sobota, 1 lutego 2014

Sen, brat śmierci

Czasami sny gryzą jak pchły i pozostawiają małe, swędzące krostki na całej skórze. Wiesz, że nie są rzeczywistością, wiesz, że to tylko twój mózg wymiata śmieci z zakamarków. Ale to nie pomaga. Wizja tak jak ugryzienie pchły powoduje swędzenie, które trudno byłoby zignorować.
Jonathan Carroll

Landon Moriarty
w ł a d c a   s n ó w

Potrafi wywołać sen, jak i w niego wniknąć. Potrafi modyfikować go w dowolny sposób, podsuwać obrazy jakie tylko zechce. Potrafi zarządzać twoimi myślami i bawić się twoim umysłem. Potrafi doprowadzić cię do szaleństwa koszmarnymi wizjami lub wybudzić z najsłodszego amoku. Potrafi zatracić twoją granicę pomiędzy rzeczywistością a nocną marą. Potrafi wywlec na światło dzienne twoje największe sekrety. Potrafi wywołać w tobie wiarę w to, co jest tylko iluzją. Potrafi sprawić, iż nigdy się nie obudzisz.
Sny są o wiele bardziej niebezpieczne, niż sądzimy. 

      Moriarty to człowiek skryty i tajemniczy. Nie mówi skąd pochodzi i ile ma lat, a łatwo się domyśleć, iż jego dane są całkowicie sfałszowane. Teoretycznie jest Londyńczykiem, ma dwadzieścia osiem lat i jest osobą wykształconą. W praktyce historia jest zupełnie inna, lecz trzymajmy się obecnie przyjętej wersji. 
Raczej spokojny i opanowany, momentami nieco bezczelny i popisujący się swoją znajomością świata. Nie zobaczysz go w niczym innym jak ciemnych spodniach, eleganckiej koszuli, marynarce i płaszczu, którego kołnierz postawiony jest na bakier. Gra niedostępnego, dużo obserwuje i często ukrywa się w zaciszu księgarni, którą prowadzi. Kocha książki, papierosy i kawę z mlekiem. Nie warto go denerwować, bo staje się naprawdę nieprzyjemny. W Last Salvation niemal od samego początku.
Nie opowiada o swojej mocy. Lepiej atakować z zaskoczenia, czyż nie?


________________________
images: Mat Gordon
nie do końca jeszcze wiem czy to postać pozytywna, czy negatywna; grzeczna, czy niegrzeczna.
wszystko wyjdzie w praniu.

witam i zapraszam do wątkowania.

40 komentarzy:

  1. [Wiesz dobrze, że do każdego z Twoich Landonów mam słabość! <3 A teraz mam pytanie, czy Moriarty pozwoli Gen spać, czy będzie raczej niedobry? ;>]

    Gen

    OdpowiedzUsuń
  2. [Danica, Landon, wątek. Nie wiem jaki, ale będzie wątek. Koniec kropka;)]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ojej to ja też witam i też jak Danica proszę o wątek, dokładnie nie wiedząc jaki :D Algar nie śpi dobrze po swojej przygodzie z demonem co wyrwał mu oko, więc może ruszyć coś w tą stronę :)]

    Algar

    OdpowiedzUsuń
  4. [Czy tylko mi się wydaje, czy pan władca snów to nie przypadkiem rozbudowana, męska wersja mojego koszmaru?]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Nie mam pojęcia... ? ;x ]

      Usuń
    2. [Faktycznie ciężko stwierdzić, skoro koszmar był dodawany na tym samym blogu jako ostatnia postać jaka widniała na blogu...]

      Usuń
    3. [ Wybacz, ale długo mnie nie było na blogu, nawet nie widziałam twojej ostatniej postaci. ]

      Usuń
    4. [Można i tak tłumaczyć.
      Właściwie nie mam zamiaru wieszać na Tobie psów za podwędzenie pomysłu, bo to kwestia delikatna, którą ciężko rozwikłać. Pozostaje mi po prostu uwierzyć, że faktycznie jest tak jak mówisz. Szczerze życzę dobrej zabawy :)]

      Usuń
    5. "Podwędzenie pomysłu"? Jesteś śmieszna. Po pierwsze, nie byłabym na tyle głupia, żeby brać pomysł osoby z tego samego bloga. Po drugie, jestem osobą, która lubi kreować postacie i w życiu nie wpadłabym, żeby komuś podbierać pomysł. Po trzecie, teraz zerknęłam na twoja kartę i jakoś nie widzę szczególnych podobieństw, bo nasze postacie zupełnie się różnią. Nie wiem co miał na celu twój komentarz, trochę to żałosne. Dzięki, będę się dobrze bawiła.

      Usuń
    6. Po pierwsze, chciałam wyjaśnić sprawę, gdyż tak się składa, że ja widzę pewne podobieństwa, po drugie, ja Cię nie atakowałam, więc nie widzę powodu, dla którego Ty atakujesz mnie :) W każdym razie jeżeli odebrałaś moje słowa jako atak, a nie wyjaśnienie sprawy, to bardzo przepraszam :)

      Usuń
    7. Właśnie tak to odebrałam, nie zrozumiałam twoich intencji, ale też nie nazwałabym swojej postawy atakiem. Skoro chciałaś wyjaśnić sprawę, to myślę, że wszystko już jest jasne. Moim zdaniem nasze postacie bardziej różnią się, niż są podobne i jeśli chciałabyś wrócić na TLS koszmarem to nie widzę problemu. Tyle z mojej strony :)

      Usuń
  5. [Dobra chyba na coś wpadłam. Oczywiście to wszystko do twojej akceptacji :)
    Powiedzmy, że jakaś akcja nie udała się Algarowi. Spadł z dachu, któryś inny magiczny osobnik go zaatakował dziwacznym zaklęciem, inną umiejętnością - złodziej zapadł w coś w rodzaju "letargu-śpiączki". Wiele dni mija, a on nadal się nie budzi. Do twojego szanownego Landona zgłosiła by się Krilla, wspólniczka Algara, prosząc o pomoc (mogą się znać lub nie, jak chcesz). Powiedzmy, że jest sposób wybudzