbardziej wyczulonych empatek, jakie kiedykolwiek widział świat. Może nie była tak dobra w nakłanianiu innych do własnych celów z powodu własnych wątpliwości, co znacznie utrudniało manipulację, ale była bardzo wrażliwa, nastawiona na odbiór tego, co inni starali się ukryć.
    Dopiero mało subtelne wyrwanie odłamka z ciała wzbudziło w nim mocniejsze emocje. To niewiele, ale dobre na sam początek. Może uda jej się go wyprowadzić z równowagi na tyle, aby stracił cały swój rezon.
    - Zawsze do usług. Masz jeszcze gdzieś wbite szkło, żebym mogła ci pomóc i się nim zająć? - zapytała z przesadnie słodkim uśmiechem, ale złośliwa satysfakcja widocznie lśniła w jej oczach zaraz obok zaczepności. Niech płaci za swoją zachłanność. Danica gdzieś w głębi czuła jednak dla niego podziw. Niewielu osobom udałaby się podobna sztuczka, a później ucieczka z tak rozległymi obrażeniami przed strażnikami. Co prawda byli skończonymi tępakami, ale mimo wszystko... Trzeba było przyznać, że facet ma jaja.
    Podejrzewała, że albo złodziej w ogóle nie ma sumienia, albo nie rozumie wartości rodzinnych pamiątek. Ta była specjalna w każdym calu. Jej ojciec, Matija, podarował naszyjnik jej matce już na ich pierwszej randce z obietnicą, że na zawsze będą już razem. Wcześniej należał do jego matki i babki. Od początku był w niej szaleńczo zakochany, ale Danica po kimś odziedziczyła swój upór, jej matka mocno opierała się Matiji, aż w końcu po wielu miesiącach przekonał ją do siebie i wzięli ślub przed narodzinami córki w niewielkiej kapliczce. Pamiętała, że majka nigdy nie zdejmowała naszyjnika z szyi. Często się przeprowadzali, zmieniali miejsce zamieszkania, tożsamości, wygląd, ale ta jedna rzecz była niezmienną stałą w jej życiu. Z racji działalności Matiji odwiedzało ich wielu "wujków" w środku nocy, którym jej matka opatrywała rany z racji swojego pielęgniarskiego wykształcenia, a Danica często jej pomagała, dlatego bez wahania wyciągnęła z jego ciała odłamek szkła. Pamiętała dobroć, cierpliwość i łagodność majki, którą w jakiś sposób łączyła ze stanowczością i opanowaniem. Zawsze chciała być taka jak ona. Aż w końcu jej niezachwiana stała odeszła w wyniku komplikacji ciążowych razem z nienarodzonym braciszkiem Danici, gdy ta miała zaledwie trzynaście lat. To wtedy zaczęła odkrywać swoje umiejętności. Od zawsze była wrażliwa na uczucia innych, ale wtedy się przełamała. Pustkę po utracie ukochanej matki wypełniły emocje innych ludzi, głośne i napastliwe, zapełniające dziurę w środku jej klatki piersiowej. Jedyna rzecz, jaka została jej po mamie, to ten niepozorny naszyjnik. Przypominał jej o wartości tego, co niegdyś miała, a co straciła bezpowrotnie. Ta rodzinna pamiątka była wszystkim, o co dbała od tamtej pory. Nie mogła jej stracić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Właśnie dlatego była tak bardzo zdesperowana, żeby ją odzyskać, nawet z narażaniem własnego życia.
      Całe ciało Danici zadrżało od powstrzymywanej złości. Zacisnęła ręce w pięści, a paznokcie raniły delikatną, wewnętrzną część dłoni. W kilka sekund pokonała dzielącą ich odległość, kucnęła przy balii, opierając podbródek na jej krawędzi tak, że ich twarze były niemal na tym samym poziomie.
      - Byłam dla ciebie bardzo miła i wyrozumiała. Nie zmusiłam cię do niczego, mimo że w tym stanie nie byłbyś w stanie się oprzeć. Dałam ci szansę naprawienia błędu bez żadnych konsekwencji, choć jesteś najbardziej zachłannym, pozbawionym skropułów i dobra człowiekiem, a twoja dusza jest robaczywa i zwiędła, opanowana jedynie rządzą zysku. Postawiłam przed tobą możliwość zachowania wolności w zamian za jeden przedmiot. Więc tak, to ogromny pech, ale dla ciebie, że nawet nie próbujesz ze mną współpracować - jej głos był cichy, przepełniony chłodną furią. Nawet nie zauważyła, gdy z frustracji jej oczy zrobiły się podejrzanie wilgotne, chłodząc jej rozgrzane policzki łzami - Powiedz mi, gdzie jest naszyjnik mojej matki albo do końca życia będziesz żałował, że się urodziłeś.
      Mogła to zrobić. Ból fizyczny był niczym przy bólu emocjonalnym, który mogłaby wywołać. Wiedziała, że cała emanuje desperacją i wściekłością, a złodziej miał szansę poczuć te fale na sobie z racji niewielkiej odległości. Jednak Danica nie była bezwzględna. Nie byłaby w stanie zadać mu podobnego cierpienia, bo choć starannie to ukrywała, była czuła i delikatna niczym nieskażony kwiat. Żaden człowiek, nawet tej najgorszy, nie zasługiwałby na coś takiego w jej oczach. Rabuś nie musiał jednak wiedzieć, że blefuje. Nie musiał wiedzieć, że jedyne co widzą jego oczy, to gra aktorska.

      Danica

      Usuń
  76. Danica mogła tutaj umrzeć. Ta myśl uderzyła w nią nagle, wydawała jej się w tym samym momencie absurdalnie zabawna, ale też bardzo realistyczna. Nietrudno było sobie wyobrazić drobne, blade ciało w kałuży karmazynowej krwi na łazienkowych panelach, nachylającego się złodzieja z wyrazem okrutnego zadowolenia na twarzy oraz nożem trzymanym w ręce. Podejrzewała, że byłoby to dla niego banalne niczym dziecięca igraszka. Wiedziała, że gdy tylko złodziej będzie w lepszej formie, już nigdy nie będzie bezpieczna, zawsze będzie musiała się pilnować. Nie zostawi jej w spokoju, będzie ścigał niewygodnego świadka - znała jego twarz, jego kryjówkę, jego emocje. Nie było wątpliwości, że nie zawaha się, aby ją usunąć, nie mogła liczyć na chociaż szczątkowe wyrzuty sumienia.
    Ta widocznie fałszywa litość tylko jeszcze bardziej ją zdenerwowała. Przegryzła dolną wargę niemal do krwi, a palce jej pobielały od ciągłego zaciskania na krawędzi balii. Wiedziała, że rabuś nie mógłby się mierzyć z siłą jej lodowatej furii. Ale nie mogła tego zrobić. Nie mogła dać się ponieść własnym emocjom i go skrzywdzić. Szkody emocjonalne, które mogłaby wyrządzić... Nie chciała o tym nawet myśleć. Nikt na to nie zasługiwał. Nawet tak zepsuta osoba.
    Danica nie miała wątpliwości, że może kiedyś mężczyzna miał w sobie więcej dobroci, a jego dusza nie była aż tak zepsuta, lecz teraz trudno było się w nim doszukać prawdziwie ludzkich emocji. Był jedynie nastawiony na zysk, niezależnie od kosztów, które on i inni musieli ponieść, aby zaspokoić jego głód bogactwa. Pewnie kiedyś wydarzyło się coś, co zepchnęło go na tę ścieżkę, ale Danica nie potrafiła mu współczuć. Sama niejedno przeszła w życiu, nie zaznała prawdziwego szczęścia. Codziennie borykała się z ciężarem odczuć innych, widząc mrok w każdej, nawet z pozoru najczystszej osobie. Wiedziała, do czego byliby zdolni w skrajnych sytuacjach i bała się tego. Była świadoma ułomności własnej duszy, ale nie przestawała walczyć ze złem wewnątrz siebie ani złem każdej osoby, kurczowo trzymając się tych niewielkich przejawów dobroci. On już dawno zatracił się w swoim egoistycznym wnętrzu.
    Choć przez jedną, małą, trwającą tylko kilka sekund chwilę poczuła, jak w nim coś drgnęło. Spod fasady wypłynął głęboki ból sięgający korzeni jego jestestwa. A może tylko jej się wydawało?
    Przebyła za nim całą drogę do Wieży Zegarowej, mimo wiszącej nad nią groźby śmierci i przekonania, że najpewniej nie odzyska naszyjnika. Naprawdę spodziewał się po niej trzeźwego myślenia?
    - To ty siedzisz goły i poraniony w wannie, nie ja. To ty skończysz w pierdlu, nie ja - wymruczała mu cicho do ucha, po czym splunęła do wanny, dając pokaz swojej pogardy i frustracji. Nie pozwoli mu na dalsze gierki. Nie był warty jej czasu. Każda minuta oddalała ją od szansy odzyskania własności.
    Danica podniosła się do pionu, ale zrobiło jej się ciemno przed oczami i zakręciło jej się w głowie. Przytrzymała się ręką drewnianej balii, żeby nie upaść. Adrenalina nie mogła trwać wiecznie, zaczynała ją opuszczać, pokazując pierwsze oznaki wyczerpania fizycznego, jak i psychicznego.

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  77. Kąciki ust Danici drgnęły od powstrzymywanego uśmiechu, gdy wyczuła w nim zmianę nastawienia jeszcze zanim się odezwał. A więc jednak czasami jej upór i temperament odziedziczone po rodzicach mogą okazać się pożyteczne, mimo że w większości przypadków przynoszą jej tylko kłopoty.
    Żadna z emocji nie była niepotrzebna. Każda z nich miała w sobie jakiś cel, mimo że stronę uczuciową człowieka zawsze uznawano za chaotyczną i niepewną, co było prawdą, ale niepełną. Litość czy współczucie to były jedne z najczystszych uczuć, najbardziej prawdziwych i przejmujących, mimo że tak rzadko ktoś chciał przyjąć je do siebie. Nawet teraz w tej absurdalnej sytuacji Danica odczuwała zaczątki współczucia spowodowane opłakanym stanem mężczyzny, ale nie mogła dać tego po sobie poznać. Żeby zawrzeć z nim układ, musiała wbić się w jego świat i tok myślenia. Przez tyle lat z powodzeniem ukrywała swoje odczucia, że teraz bez problemu zdusiła to, co mogłoby zadziałać na jej niekorzyść.
    Chciałaby mieć taką pewność jak on, czym się kierować w życiu.
    Gdyby tylko wiedziała, że złodziej martwi się o swoją reputację, pewnie wywróciłaby oczami. Faceci i ich pieprzone ego romiarów układu planetarnego.
    - Skromności i braku pewności siebie na pewno ci nie brakuje - prychnęła - Ale pewnego dnia twoje umiejętności mogą się okazać niewystarczające, arogancie.
    Danica dla pewności oparła się nogą o balię, po czym splotła ręce na klatce piersiowej. Za dużo przeżyć jak na jeden dzień. Może nie była fizycznie zraniona, ale za to wykończona. W kafelkach widziała swoje rozmazane odbicie: cała blada z sinymi i zaczerwienionymi śladami pod oczami, nastroszonego, rozwichrzone włosy, które uwolniły się z eleganckiego koka, drobne zadrapania na przedramionach, pomięte ubrania. Cała drżała, słaniając się na nogach, ale wiedziała, że musi być twarda, inaczej złodziej wykorzysta jej słabość przeciwko niej.
    - Prędzej bym umarła, niż zaufała komuś takiemu jak ty - powiedziała empatka, ale nie była to złośliwość, po prostu stwierdziła fakt - Nie pójdę do Rady, bo to on uwięzili mnie w tym przeklętym miasteczku i sprawują nade mną zbyt dużą kontrolę. Działasz im na nerwy i utrudniasz ich przedsięwzięcia, co daje mi trochę czasu... Wróg mojego wroga może być moim sojusznikiem. Ale tak długo, dopóki się nie dowiem, że gdzieś w tych okolicach nie zostanie znaleziony martwy lub bardzo pobity człowiek. Wtedy będziesz musiał się liczyć z moim poczuciem sprawiedliwości, ale nie wcześniej. Rozumiesz zysk lepiej niż inni, więc wiesz, że jesteś mi potrzebny dla zysku. Wolności. To twoja gwarancja.
    Zamilkła, pozwalając mężczyźnie na przyswojenie wszystkiego, co usłyszał. Teraz musiała wpłynąć na jego motywację. Nie mogła zaryzykować, że zostawi ją na pastwę gnid społeczeństwa w środku obskurnej ulicy, a więc każde słowo się liczyło.
    - Nie wyprowadzisz mnie w pole. Nie zabijesz mnie także później... - Bezwiednie wzdrygnęła się, wyobrażając sobie znowu swoje martwe ciało w kałuży krwi - po spełnieniu umowy ze strachu, że cię wydam. Ponieważ tak długo, jak znajduję się pod kontrolą Rady, tak silnie jestem w stanie na nich oddziaływać i przekonywać do swojego zdania, mimo że na razie nie w tak wystarczającym stopniu, aby pozwolili mi odejść. Liczą się jednak z moim osądem. Jeżeli kiedykolwiek trafisz do więzienia lub będziesz miał kłopoty, powołasz się na Danicę Perko, a ja to załatwię. To moja gwarancja i oferta.

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  78. Chyba po raz pierwszy się w czymś zgadzali, a to już był jakiś punkt zaczepienia, krok do przodu w ich umowie, o ile potwierdzenie na głos tego, co oboje myśleli, czyli braku zaufania do działań drugiego, mogło stanowić jakiś progresywny krok. Niemal się zaśmiała i pokręciła głową z niedowierzaniem. Braku pewności siebie faktycznie nie można było mu zarzucić.
    - Bardziej utalentowaną, co? I dlatego skończyłeś pokrwawiony w wannie, a ja bez trudu cię znalazłam? - zapytała z czystej przekory, unosząc brew do góry. Z kim ona próbowała się układać? No tak, z zakochanych w sobie narcyzem, który wbije jej nóż w plecy przy pierwszej lepszej okazji albo rzuci w ręce owych towarzyszy czy paserów. Jak słodko.
    Danica wywróciła oczami, widząc jego fałszywą minę niewiniątka. Naprawdę sądził, że da się na to nabrać? Od zawsze wiedziała, że coś nie grało w tej okolicy, teraz przynajmniej miała na to dowód, który leżał tuż przed nią i śmiał się sam do siebie.
    Może nie wierzyła w swoje umiejętności tak mocno jak złodziej w swoje, ale wiedziała, że dałaby radę to zrobić, gdyby tylko chciała. A to, że nie chciała, w związku z czym jej moc prawdopodobnie nie zadziałałaby z odpowiednim skutkiem i pozostałby w więzieniu to już nie jej wina. W końcu dotrzymałaby umowy i przynajmniej spróbowałaby! Wynik już nie był tak znaczący.
    Poza tym wcale nie musiała przekonywać Rady. Wystarczyło zająć się strażnikami, a że mieli tylko mięśnie i mózgi wielkości orzeszka ziemnego, nie miałaby z tym kłopotów.
    Danica zamarła, słysząc jego propozycję. Nie mogła tego zrobić. Wszystko, tylko nie to. Nie znosiła Rady, była zdolna podjąć każde kroki, aby się stąd wyrwać, ale nie mogła zdradzić tych informacji. Rozmieszczenie pokojów, sala z bransoletami, rozstawienie strażników... Nie, ta cała wiedza musiały pozostać poza zasięgiem rabusia. W dodatku sama postać Evy Lavrovy. Ta kobieta przeszła zbyt wiele w długim życiu, wewnątrz siebie miała tylko niekończącą się otchłań rozpaczy. Nie zasługiwała na to, żeby odbierać jej symbol każdego mężczyzny, którego niegdyś kochała.
    Nawet on nie mógł być tak okrutny, by to ukraść.
    Jasno jednak wyraził swój warunek.
    Danica potarła skronie opuszkami palców, zastanawiając się. Wiedziała, że złodziej rzucał jej wyzwanie, patrzył jej prosto w oczy, czekając na decyzję. Co miała zrobić? Nie mogła zdradzić tych informacji, ale chciała odzyskać pamiątkę. Tylko to się liczyło. A Eva... Mogła zamówić sobie nowe bransoletki. Prawda?
    Kiedy mężczyzna, Algar uświadomiła sobie, zaczął wstawać, dziewczyna wydała siebie dziwny dźwięk, coś pomiędzy piskiem a jękiem. Rzuciła się do przewieszonego przez oparcie krzesła ręcznika, omal się przy tym nie potykając, po czym wyciągnęła rękę z ręcznikiem do tyłu, nie patrząc na niego.
    - To nie jest śmieszne - warknęła jeszcze zanim zdążył to skomentować lub się roześmiać. Werwa natychmiast do niej wróciła, gdy tylko spróbował się podnieść. Przegryzła delikatnie wargę, wiedząc, że będzie żałowała swojej decyzji, ale nie miała wyjścia. Musiała to zrobić. Nawet jeśli umierała ze strachu.
    - Nie powiem ci tego, co chcesz wiedzieć... - zaczęła, po czym odetchnęła kilka razy, nim słowa niemal niedosłyszalnie opuściły jej usta - To ja będę musiała ukraść bransolety.

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  79. Danica wzdrygnęła się wystraszona nagłą bliskością złodzieja, gdy chłodne krople wody spłynęły na jej kark, odsłoniętą część ramienia i pomoczyły niegdyś śnieżnobiałą bluzkę, teraz zniszczoną przez wydarzenia ostatnich kilkudziesięciu minut. Była gotowa na atak z jego strony, ale on tylko się odsunął, uśmiechając się bezczelnie. Co on sobie wyobrażał?!
    Naprawdę miała ochotę zedrzeć mu ten głupkowaty uśmieszek z twarzy.
    - Na to chyba już trochę za późno - mruknęła jakby sama do siebie, odwracając się w jego stronę i uważnie obserwując jego ruchy, gdy wyciągał z szafek bandaże. Gdyby nie sprowadził jej na złą drogę, nie byłoby jej tutaj. Nie próbowałaby zawrzeć z nim wręcz samobójczego układu. Nie odzyskiwałaby naszyjnika w tak nielegalny sposób. A przede wszystkim nie oferowałaby, że włamie się do pilnie strzeżonego budynku Rady i okradnie kobietę z przedmiotów, które miały wartość podobną do tego sentymentu, który Danica miała względem rodzinnej pamiątki. W tej chwili ryzykowała wszystkim i mogła wszystko stracić. Jak ona w ogóle mogła się w to wszystko wpakować?
    Patrzyła, jak mężczyzna opatruje swoje rany, starając się skupić myśli na wszystkim poza tym, jak nisko upadła, że musiała układać się z przestępcą. Nigdy nie sadziła, że jakikolwiek przedmiot stanie się dla niej tak ważny. Widziała wyraźnie malujących się na jego twarzy szok spowodowany jej propozycją, a także czuła jego przemożną niechęć. Zastanawiała się, czy pokładał w nią tak mało wiary, czy bał się, że ostatecznie go wykiwa.
    Prawdopodobnie to pierwsze. Poza tym podejrzewała, że nie chciał, aby ominęła go cała zabawa. Tacy jak on żyli dla zysku, ale także adrenaliny. I nie dało się ukryć, że ego również miało w tym swój udział. Nie mógłby ścierpieć, gdyby tak niewielka osóbka zdobyła skarby, na które on, doświadczony złodziej, polował już od dawna, a które pozostawały poza jego zasięgiem.
    Danica zagryzła wargę. Wiedziała, że stara się nią manipulować. Brakowało mu subtelności, to było wręcz oczywiste. Ale czy miała inne wyjście? Niech myśli, że ją pokonał i podszedł. Kiedy jej nie doceniał, uważając za głupią i słabą, miała nad nim przewagę.
    - Powiem ci, gdzie mniej więcej znajduje się pokój, ale nie licz na dokładne rozmieszczenie pozostałych. Pozycje strażników w tym skrzydle również, ale tylko tyle. Nie więcej - zdecydowała w końcu.
    Wiedziała, że mężczyzna jej nie rozumiał. Ani jej postępowania, ani współczucia dla Lavrovy. Gdyby tylko mógł przez chwilę przejąć jej dar, wtedy zrozumiałby... Ale na co ona liczyła? Była jedyna w swoim rodzaju. Nikt nie mógł zrozumieć. On tym bardziej.
    Nie odważyła się nawet nazwać go w myślach imieniem, bo to oznacza już pierwsze przywiązanie, a miał być niczym innym jak tylko narzędziem osiągnięcia celu.

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  80. Danica uniosła brew. Trudno było mówić o jakiejkolwiek sprawiedliwości w tej sytuacji. Zrobiła wiele rzeczy w swoim życiu, z których nie była dumna, ale nigdy nie posunęła się do przestępstwa. Lubiła naginać reguły lub dostosowywać je do własnych potrzeb, wyszukiwać furtki w prawie, które pozwalały jej sięgnąć po to, co chciała, ale to było jawne złamanie wartości, które zostały jej wpojone. Podejrzewała, że już do końca życia będzie miała wyrzuty sumienia, a twarz złodzieja zawsze będzie ją prześladować, gdy tylko zamknie oczy.
    Fakt, że nawet rabuś ją doceniał, tylko pogorszyłby jej samopoczucie.
    Empatka nie lubiła, gdy ktoś wydawał jej polecenia, ale tym razem nie protestowała, ruszając za mężczyzną. W końcu to był jego teren, nie mogła mieć pewności, że nie zamontował gdzieś pułapek na nieproszonych gości. Ostrożnie podążała za nim, rozglądając się nerwowo, jakby zaraz ktoś miał wyskoczyć z mroku i ją zaatakować. Co prawda i tak wyczułaby jego intencje, zanim jej oczy by go wychwyciły, ale i tak nie mogła pozbyć się lęku. Ona i Algar mieli układ, ale to nie znaczyło, że będzie się go trzymał. Nie wierzyła w coś takiego jak złodziejski honor.
    Co jakiś czas jednak wrodzona ciekawość Danici zwyciężała. Spuszczała nieufny wzrok z szerokich, umięśnionych pleców złodzieja, ignorowała niepokojące ciemności i ciągły dźwięk zębatek, skupiając się na mijanych skrzyniach i dobrze ukrytych gablotach. Eksponaty były fascynujące, choć nie znała źródła ich pochodzenia ani przeznaczenia. Musiały się tam znajdować naprawdę cenne okazy zgromadzone podczas wypraw. Wydawało jej się, że złodziej był w stanie sprzedać własną matkę, byle tylko się wzbogadzić, ale najwyraźniej te skarby musiały mieć dla niego ogromną wartość, skoro nie próbował ich sprzedać. Kolejna słabość, którą być może będzie mogła wykorzystać w razie nieporozumienia między nimi.
    Danica powoli usiadła przy stoliku, niezadowolona z bliskości Algara. Wszystkie nerwy w jej ciele pozostawały boleśnie napięte, w każdej chwili gotowe do reakcji, ale przez to jej organizm znajdował się na skraju wytrzymałości. Mogła się spierać, że powinni najpierw pójść po naszyjnik, ale to nie miało sensu. Nie zgodziłby się.
    W ciszy było słychać tylko nieprzyjemny odgłos zębatek i skrobanie węgla o materiał. Rysunek był szybki i poglądowy, ale nie dało się ukryć, że miała talent do tworzenia obrazów budynku. Może w innej rzeczywistości zostałaby architektem, ale obecnie nawet się nie łudziła.
    - Budynek składa się z frontu i dwóch odchodzących skrzydeł. Ciebie interesuje wschodnie skrzydło, znajdują się tam biura i pomieszczenia mieszkalne niektórych członków Rady, a także sala konferencyjna, miejsce zakwaterowania dopiero ściągniętych nadprzyrodzonych i kilka innych pokoi, które zmieniają swój cel w zależności od potrzeb. Jak pewnie wiesz, nigdzie nie ma balkonów ani tarasów, nie sądzę też, że dałbyś radę wspiąć się po gzymsie. Pokój, gdzie trzymane są bransolety, znajduje się na samym końcu skrzydła po lewej stronie. Noszą nazwę bransolet, ale tak naprawdę nimi nie są. Bardziej przypominają medale odlane ze złota wielkości mojej pięści. Na jednej stronie znajduje się imię męża, data narodzin i śmierci oraz sentencja w innym, bardzo starym języku. Na drugiej rysunek, który przedstawia ważne wydarzenie z ich historii. Boki pokryte są bogatymi zdobieniami oraz kamieniami szlachetnymi, każdy dobrany do osobowości zmarłego - wyjaśniła, bawiąc się rękawem bluzki. Nie chciała, nie mogła na niego spojrzeć, gdy wyjawiała te sekrety - W całej rezydencji jest ponad pięćdziesięciu strażników, w tym skrzydle dwudziestu. Zmieniają się w ciągu dnia co sześć godzin, w nocy co trzy. Po jednym stoi przy każdych drzwiach, pozostali patrolują korytarze. Czy te informacje wystarczająco cię satysfakcjonują?

    OdpowiedzUsuń
  81. Danica obserwowała złodzieja, który podniósł ze stolika prowizoryczną mapę, z uwagą studiując kolejne pomieszczenia. Co jakiś czas zerkała na niego, sprawdzając, czy słucha, bo nie miała zamiaru powtarzać tego wszystkiego drugi raz, ale wydawał się całkowicie pochłonięty szczegółami dotyczącymi budynku, jego ochrony, a także wyglądem bransolet. Niemal widziała, jak trybiki przeskakując w jego głowie, gdy starał się wymyślić odpowiedni plan do wymagań, które przed nim postawiła. Zadanie wydawało się niemal niemożliwe do wykonania, ale Danica była świadoma, że jeśli ktokolwiek miał tego dokonać, z niechęcią musiała przyznać, że jedyna taka osoba siedziała właśnie obok niej, starannie zapamiętując informacje. Jego akcje okryły się już sławą wśród wszystkich mieszkańców miasteczka, choć z powodu plotek urosły do rozmiarów bardziej legend, którym na pewno brakowało prawdy. To samo tyczyło się wyglądu złodzieja. Bogate panienki znudzone dworskim, wystawnym życiem snuły różne historie na temat umięśnionego, przystojnego i niebezpiecznego rabusia, mając nadzieję, że ten pełen seksapilu, młody bóg odwiedzi ich sypialnie w nocy, co Danica mogła jedynie kwitować prychnięciem, wywróceniem oczami i ognistym rumieńcem. Algar nie miał w sobie nic z piękna, jego rysy twarzy były twarde i kanciaste, bardziej przypominał dzikiego, nieokrzesanego brutala, którym przecież był. A już na pewno nie w głowie były mu nocne harce z rozpieszczonymi pannicami, jego zimne serce biło jedynie dla błyskotek. Nie udało mu się ukryć nowej fali entuzjazmu, gdy usłyszał opis osławionej biżuterii Lavrovej. Czuła jego determinację, by zdobyć te arcydzieła sztuki rzemieślniczej i był gotowy zaryzykować wszystkim, aby się do nich dobrać. Jego pazerność nie znała granic...
    Dlaczego tak się do niej uśmiecha? Niech nawet nie próbuje się spoufalać. Nie była kolejną wielbicielką należącą do jego oddanego fanklubu, która zrobiłaby wszystko pod wpływem tego spojrzenia. Już chętniej walnęłaby go w głowę.
    - Męczy mnie już sama twoja obecność - mruknęła niechętnie Danica, przysuwając krzesło odrobinę bliżej, żeby lepiej widzieć mapę. Palcem pokazała mu kilka pomieszczeń - Wydaje mi się, że w tych znajdują się płytki. Pokoje zostały urządzone według gustu, więc nie wszystkie są jednakowe, trudno mi jednoznacznie powiedzieć... Na korytarzu jest parkiet pokryty dywanem. Pomieszczenie, które cię interesuje, również zostało wyłożone deskami, chyba jest tam niewielki dywan, ale nie na całą podłogę.
    Danica zmarszczyła brwi, nieświadomie robiąc zabawną minę, starając się sobie przypomnieć więcej szczegółów, ale to nie było takie proste. Spędzała w tym budynku dużo czasu i była bardziej spostrzegawcza niż większość osób, ale takie szczegóły umykały jej uwadze. Bardziej skupiała się na ludziach niż na otoczeniu, dlatego z trudem przywoływała z pamięci kolejne detale. Po chwili wahania dorysowała między niektórymi pomieszczeniami dwie kreski symbolizujące drzwi, inne oznaczyła znakiem zapytania, po czym spojrzała niepewnie na mężczyznę, przegryzając dolną wargę. Podświadomie bała się, że przez zbyt małą ilość szczegółów wycofa się z umowy. Nie wierzyła w coś takiego jak złodziejski honor.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - W niektórzy pomieszczeniach nigdy nie byłam. Nie są one przeznaczone dla pierwszej lepszej osoby, a ja nie cieszę się aż takim zaufaniem w Radzie, żeby dopuszczać mnie do wszystkich tajemnic. Jak pewnie wiesz, mają ku temu podstawy - powiedziała, przez chwilę uśmiechając się lekko, a w jej oczach rozbłysły łobuzerskie iskierki, szybko jednak spoważniała - Między tymi pomieszczeniami znajdują się drzwi. Nic nie wiem o szybie wentylacyjnym, niewykluczone, że gdzieś tam się znajduje, ukryty przed moimi oczami. Poza tym wszędzie ukryte są drogi ewakuacyjne oraz tajne przejścia, członkowie Rady zadbali o to przy budowaniu siedziby, ale nie wiem, jak wyglądają i gdzie prowadzą.
      Może wiedziała o paru, ale ich umowa nie przewidywała dodatkowych informacji. Poza tym nie wątpiła w umiejętności złodzieja; skoro sama była wystarczająco sprytna, żeby je odkryć, on nie powinien mieć problemu, jeśli jest tak dobry, jak sądzi.
      - Ręce mi się trzęsły, bo musiałam się powstrzymywać, żeby ci nie przywalić - warknęła Danica, obruszając się, gdy zarzucił jej uzasadnioną słabość - Co to znaczy dla kogoś takiego jak ja? I jak bardzo niebezpiecznie?
      Widząc jego spojrzenie, Danica wyniośle uniosła podbródek do góry, splatając dłonie na kolanie, jakby sygnalizując swoje opanowanie i gotowość.
      - Nie pytam, bo chcę się wycofać, tylko chcę się przygotować na to, co mnie czeka.

      Usuń
  82. Danica nie odezwała się, jedynie mocniej zacisnęła zęby, wiedząc, że złodziej próbuje wytrącić ją z równowagi. Jakby patrzenie na jej złość lub strach sprawiało mu złośliwą satysfakcję. Najgorsze było to, że nie miała do końca pewności, czy mówi prawdę, czy próbuje ją tylko nastraszyć w nadziei, że zrezygnuje z naszyjnika. Historia o szalonym naukowcu porywającym ludzi w celu przeprowadzania chorych eksperymentów była co najmniej absurdalna, wydawała się być zbyt nieprawdopodobna, a mimo to Algar wydawał się być całkiem poważny.
    Danica pokręciła lekko głową. To nic. Tylko z nią igrał, starając się uderzyć w słaby punkt, aby wzbudzić w niej przerażenie.
    Jednocześnie wiedziała, że to nie będzie proste. Nie przywykła do podobnego środowiska, nie znała terenu, po którym miała się poruszać. Wszystko miało być obce, pozostające poza jej kontrolą, do ktorej przywykła. To, jak bardzo nie pasowała do tego świata, było widoczne gołym okiem; wystarczyło porównać ją do Algara bądź kobiety, z którą był na bankiecie. Każdy od razu zorientuje się, że jest niepasującym elementem. Będzie musiała zwracać na siebie jak najmniej uwagi otoczenia. Tylko w ten sposób uda jej się jakoś przetrwać tę noc.
    Była zdana tylko na siebie. Rabuś ewidentnie nie był typem rycerza na białym koniu; jeśli coś pójdzie nie tak, będzie musiała radzić sobie sama. Jako nastolatka przywykła do życia w trudnych, niebezpiecznych warunkach w kraju ogarniętym rewolucjami, ale to było coś innego. Dużo bardziej mrocznego i groźnego.
    Danica z trudem nadążała za Algarem, który narzucił szybkie tempo wśród znanych sobie uliczek. Poruszał się z kocią gracją, zachowując się cicho nawet na niepewnym gruncie, mimo poważnych obrażeń całego ciała. Wydawał się być jak w transie, zupełnie ignorując ból w nodze. Starała się naśladować jego ruchy, stąpając po jego śladach i korzystając z osłony, jaką dawały jego szerokie plecy.
    W końcu Algar skręcił w ciemną alejkę. Posłusznie przyspieszyła, stając się drugim cieniem złodzieja, choć w jej głowie zakwitła nowa myśl: podobno nie miał ochoty jej pomagać, a mimo to jej bezpieczeństwo musiało coś dla niego znaczyć, skoro ją ostrzegł. Może miała jeszcze szansę wyjść żywa z tej przygody?
    Danica zadrżała, dostrzegając sylwetki mężczyzn czających się w mroku. Każdą emocję odbierała spotęgowaną dwukrotnie przez własny strach, który zdążył przysłonić już jej chłodną determinację. Właśnie wtedy uderzyła w nią rwąca jak rzeka niechęć częściowo skrytego przez cień i kaptur mężczyzny do Algara. No pięknie. Wpadła w sam środek testosteronowych porachunków między tymi dwoma.
    Empatka miała ochotę odpyskować, ale ten jeden jedyny raz udało jej się poskromić cięty język. Tacy jak on karmili się podobnymi dyskusjami, tylko bardziej by go nakręciła, choć wydawało się to niemożliwe - cały aż buzował od nadmiaru emocji, gotowy wykorzystać okazję do bójki. Darzył Algara rodzajem głębokiej nienawiści, która musiała trwać już dłuższy czas, a jej podłożem była niezabliźniana rana z przeszłości. Niedobrze.
    Danica wzdrygnęła się, gdy za jej plecami znienacka pojawili się uzbrojeni przestępcy, jednak zupełnie nie zwracali na nią uwagi, nie uznając jej za zagrożenie. Główny przeciwnik Algara najwyraźniej postanowił poczekać aż ten się zmęczy; dwóch jego osiłków rzuciło się w kierunku rabusia, podczas gdy ich przywódca obchodził widowisko dookoła, aż stanął tuż koło niej. Czuła, jak mierzy ją spojrzeniem, zastanawiając się, jaką wartość przedstawia, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
    Zanim zdążył się odezwać, Danica uderzyła go łokciem w nos, wymierzyła mu kopniaka w krocze, po czym natychmiast odskoczyła poza zasięg jego rąk. Mężczyzna na chwilę się skulił, ale wypełniająca go lodowata furia sprawiła, że z niepokojącym uśmiechem otarł końcem rękawa krew z twarzy i wyprostował się.
    - Ty wredna suko. Lubisz na ostro, co? Ktoś musi ci dać nauczkę. - Szybciej niż to możliwe doskoczył do niej i jednym sprawnym ruchem powalił na podłoże, wyciskając jej dech z piersi. Przed oczami zrobiło jej się czarno, gdy jego dłoń zacisnęła się na krtani, przyduszając ją.

    OdpowiedzUsuń
  83. Na granicy jej percepcji majaczyły ścierające się ze sobą w pięknym tańcu śmierci cienie, wydając niskie pomruki, zgrzyt miecza o pochwę i odgłosy głuchych uderzeń ciała o ciało. Gdzieś pojawiła się szkarłatną krew, ale nie dowiedziała, do kogo należała; równie dobrze mogła to być jej własna. Ktoś upadł na ziemię, gdy usłyszała trzask łamanej kości. Łopączaca na wietrze peleryna niczym ptak zrywający się do lotu, jęki bólu, ciemność. Kropelki wody z brudnej kałuży brudziły jej zniszczony strój, kamieniste podłoże wbijało się w jej kręgosłup, gdy z ciała powoli uchodziło życie.
    Uczucia zlewały się jedno, tworząc gorzką mieszankę wypełniającą jej usta. Wściekłość, zdezorientowanie, chęć mordu, strach, nienawiść, ulatująca wola. Danica nie potrafiła rozróżnić, które należały do niej. Czerpiąc siłę z emocji, ostatni raz spróbowała się wyrwać, ale palce mocniej zacisnęły się na jej gardle, ostatecznie odcinając dopływ powietrza. Jej ciało nie chciało, nie mogło już dłużej walczyć z obezwładniającą siłą, jej płuca zbyt długo były odcięte od zbawiennego tlenu. Chciałaby móc wykrzyczeć mu coś w twarz, ale nie była w stanie nawet się poruszyć, a każda możliwość zaczerpnięcia oddechu była zbyt ważna, by trwonić ją na przeklinanie przestępcy.
    Czy tak właśnie miała umrzeć? Na środku ulicy opanowanej przez najgorszych przedstawicieli tego miasta, wśród brudu i smrodu, a jej ciało nigdy nie zostałoby odnalezione i pochowane z należytym szacunkiem? Czy tak właśnie miała skończyć?
    Na granicy podświadomości pojawiło się nowe uczucie, które na chwilę wyrwało ją ze szponów śmierci - ostrzeżenie. Kto ją ostrzegał? Przed czym? Zresztą to nie miało już znaczenia. Pogodziła się z losem, gdy potężny blask rozświetlił widok przed jej oczami.
    Danica poczuła, że zostaje uniesiona z ziemi, ale nie wiedziała, co jest realne, a co wymysłem jej pozbawionego tlenu mózgu. Wiedziała jednak, że żaden ciężar nie przygniatał jej już do ziemi i nie odbierał oddechu, a jej sylwetkę owiewał wiatr, jakby biegła, choć wcale się nie poruszała. Powoli otworzyła oczy, dostrzegając w ciemnościach znajomy zarys kanciastego podbródka, reszta była zasłonięte przez przepastny kaptur. Chciała zaprotestować, ale z jej zmiażdżonego gardła wydobył się jedynie niezrozumiały bełkot. Nie mogła mówić, nie było nawet mowy o poruszaniu się. Z westchnieniem zrezygnowania skuliła się w ramionach złodzieja, opierając czoło o zagięcie w jego szyi. Czuła się mała i bezbronna tak jak wtedy, gdy w dzieciństwie zastanawiała się co noc, czy zobaczy jeszcze swojego ojca. Przytłoczona przez wydarzenia, które omal nie pozbawiły jej życia, zamknęła oczy, pozwalając się nieść przez śliskie, cuchnące korytarze podziemia. Musiała zaufać rabusiowi, ale nie miała z tym problemu; przyciśnięta do jego klatki piersiowej czuła się bezpiecznie. Wszystko docierało do niej z lekkim opóźnieniem i było przytłumione, nie mogła ufać samej sobie oraz swoim zmysłom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Po kilku minutach albo godzinach, nie wiedziała, rabuś przystanął. Poczuła twardy grunt pod stopami, ale nie mogła się na nim pewnie oprzeć, dlatego dotknęła ściany dla asekuracji.
      - Wal się - wyświszczała z trudem empatka, zjeżdżając plecami po ścianie, aż ukucnęła, ukrywając twarz w dłoniach. Zaczęła masować obolałą szyję, wiedząc, że jutro będzie ją zdobić naszyjnik z ciemnych, sinych barw. Nie mogła przełykać, dźwięki z jej krtani wydobywały się z trudem i były zniekształcone, ale przynajmniej mogła oddychać. Chyba nigdy nie była tak bliska śmierci jak dzisiejszego wieczoru. Nie prosiła się o tę przygodę, to on ją w to wpakował.
      Danica gwałtownie podniosła głowę do gory. Czy on sobie żartował? Ledwie przeżyła próbę uduszenia, a on kazał jej wstawać i ruszać dalej? Miała problemy z utrzymaniem się na nogach, gdzieś w tunelach na pewno czaili się kolejni przestępcy i była pewna, że następnym razem nie będzie miała tyle szczęścia. Ten facet wyraźnie pragnął jej śmierci.
      Spuściła wzrok, wykręcając palce pod różnymi kątami. Ten facet również zaryzykował swoim bezpieczeństwem dla niej, nawet jeśli zrobił to tylko dzięki informacjom dotyczącym bransolet. Pośrednio przyjął dla niej cięcie biegnące teraz wzdłuż jego klatki piersiowej. Zacisnęła dłonie w pięści. Nie mogła być słaba. Nie mogła się bać.
      - Jeśli szybko tego nie opatrzysz, wda się zakażenie - wyszeptała, wciąż na niego nie patrząc. Wsparła się na ścianie, po czym podźwignęła całe ciało do góry, starannie omijając jego sylwetkę wzrokiem. To, co chciała zrobić, należało do prawdziwych rzadkości. - Powiedziałeś, że nie zawrócisz, aby mi pomóc. Dziękuję.

      Usuń
  84. Uprzedzał ją o niebezpieczeństwie, ale nie mogła przypuszczać, że jej życie znajdzie się w takim zagrożeniu. Poza tym nie był z nią do końca szczery. Nie wspomniał ani jednym słowem o zatargu z bandą przestępców, zwłaszcza z ich pałającym nienawiścią przywódcą, który był gotowy zrobić wszystko, aby życie Algara było pasmem cierpienia i bólu. Ich lider był sadystą, gdy oglądał jej gasnące oczy, przeżywał radosną ekstazę. Czuła buzujące w nim emocje, których intensywność była nienaturalna, zwielokrotniona przez głęboko zakorzenioną nienawiść do świata i do złodzieja, ale Algar sam nie był lepszy. Również pałał niechęcią do wszystkich i wszystkiego, był zbyt władczy i chamski. Znaleźli się, pieprzeni macho próbujący udowodnić, który z nich jest bardziej męski. Myśleli, że są jakimiś cholernymi Alfami? To byli w błędzie.
    A ona na pewno nie da sobą pomiatać jakiemuś podrzędnemu królowi złodziei, mógł sobie o tym tylko pomarzyć.
    Nie dało się ukryć, że Danica naciskała na rabusia w sprawie naszyjnika, ale było to spowodowane jej gniewem i uciekającym czasem. Paser mógł w każdej chwili zniknąć z jej pamiątką, dlatego musieli działać szybko. Poza tym mężczyzna wręcz sam rwał się do roboty, nie mogąc się doczekać, gdy w końcu da mu spokój i będzie mógł się zająć przygotowywaniem planu ataku na budynek Rady! I nikt nie kazał mu skakać przez to okno. To nie była jej wina, że poharatał sobie całe ciało tym brawurowym, acz głupim wybrykiem, którym próbował zaimponować nie wiadomo komu. Może tym fankom obecnym na balu usychającym z tęsknoty za tajemniczym, niedostępnym przestępcą? Zmusiła go do opuszczenia Wieży Zegarowej w bandażach tylko dlatego, że ten gbur sam sobie na to zasłużył. Myślał, że jest taki cwany, ale jak się okazało wcale nie był.
    Danica czuła na sobie jego badawczy wzrok i ostatkiem sił powstrzymała się od komentarza. Nie lubiła, gdy ktoś ją czujnie obserwował, zwłaszcza, gdy była w takim stanie. Jej ubranie było poszarpane, wilgotne od wody, wybrudzone ziemią z ulicy i krwią płynącą z rany Algara. Jej szyja pokrywała się sińcami, a ręce naznaczone były licznymi otarciami i drobnymi ranami. Była w beznadziejnym stanie, niemal całkowicie wykończona. Jej prezencja pozostawiała dużo do życzenia.
    Nie przywykła do czyjejś uwagi, wolała wtapiać się w tłum, dlatego jego spojrzenie wyprowadzało ją z równowagi. Tak jak ten jego bezczelny uśmiech. Niech sobie nie myśli, że się o niego martwi! Powinien być w jak najlepszej dyspozycji, by odzyskać naszyjnik. Jak dla niej mógł się nawet wykrwawić na miejscu, gdy już go zdobędą.
    Przegryzła wargę, gdy pochylił głowę, próbując złapać jej spojrzenie. Kiedy zdołał się podkraść tak blisko?
    - Ostatnich niesnaskach? Nie myśl, że coś się zmieniło. Ciągle jesteśmy po przeciwnych stronach barykady. Nic nie zmieni mojego zdania o tobie, wredny gburze - warknęła empatka. Na dodatek był bezczelny, gdy proponował jej opatrywanie. - Chciałabym cię wrzucić do śmierdzącego kanału, ale nie mogę.
    Danica skrzywiła się lekko. Wiedziała, że była to propozycja rozejmu, gdy oparł się o ścianę, ale nie chciała, by widział w niej słabą jednostkę. Była na skraju wyczerpania, ale nie miała zamiaru tego pokazywać. Zamiast tego odepchnęła się i powoli ruszyła do przodu, przypadkowo uderzając Algara w ranną nogę. Uderzenie nie było mocne, ale na pewno wywołało uczucie bólu w mięśniu.
    - Rana jest powierzchowna i na szczęście nieposzarpana. Nie będzie wymagała szycia, wystarczy bandaż, ale musisz ją zdezynfekować. Przeżyjesz. A teraz musimy iść, czyż nie? Rusz swój leniwy tyłek, niszowy przestępco.

    OdpowiedzUsuń
  85. Danica rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, słysząc, jak nieudolnie ją naśladuje. Wywróciła oczami. Jakiż on był dziecinny!
    Nie wiedziała. W końcu nie należała do tajemniczego podziemia Last Salvation, które było niedostępne i zupełnie odległe dla zwykłych mieszkańców. Miała wystarczająco dużo własnych problemów, poza tym niemal cały czas była w trasie, sprowadzając paranormalnych do miasteczka. Może trudno w to uwierzyć, ale jej całe życie nie toczyło się wokół jakże przeznakomitej postaci Algara złodzieja. Choć pewnie to byłby dla niego szok, nie był pępkiem świata; jego reputacja dotarła również do niej, ale nie zastanawiała się dłużej nad tym, ilu wrogów może mieć ani jak wygląda jego życie. W końcu nigdy przez myśl jej nie przeszło, że będzie ścigała złodzieja po mieście, odnajdzie jego tajną kryjówkę i nakryje go w kąpieli, a później zdradzi plany budynku Rady, żeby szlajać się z nim po kanałach. Empatka nie była przygotowana na to, kogo lub co tu spotka, mimo że starała się zachowywać niewzruszoną minę pokerzystki.
    No cóż, jeśli miało to go pocieszyć, ona też pierwszy raz brała w czymś takim udział. I ona też nie mogła z nim wytrzymać. Był irytującym bufonem i tylko chęć odzyskania pamiątki sprawiała, że do tej pory nie odważyła się mu przywalić.
    Tak, jakby miała jakiekolwiek szanse w starciu z nim.
    Danica nie zdążyła zareagować. W jednej chwili szła przed siebie, w drugiej wykonała szybki lot w dół do ścieków. Była tak zaskoczona, że nie zdążyła złapać oddechu. Gdy w końcu się wynurzyła, zaczęła się krztusić i parskać ohydną wodą, która dostała się do jej gardła. Pieprzony złodziej! Jej pełen wściekłości krzyk rozniósł się echem po kanałach. Z furią uderzyła dłońmi o powierzchnię wody, po czym zamachnęła się na Algara, próbując go ochlapać.
    - Ty cholerny oszuście! Pieprzony chamie, prostaku! Ty nieokrzesany brutalu! - krzyczała za nim Danica, gdy ten znikał w odmętach wytworzonej przez siebie ciemności. To były najlżejsze określenia, jakich użyła, później stała się bardziej kreatywna. W końcu przeszła do chorwackich przekleństw, starając się dotrzeć do jakiejś ścianki, po której mogłaby się wspiąć. Z wyczerpaniem podniosła się do góry na osłabionych ramionach, po czym położyła się na chłodnym podłożu, przymykając oczy. Była zmęczona i wściekła, miała wszystkiego dość. Pokonała tak wiele przeszkód tego wieczora, była duszona, a on tylko dodatkowo rzucał jej kłody pod nogi. Wyprowadzał ją z równowagi, wrzucił do ścieków i zostawił na pastwę losu, dodatkowo sprowadzając mrok do podziemi.
    Już się nie podniosła. Empatka wiedziała, że Algar sądził, iż podąży za nim w ciemnościach, kierując się szlakiem jego uczuć, ale jej ciało nie miało wystarczająco dużo siły, choć jej duma, ośli upór i samozaparcie kazały jej wstawać oraz walczyć o swoje. Zamiast tego skuliła się pod ścianą w kłębek, opierając głowę w zgięciu ramienia. Poczeka, aż rabuś odzyska jej własność. Dopadnie go, kiedy będzie wracał i odbierze naszyjnik, niezależnie od tego, ile to będzie ją kosztowało.

    OdpowiedzUsuń
  86. [Nie wiem, czy to ma jakiś sens:<]

    Nie wiedziała, ile czasu minęło odkąd wydostała się z cuchnących ścieków - to mogły być sekundy, minuty, a nawet pełna godzina. Mroczna aura Algara powoli się od niej oddalała, pozostawiając jej wnętrze z pustką, jak zawsze gdy intensywne odczucia gwałtownie zanikały. Rzadko kiedy zdarzało się, że niczego nie odbierała, jej własne uczucia wydawały się wtedy wyblakłe i trudno było je przywołać, zbyt przyzwyczajona do tego, że ulegały presji pozostałych dusz. Nagle poczuła delikatne falowanie, drgającą zmianę w powietrzu. Przechyliła lekko głowę w lewo, starając się wychwycić, o co chodzi. Śliskie korytarze wypełniała odbijająca się od ścian furia, a także niepewność i zostawiający na języku gorzki posmak zgniłych pomarańczy strach pomieszany z poczuciem zagrożenia. Później zaczęły docierać do niej podniesione, męskie głosy, a właściwie jeden, wybijający się z pozostałych, przepełniony głęboką pasją i nienawiścią. Danica wyrzuciła z siebie kolejną wiązankę chorwackich przekleństw, po czym chybotliwie podniosła się, przytrzymując się lepkiej ściany, aby jakoś utrzymać się w pionie. Pieprzony złodziej. Pieprzeni wrogowie rabusia. Pieprzone kanały. Pieprzony skok. Pieprzone Last Salvation. Z każdym krokiem wymyślała kolejny powód do wściekłości i to dawało jej determinację, aby kuśtykać do przodu. Uczucia były jej motorem napędowym, źródłem dodatkowej siły i energii, gdy wszystko inne zawiodło.
    Empatka wykorzystywała wciąż unoszącą się w kanale mętną ciemność, która zaczynała powoli tracić na gęstości. Poruszała się najszybciej jak mogła, ignorując krańcowe wyczerpanie, ale brutalni prześladowcy wciąż nadrabiali dystans. Zadrżała na wspomnienie silnych dłoni zaciskających się na jej tchawicy i bezwiednie zaczęła masować pojawiające się siniaki na szyi. Podejrzewała, że drugim razem nie będzie miała tyle szczęścia, zwłaszcza, że została pozostawiona sama sobie, a ich było aż trzech. Pokręciła lekko głową, starając się odzyskać jasność myśli. Nie mogła sobie pozwolić na pesymistyczne nastawienie, to mogło ją zgubić równie mocno jak niewłaściwy krok.
    Danica przesuwała dłonią po ścianie, aż natrafiła na nikły ślad obecności Algara. Uśmiechnęła się lekko, podążając za nim. Jednak nie był tak sprytny, za jakiego chciał uchodzić, a dodatkowe, nowe smugi w zakurzonym korytarzu były doskonałym tropem, choć dostrzegała je z trudem w mroku. Nie odważyła się jednak sięgnąć po pochodnię, wiedząc, że poruszające się światło zwabiłoby nawet tak durnych napastników.
    Kiedy myślała, że wszystko powoli zaczyna się układać i uda jej się wyjść cało z opresji, poślizgnęła się na obluzowanym kamieniu, a jej zduszony krzyk rozniósł się donośnym echem po sieci tuneli.
    Danica zareagowała instynktownie. Gwałtownie podniosła się z podłoża, ignorując pulsujący ból w biodrze i rzuciła się biegiem przed siebie, usiłując skupić się na Algarze. Gdzie on się podział? Z impetem wbiegła w zakręt, starając się utrzymać równowagę, a jej serce waliło nieregularnie w piersi ze zmęczenia i strachu. Mimo zadanych obrażeń mężczyźni poruszali się szybko, zbyt szybko, by mogła im uciec. Z wycieńczeniem oparła się o ścianę. Skoro nie mogła wykorzystać ucieczki, zostawały jej element zaskoczenia i walka, a do tego będzie potrzebowała wszystkich resztek energii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skuliła się w cieniu, oczekując na to, co nieuniknione. Po chwili w przejściu wyłonili się przestępcy z zadowolonymi uśmieszkami na twarzach.
      - Kogo my tu mamy? - zapytał z nieskrywaną pogardą facet, który ją dusił. Zbliżył się niebezpiecznie blisko, ale Danica zdążyła uchylić się przed jego ciosem. Nie dostrzegła jednak drugiej pięści, należącej do rudowłosego. Poczuła ból rozchodzący się w dole brzucha i aż sapnęła, tracąc równowagę. Ospowaty przytrzymał ją jednak pod ścianą, zerkając niepewnie na przywódcę. Co Algar musiał im zrobić, że tak bardzo go nienawidzili?
      - Powiedz mi, gdzie jest Algar, a skończymy to szybko - zaproponował, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Pokręciła lekko głową, czując żółć zbierającą się w ustach. Jak ona nienawidziła tego wariatkowa.
      Kolejne uderzenie sprawiło, że uderzyła tyłem głowy o ścianę. Przez chwilę przed oczami zamajaczyły jej mroczki, ale nie straciła przytomności. Poczuła metaliczny zapach krwi przebijający się przez smród kanałów. Ktoś uniósł ją za szyję do góry. Danica zaczęła wierzgać się i wyrywać, aż udało jej się na chwilę poluzować uścisk. Uderzyła ospowatego w nasadę nosa, a kiedy ją puścił, jej łokieć zahaczył mocno o jedną z wystających płytek. Wtedy otworzyły się tajemne drzwi. Zareagowała szybciej niż złoczyńcy; przeczołgała się przez wejście, które zamknęło się za nią z cichym sykiem. Słyszała za plecami ryk furii i gorączkowe poszukiwanie przycisku.
      Danica jęknęła cicho, ból pozbawiał ją tchu, ale wiedziała, że nie może tu zostać. W końcu znajdą ukryte przejście. Podniosła się i ruszyła truchtem przed siebie, czując, że obecność Algara mocno się nasiliła. Musiał tędy przechodzić niedawno, prawdopodobnie wciąż przemieszczał się tym tunelem. Z trudem brnęła do przodu, zastanawiając się, jak rozległe były obrażenia. Adrenalina częściowo maskowała ból, a i tak z trudem trzymała się na nogach.
      W końcu dostrzegła znajomą sylwetkę. Obrzuciła go wulgaryzmami, których niestety nie słyszał. Minęła go w pełnym biegu.
      - Twoi znajomi są mocno zdeterminowani. Przysięgam, że jeśli wyjdę stąd żywa, zabiję cię, cholerny dupku.

      Usuń
  87. Noc dawno zapadła, gdy bożek skończył pracę. Po trwającym niemal wieczność zniewoleniu w gmachu Rady, wreszcie otrzymał obywatelstwo w The Last Salvation. Rada uznała, że ktoś taki jak on może im się przydać, wszak zdolny był leczyć ludzi z śmiertelnych chorób czy ran.
    Dlatego w szpitalu był co niemiara rozchwytywany. Większość domagała się leczenia magicznego, po tym jak wyleczył umierające dziecko z raka. Lecz nie rozumieli, iż każdy taki przypadek mocno nadszarpuje jego siły witalne, stąd wkładał tyle ile mógł sił w uzdrawianie za pomocą ziół i dostępnych leków.
    Mimo ciągłej późnej pory powrotu do domu i wycieńczenia, kochał swoją pracę. Niesienie ludziom pomocy, nawet jeśli byli niewdzięcznikami, sprawiało mu radość, ponieważ jego obciążone grzechem wobec śmiertelników sumienie, wreszcie mogło rozprostować ugięty grzbiet.
    Ten tydzień nie należał do najłatwiejszych. Zwiadowcy powrócili z frontu, w większości umierający z bebechami na wierzchu. Nuada do tej pory nie mógł dojść do siebie po użyciu magii, ale jakoś dawał radę.

    Właśnie wracał do domu, napychając fajkę świeżo zakupionym tytoniem, gdy doszedł go krzyk. Z początku pomyślał, że to w jego głowie rozbrzmiało złudzenie dźwięku z przeszłości, lecz gdy się powtórzył, automatycznie napiął wszystkie mięśnie.
    Pierwsze co mu przyszło na myśl, to ogary czarnoksiężnika, czyniące komuś krzywdę. Strach opadł na dno jego spłaszczonego głodem żołądka, i zmieszał się z poczuciem gniewu, i nienawiści. Pospiesznie wtykając fajkę za pasek spodni, ruszył w stronę zakrętu skąd dobiegł go dźwięk.
    Przylgnął do ściany budynku i zaklął w myślach, gdy wiatr wkradł się pomiędzy jego czarne, rozczochrane kosmyki włosów i poniósł zapach ku ofierze. Jeśli ogar nadal tam jest, wyczuje go natychmiastowo.
    Czekał na atak, lecz ten nie nadszedł. Ostrożnie wychylił się zza rogu budynku, łapiąc myśliwski nóż i zwracając go grzbietem wzdłuż nadgarstka, srebrną dłoń wyciągnął przed siebie, gotów posłużyć się nią jak tarczą.
    W słabym świetle latarń dostrzegł jedynie upadającego mężczyznę. Krwawił obficie, zostawiając za sobą szkarłatną ścieżynę, po której stąpała ku niemu śmierć.
    Cahan zmrużył piwne ślepia, dmuchnął w denerwujący go kosmyk czarnych jak smoła włosów, przerzucając go w ten sposób na policzek i rozejrzał się po okolicy. Musiał być pewien, że w pobliżu nie ma żadnego ogara.
    W końcu zmusił się do wyjścia, dopiero przy nieszczęśniku chowając nóż.
    - Spokojnie. Jestem uzdrowicielem. - Wychrypiał, klękając obok niego i łapiąc go za nadgarstek chcąc odsunąć dłoń od krwawiącej rany. - Znaczy się, w waszym współczesnym; Lekarzem. - Poprawił się. Szybki rzut oka wystarczył mu, ażeby pchnąć faceta na zadek.
    - Nie możesz zasnąć, rozumiesz? Jak masz na imię? - Musiał go jakoś zagadać, jeśli chciał ażeby facet nie kopnął w kalendarz.
    Jak się domyślał, kula ugrzęzła w nodze, lecz po drodze uszkodziła tętnicę. Kiedy zebrał palcami odrobinę krwi, powąchał je i zasmakował, przekonał się iż była zanurzona w truciźnie. Kimkolwiek był ten facet, komuś najwyraźniej bardzo zależało na jego śmierci.

    Ŋưaȡa Ḁïrǥelȶláṃ

    OdpowiedzUsuń
  88. - Jaką dzisiaj mieliśmy pogodę rano? - Zadawał idiotyczne pytania, byleby mieć z nim kontakt. Raz po raz uderzał go po twarzy stalową ręką, wybudzając jej chłodem.
    Wyszarpnął z spodni skórzany pasek i zawinął go na udzie nieszczęśnika. Zaciągnął go mocno, tamując krwawienie lepiej niż skrawek nabiegającej krwią szmaty, lecz i tak jeśli nie udzieli mu lepszej pomocy ten wkrótce będzie wąchał kwiatki od spodu.
    - Zabiorę Cię do siebie. Muszę wyciągnąć kulę nim przystąpię do leczenia. To całkiem niedaleko. - Chwycił go w objęcia i podniósł z lekkim trudem. Wszystkie mięśnie grzbietu zaprotestowały z tępym bólem, lecz Cahan nie zważał na ich nastroje. Rzucił się w bieg, wkrótce wpadając do swojego małego mieszkanka na uboczu.

    Zaniósł go do sypialni i nie zważając na biel pościeli, złożył go na łóżku. Następnie zniknął w salonie, który połączony był z aneksem kuchennym i tam z kredensu wygrzebał stalowe pudło z narzędziami do operacji, które jeszcze ponad dwa tygodnie temu służyły mu jako zestaw testowy. W końcu musiał nauczyć się jak nimi wszystkimi się posługiwać.
    - Zostań tu ze mną. Słyszysz? Mów do mnie. Opowiedz mi jakąś zabawną historyjkę. - Nacisnął go, odparzając narzędzia. Chwycił szczypce i usiadł tak ażeby unieruchomić mu nogę, czyli na nim. - Zaraz będzie po wszystkim. Zaboli.
    Wsunął szczypce i wydobył precyzyjnie kulę, lecz nie zdziwiłby się gdyby mężczyzna z bólu stracił przytomność. Gdy tylko udało mu się ją wyciągnąć, mógł go wyleczyć na swój sposób. Zapewne gdyby znaleźli się w szpitalu, nawet nie pomyślałby o tej metodzie, gdyż i tak już był silnie osłabiony. Jednak aktualnie nie miał ani woreczków z krwią, ani nici do zszywania a jeśli szybko go nie zaceruje, wyciąganie kuli na nic mu się zda.
    Chwycił skalpel i naciął nim dłoń, której wnętrze przyozdobione było i tak licznymi bliznami. Poruszył palcami, czekając aż krew nabiegnie do rany i przyłożył ją do ubytku w nodze złodzieja. Szeptając w swym ojczystym, zapomnianym przez ludzi języku, zaczął go leczyć.
    Nikłe światło wymknęło mu się spomiędzy palców, razem ze spływająca krwią do rany, wdarło się w jej głąb i paląc niczym rozżarzony metal, zasklepiło tętnicę. Tkanka jęła się zrastać z sykiem, roznosząc po całym jego ciele fale przyjemnego gorąca, które uderzając o organy, wdzierały się w nie z dawką boskiej energii.
    Po paru chwilach po ranie pozostał jedynie nikły ślad, chociaż w żyłach nieszczęśnika stale krążyła trucizna.
    Cahan opadł w tył, łapiąc się za udo, na którego materiale spodni wykwitł krwawy pąk. Zacisnął zęby, czując jak kręci mu się w głowie i zbiera na mdłości, jak atakuje go bezwład w członkach. Dlatego oparł się o ścianę i przechylając kiwającą się na karku głowę, wbił walczące z utratą przytomności spojrzenie w rzucony, w kąt plecak złodzieja. Dopiero teraz dostrzegł jego zawartość, wystającą pomiędzy klapami a w głowie pojawiła się oczywista, oczywistość.
    Złodziej..uratowałem złodzieja.
    Zaraz po tym naszła go absurdalna jak dla niego myśl. A co jeśli on zna położenie miecza?
    Z trudem spojrzał na zalanego potem człowieka leżącego na jego łóżku.
    I tak nie ucieknie daleko. Trucizna odbierze mu większość sił, ale nie powinna go zabić po dawce mojej magii. Może to nawet lepiej..że nie mam siły do końca go uleczyć.
    Z tą myślą zamknął opuchnięte, sine powieki, lecz nie zapadł w sen, pozostając czujnym.

    Ŋưaȡa Ḁïrǥelȶláṃ

    OdpowiedzUsuń
  89. Czas mijał leniwie, wskazówka tykała jakby w zwolnionym tempie. Rzeczywistość powoli pękała pod zmęczeniem, lecz hak bólu stale trzymał go przy świadomości.
    Cała rana jaką posiadał złodziej, przeszła na niego, lecz bożek wiedział, że to go nie zabije. Przejmując od kogoś chorobę lub śmiertelny uraz, jego ciało znosiło ją jak chwilowe, ostre przeziębienie.

    Zgrzyt podłogi, wytrącił go z chorobliwego zawieszenia. Nim rozwarł piwne ślepia o rozgorączkowanym wyrazie, wychrypiał niemrawo:
    - Nie radzę, złodziejaszku. Nie miałem sił ażeby wydobyć z Ciebie truciznę...więc ta stale krąży w Twoich żyłach. Przykro mi. - Gestem stalowej dłoni, której trybiki klekotały cicho, w porównaniu z jego obecnym stanem, niemal potępieńczo, nakazał mu usiąść na łóżku. Nie dlatego, że tak było mu na rękę, a dla jego własnego dobra.
    - Wystarczy Cahan. - Wymruczał, machając dłonią i marszcząc przy tym gęstą brew, zaczął się podnosić. Powoli. Z wyraźnym trudem. Odciążając chore udo.
    Przy następnym pytaniu rozbójnika, zerknął na budzik stojący na taborecie obok łóżka, który pełnił funkcję nocnego stolika.
    - Nie całe pięć godzin. - Powłócząc nogą, ruszył do aneksu kuchennego, który ze względu na małe rozmiary mieszkania, daleko nie był.
    - Zaparzę Ci ziół, które częściowo zniwelują toksyny w Twoim ciele, ale i tak został Ci miesiąc życia. - Wychrypiał, łapiąc się kredensu i otwierając go. Zamiast naczyń, mebel wypchany był po brzegi różnego rodzaju ziołami oraz medykamentami.
    Bożek z lekko przymkniętymi ze zmęczenia oczami, powiódł palcami po słoikach i pudełkach, poruszając nozdrzami jak węszący zając. W końcu zanurkował dłonią między pakunki i wydobył właściwą puszkę, jednocześnie nastawiając wody.
    - Nie będę owijał w bawełnę. - Kontynuował wywód tempem księdza prawiącego kazanie. Zerknął na dno puszki i wrzucił do kubka odpowiednią ilość łyżeczek smrodliwych ziół. - Są tylko dwie rzeczy, które uratują Ci skórę.
    Dopiero gdy zalał kubek wrzątkiem i wrócił się z nim do Algara, dokończył, siadając obok ciężko.
    Powoli, ślamazarnie wspiął się zmęczonym wzrokiem po jego ciele na twarz, jakby ta wędrówka kosztowała go nie lada wysiłek:
    - Łatwiejsza; transfuzja krwi, która pozbędzie się trucizny, ale nie odwróci jej szkodliwego działania na organizm, lub.. - Urwał na chwilę, gryząc skórkę z dolnej wargi i skupiając się wszystkimi siłami na utrzymaniu pionu.
    - Lub moja magia, która nie tylko oczyści organizm z trucizny, ale i cofnie jej działanie.- Znowu chwilę błądził wzrokiem po pokoju, jakby próbował odnaleźć odpowiednią część ciała Alagara, którą były ręce trzymające kubek.
    Wyciągnął w jego stronę stalową dłoń i z brzękiem metalu, stuknął palcami w ściankę kubka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Piiij.. doda Ci sił.
      Następnie zamilkł, odrobinę się chwiejąc jakby w transie, lecz prawdą było to iż walczy z chęcią zaśnięcia tak jak siedział. W między czasie, próbował zarejestrować wszystkie słowa ku niemu skierowane, o ile złodziej coś doń mówił.
      - Nigdy nie myślałem, że złożę propozycję komuś takiemu jak Ty, mimo iż nie uważam Cię za gorszego ode mnie tylko dlatego, że prowadzisz taki a nie inny tryb życia.. - Wychrypiał. - Chciałbym, żebyś pomógł mi coś znaleźć.
      Jego głowa ciężko opadła na bok a piwne oczy wbiły się w blade lico złodzieja.
      - Miecz. Możliwe, że o nim słyszałeś. Legenda owiana legendą, klinga która zdolna jest przynieść śmierć każdej istocie we wszechświecie.. ostrze, należące do bóstwa. - Podciągnął kąciki ust w tajemniczym, lekko dziwnie radosnym uśmieszku, błyskając przy tym białymi zębami. Zachwiał się silnie, lecz utrzymał pion głównie dzięki srebrnej dłoni, która nie znała zmęczenia.
      - Pomóż mi go odnaleźć a usunę z Twojego ciała wszystkie toksyny i ich tragiczne dla Ciebie skutki, oraz oddam wszystkie błyskotki, jakie przy ostrzu znajdziemy a uwierz mi.. - Niczym pijaczyna przechylił się w jego stronę i zacisnął palce stalowej dłoni na ramieniu. Być może odrobinę za mocno, jakby nie miał w nim wyczucia. -.. będzie ich tam trochę i więcej. To jak będzie?

      Ŋưaȡa Ḁïrǥelȶláṃ

      Usuń
  90. Ŋưaȡa Ḁïrǥelȶláṃ

    Niczym naćpany, cofnął mozolnie dłoń, rozkleszczając palce z jego nieszczęsnego ramienia. Przechylił się mocno na bok, lecz w ostatniej chwili przed padnięciem na łóżko, uchroniło go podparcie się.
    -Ależ oczywiście, nie będziemy się spieszyć.. - Wychrypiał blady jak sama śmierć. Powiódł językiem po spękanych wargach, które powoli zaczynały nabierać trupich kolorów. -.. wszak miesiąc na odnalezienie klingi, która może być po drugiej stronie świata, to jak wieczność. - Zaironizował uśmiechając się przy tym obrzydliwie przyjemnie. Złodziejowi wydawało się, że ma kontrolę nad sytuacją. Biedaczyna. Teraz już naprawdę zaczynało robić mu się go żal.

    Siateczka fioletowych żyłek wspięła się na jego szyje, umykając spod krawędzi ubrania. Jego ciało rozpoczęło żmudny, wyczerpujący proces leczenia.
    - Tak więc, skoro nam się nie spieszy, pogawędki przełożymy na jutro wieczór. Jak widzisz, wypadałoby mi się odrobinę zdrzemnąć więc.. tam są drzwi. - Wskazał ruchem lekko trzęsącej się dłoni drzwi wyjściowe. Pomachał mu na pożegnanie przed oczyma i zwalił się na materac, w mig zagrzebując pod kocami, ignorując fakt iż są przesiąknięte krwią złodzieja.
    - Nie zapomnij docisnąć klamki przy zamykaniu drzwi. Inaczej przeciąg je otwiera. - Wyburczał jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  91. [Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Uwielbiam cię, naprawdę. Tę dwójkę też, ale ostatnio po prostu musiałam się całkowicie odciąć od wszystkiego i tak jakoś wyszło. A później dołączył stres ze szkoły, gdy sobie przypomnieli, że nic nie robili cały rok, więc brakuje im ocen. Jest mi przykro, że tyle mi zeszło, ale nie chciałam się do niczego zmuszać. Wybaczysz mi?]

    Danica poczuła jego furię na wieść, że nieumyślnie ujawniła przejście drugiemu rabusiowi i to było jej motorem napędowym przez kolejne kilkaset metrów, zanim Algar boleśnie złapał ją za już i tak posiniaczone ramię, po czym zatrzymał w miejscu. Nie obchodziły ją ich zatargi ani to, że pozwalając na odkrycie przejścia, wpłynęła na tok ich głupiej rywalizacji, osłabiając nieco pozycję Algara. Ogólnie miała już wszystko gdzieś i najchętniej rozpieprzyłaby całą okolicę, wliczając w to złodzieja, gdyby nie był jej jeszcze potrzebny i gdyby nie była tak wykończona oraz obolała. Kiedy była w takim stanie, nikt nie powinien się do niej zbliżać, jeśli chciał dożyć kolejnego pochmurnego poranka w Last Salvation.
    Empatka spróbowała się wyrwać, ale trzymał ją zaskakująco mocno, czekając, aż się uspokoi. Algar przyłożył palec do ust, nakazując jej zachowanie ciszy, po czym niecierpliwie szarpnął ja w stronę drugiego, zdecydowanie ciemniejszego korytarza. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie był często używany; sieć pajęczyn oblepiła przejście, kurz pokrywał podłogę, na której na pewno zostawią za sobą ślady. Popchnął ją jednak zdecydowanie, nie dając czasu na decyzję, a Danica cała się najeżyła od jego nagłej władczości i brutalności. To ona tu powinna boleśnie go szturchać, na pewno nie pozwoli, by pomiatał nią tak do woli. Chwilowo jednak postanowiła milczeć i zaufać jego wiedzy o tunelach, z których musiał już wcześniej korzystać.
    - A co? Wielki złodziej przestraszył się zabawy i drobnych komplikacji? - zapytała, z powodzeniem udając pewność siebie, której jej obecnie brakowało. Tylko wywróciła oczami, słysząc, jak narzeka niczym ostatni emeryt na dzisiejszą młodzież. W końcu sam się w to wpakował, gdy chciwość nie pozwoliła mu przestać i zmusiła do pomocy kobiecie, aby w ten sposób uzyskać dostęp do osławionych bransolet. Oparła dłonie na kolanach i pochyliła tułów do przodu, starając się odzyskać oddech po szaleńczym biegu. W jej ciele wciąż krążył również strach po kolejnym spotkaniu z Ramirezem i jego byczkami, co tylko potęgowało nierówne działania jej organizmu. Nie narzekała jednak, wiedząc, że to nie u niego powinna szukać współczucia.
    - Panie przodem? Od kiedy z ciebie jest taki dżentelmen? - zapytała z ironią, ale posłusznie ruszyła pierwsza wąskim przejściem. Schyliła się i zaczęła poruszać na kolanach, choć czuła się niepewnie; obecność niezbyt godnego zaufania przestępcy za plecami nie wprawiała ją w dobry nastrój, dodatkowo właściwie niczego nie widziała przed sobą. Tylko czekała, aż właduje się w ścianę albo wpadnie na coś obrzydliwego, dlatego z ulgą przyjęła niewielki świecący kamyk.
    - Nienawidzę tych tuneli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. ***
      Kryjówka najgorszych, najbardziej parszywych przedstawicieli społeczeństwa niewielkiego miasteczka okazała się być większa, niż Danica początkowo przypuszczała. Znajdowali się wysoko, dlatego mogła ogarnąć wzrokiem większość umieszczonego tu kompleksu, ale dalej znajdowało się wiele odnóg, które ukrywały się przed jej bystrym spojrzeniem. To zaskakujące, że Rada pozwalała im tak długo się tu utrzymywać bez większych konsekwencji. Już dawno powinni byli zniszczyć to gniazdo żmij. Najwyraźniej nie docenili ogromu podziemnego światka, dopiero teraz zaczynali dostrzegać swój błąd. Zbyt wielka pobłażliwość i lenistwo Rady sprawiły, iż przestępcy rozwinęli swoje usługi, choć mogła dostrzec niepewność i spięcie w ich ciałach, jakby w każdej chwili oczekiwali ataku. Poddawali się jednak niezbyt legalnym zajęciom, a Danica jedynie kręciła z niedowierzaniem głową, patrząc na okładających się pięściami w agresywnym szale mężczyzn, na okrzykującą ich z entuzjazmem widownię, na gry hazardowe i przemykających w cieniu ścian drobnych sługusów, którzy pragnęli zatrudnić opryszków dla swoich przełożonych, na wyzywająco ubrane kobiety oferujące swoje usługi. To było więcej, niż mogła się spodziewać.
      Z uwagą obserwowała Czarny Rynek, rozrysowując w głowie całą mapę na wszelki wypadek, gdyby musieli się rozdzielić lub uciekać. Na pierwszy rzut wszystko wydawało się tonąć w chaosie, ale w końcu wypatrzyła prawidłowość korytarzyków. Przymknęła powieki, zapisując ten obraz w pamięci. Nie była nieprzydatna i zależna. Poradzi sobie nawet w takim miejscu.
      Danica skupiła na nim swój wzrok, krzyżując dłonie na piersi. Podążyła za jego gestem, zauważając rury.
      - Chyba sobie ze mnie żartujesz - stwierdziła w końcu, mrużąc oczy. Podeszła do Algara i dla podkreślenia swoich słów dźgała go palcem w klatkę piersiową. - Dzisiaj ledwie uszłam z życiem kilka razy. Padam z nóg, a na czymś takim nawet w najlepszej formie bym się zabiła. Ty z kolei jesteś cały pokryty ranami, zmęczony, a mięśnie w twojej nodze są poważnie poranione. Jeśli pragniesz zginąć śmiercią samobójczą, możesz próbować. Ale mnie w to nie wciągaj, masochisto.

      Danica
      [Zapomniałam się przelogować:<]

      Usuń
  92. Miał się gorzej niż poprzednim razem. Co prawda jego ciało zasklepiło ranę, lecz zmęczenie potęgowało psychiczny strach i ból, który tak skrzętnie ukrywał pod maską ciepło uśmiechniętego lekarza.
    Praktycznie w ogóle nie sypiał, mimo iż z pracy ostatnio wracał przyzwoicie. Koszmary nie dawały mu wytchnienia, odbijając się sińcami pod oczyma, opuchniętymi powiekami od zmęczenia i lekko chorobliwym odcieniu skóry.
    Kiedy złodziejaszek, przybył podzielić się zdobytymi informacjami, Cahan niemrawo poruszał się po swojej kuchni, robiąc sobie setną tego dnia kawę. Wpatrywał się przez dłuższy czas pustymi oczyma w parujący czajnik, jakby zasnął z otwartymi ślepiami na stojaka, lecz wkrótce drgnął i stalową dłonią, zalał kubek.
    - Kawy? - Wychrypiał w końcu, unosząc czajnik sugestywnie.
    Wkrótce odstawił przedmiot i niedbałym ruchem zaczesał rozczochrane kosmyki ciemnych włosów za ucho. Chwycił kubek i obróciwszy się przodem do Algara, oparł się o blat biodrami. Pociągnął łyka zbawiennego płynu, milcząc jeszcze chwilę aż w końcu raczył się odezwać:
    - Nie zawadzi spróbować, patrząc na fakt, że czasu zostaje Ci coraz mniej. - Pociągnął kolejnego łyka, mrużąc oczy gdy wrzątek oparzył mu przełyk. - Jak zamierzamy się tam szybko dostać? Nie widziałem żadnych stajni w mieście ani stalowych, ryczących potworów, znaczy się - Odchrząknął i poprawił się. - aut.
    Upił kolejny łyk i zapatrzył się w brudne od deszczu okienko pokoju. Za szkłem majaczyły ludzkie sylwetki, nielicznie przechodzące ulicą we własnych sprawach. Jeden z tyczkowatych mężczyzn odzianych w czarny płaszcz, zwrócił ku niemu twarz, zaglądając mu prosto w ślepia. Miał niemal przeźroczystą skórę, czarne, bezdenne oczy i uśmiech, nienaturalnie szeroki od ucha do ucha, najeżony trzema rzędami zębów, przypominających igły krawieckie.
    Nuadhu drgnął gwałtownie jak rażony prądem, zmiażdżył kubek w stalowej dłoni. Kawa buchnęła na ziemię, zalewając mu spodnie, odłamki posypały się z brzękiem.
    Tyczkowaty mężczyzna o niespodziewanym uśmiechu zniknął, na jego miejscu pojawił się także odziany w czerń przechodzeń, o bladej skórze i jasnych, rybich oczach, które utkwił w zegarku na nadgarstku, nie interesując się zbytnio otoczeniem w okół.
    - Kurwa. - Zaklął bożek pod nosem, łapiąc za ścierkę. - Wybacz.
    Miał serdecznie dość tych przewidzeń i koszmarów, które z coraz większą częstotliwością wylewały się na jawę. Musiał zdobyć ten miecz. I to szybko.

    Ŋưaȡa Ḁïrǥelȶláṃ

    OdpowiedzUsuń
  93. - To od zmęczenia. - Wytłumaczył się burkliwie, wyrzucając resztki kubka i chwytając za mop. Jeszcze tego by mu brakowało; zwierzania się złodziejowi, który zapewne nie omieszkałby wykorzystać jego słabości przeciwko niemu, gdy już będzie po wszystkim.
    W końcu wyprostował się, unikając wzrokiem okna, rzucił piwnym okiem na Algara, milcząc chwilę.
    - A więc stało się. Ruszamy gdy tylko będzie to możliwe.

    ~~~~

    Cahan poprawił tobołek na ramieniu, stojąc w cieniu ściany budynku. Czekał na złodzieja od godziny, nie dlatego, że ten się spóźniał, tylko bożek najwyraźniej wolał zjawić się przed czasem. Tak w razie czego. Lepiej dmuchać na zimne.
    Rozejrzał się, kolejny już raz, i to wcale nie za Algarem. Wypatrywał względnego zagrożenia, drgających cieni wyposażonych w ślepe ślepia i rzędy ostrych kłów. Lecz nic się nie zjawiało, żadne wizje nie męczyły umysłu Nuadhu od samego ranka. Z gorzkim śmiechem, sam przed sobą przyznał, że ich brak go niepokoi. Było za spokojnie, za pięknie, za lukrowo aby wszystko poszło zgodnie z planem.
    Dyskretnie sprawdził czy aby ukryte ostrze jest na swoim miejscu, po czym wytężył słuch, czekając na odgłos kroków złodzieja.

    Nuadha

    OdpowiedzUsuń
  94. Bożek przebiegł ponurym spojrzeniem jasnych, piwnych oczu po horyzoncie, zaczepiając go na dłużej, na murze. Drgnął, kiedy złodziej się odezwał, najwyraźniej wcześniej nie wykrywając jego obecności. Musiał się bardzo postarać aby powstrzymać odruch obronny, jakim było smagnięcie sztyletem i wbicie w ziemię ciosem stalową pięścią.
    Przez chwilę wpatrywał się w plecy Algara, aby wychrypieć nieprzyjemnym basem:
    - Coś jest nie tak. Jest za spokojnie.
    Już nie wspomniał o fakcie, że cierpiał na chorobę lokomocyjną i znacznie pewniej czuł się na grzbiecie konia, niż we wnętrzu stalowego, ryczącego silnikiem potwora zwanego samochodem.
    Ruszył za nim niczym cień. Jako że wcześniej założył rękawicę na srebrne palce i naciągnął starannie rękaw płaszcza, żaden odbłysk nie był w stanie zdradzić ich pozycji.


    [Sorka, nie wiedziałem co odpisać za bardzo.]
    Nuadha

    OdpowiedzUsuń
  95. [Znowu się rozleniwiłam:< Te wakacje tak na mnie działają! Kiedy nikt nade mną nie stoi i nie krzyczy, to tak to się kończy. W każdym bądź razie możesz pisać na maila: thinking.not.hurt@gmail.com Będziemy kontynuować, w końcu rok 2038 czeka! Czy to był 2034? Już nie jestem pewna, w każdym bądź razie trochę nam to jeszcze zejdzie, więc wal śmiało na ten kontakt.
    Haha ze strony Danici niby malutki postęp jest (w końcu, jakby nie było, zbliżamy się do ustalonej daty^^), ale Algar zwraca się do niej tylko per empatko:(
    Nie wiem, jak mi odpis wyszedł, bo trudno było się wbić z powrotem w Dani.]

    Wydawało się, że Danica nie wie, co to strach, a jej instynkt samozachowawczy nigdy się do końca nie wykształcił lub został poważnie uszkodzony w czasach dzieciństwa, jednak bezwiednie odsunęła się o krok od Algara, gdy ten złapał ją za nadgarstek. Jego uścisk nie był przyjemny, ale nie wywoływał bólu; może wyjdzie z tego wszystkiego z przynajmniej jedną częścią ciała, która nie będzie pokryta ciemnofioletowymi siniakami. Empatce brakowało ostrożności, jaka cechowała większą część gatunku ludzkiego, jednak nawet ona wiedziała, kiedy powinna się wycofać. Błyszczące w cieniu kaptura oczy mężczyzny sprawiły, że mimowolnie poczuła przed nim wystarczający respekt, by ustąpić. Jej zielone oczy rozszerzyły się na widok Ramireza siedzącego na krześle przy jakimś straganie. Na stole przed nim stały opróżnione kufle po piwie, a sam przestępca niezdrowo zaczerwienił się na twarzy od ilości wypitego alkoholu i wyglądało na to, że rozpoczął swój repertuar od piosenki wychwalającej bujne atuty Mirandy. Wydawał się zupełnie niegroźny w tym stanie, ale Danica i tak zadrżała ze strachu. Ten mężczyzna omal jej nie zabił. Dwa razy. Bała się go tak bardzo, że gdyby nie (w pewnym sensie) uspokajająca obecność złodzieja za plecami, pewnie zsikałaby się w majtki.
    - Nie chcę tego opóźniać - wymruczała dziewczyna, wykręcając palce pod różnymi kątami, co świadczyło o jej zdenerwowaniu. Wiedziała, że im dłużej czekali, tym większe prawdopodobieństwo, że nie odzyskają jej naszyjnika. Nie była jednak w stanie wspinać się po śliskich rurach, to było niewykonalne. Poczuła, jak strach ściska ją w gardle, a w oczach stają łzy rezygnacji, przez które zamazywał jej się widok. Czyli to koniec? Zaszła tak daleko, by nie sięgnąć celu? Ze złością przetarła postrzępionym rękawem oczy. Nie chciała się rozkleić drugi raz w ciągu jednego wieczora. To nie było w jej stylu i zdecydowanie niszczyło jej image twardej dziewczyny. W środku była delikatna niczym płatek białej lilii, jej dar ją uwrażliwił, jednak ukrywała to przed światem za zbudowaną fasadą. Może to głupie, ale nie chciała wyglądać w oczach rabusia na słabą osobę.
    Zresztą nieważne. Przeszła dzisiaj przez tyle przeszkód, że mogła sobie pozwolić na chwilę załamania, a Algar mógł się wypchać z tym swoim pełnym dezaprobaty wzrokiem.
    Kiedy mężczyzna podniósł się z desek, obrzuciła go uważnym spojrzeniem kocich oczu. Czuła rosnącą w nim falę podniecenia i wiedziała, że musiał wpaść na nowy pomysł. Nie była tylko pewna, czy jej się spodoba. Nieufnie wpatrywała się w przyrząd, który wyciągnął z kieszeni spodni. Łapka z trzema szponami, do której przyczepiona była linka - to wszystko nie wyglądało zbyt zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danica skrzywiła się lekko, gdy zapytał o jej wagę. Ostatnio usłyszała kilka niezbyt pochlebnych opinii od osób, które twierdziły, że ostatnie opakowanie pączków poszło jej w tyłek i pewnie ledwie mieściła się w drzwiach (szkoda, że nie poszło w cycki, może w końcu przestałaby przypominać płaską deskę). Dziewczyna w drzwiach się jeszcze mieściła, ale fałdki tłuszczu na jej brzuszku powoli zaczynały się pojawiać, dlatego postanowiła zrezygnować z nadmiaru węglowodanów i przejść na zdrowszą dietę, ale tak jakoś wyszło, że wciąż odkładała to w czasie, nie potrafiąc zrezygnować z tej drobnej przyjemności. W końcu życie jest zbyt krótkie, by zadręczać się czymś takim jak waga!
      - Pięćdziesiąt dwa kilogramy - powiedziała, ale pod wpływem jego spojrzenia westchnęła cicho - No dobra, pięćdziesiąt cztery i pół, ale ani grama więcej!
      Danica splotła dłonie na piersi, krytycznie przyglądając się lince i rosłej postawie Algara. Nie wydawało jej się, żeby taki lot był możliwy, ale to on był tutaj ekspertem od włamań i niemożliwych zadań. Ta droga wydawała się być jeszcze bardziej abstrakcyjna i niebezpieczna od przemieszczania się po rurach, ale nie odważyła się zaprotestować. To był jedyny sposób, by dostać się do owego Dereka.
      - Nie ufam ci. To nie ma żadnych szans powodzenia i prawdopodobnie oboje zginiemy - zauważyła, ale zbliżyła się do mężczyzny - Co mam robić?

      Danica

      Usuń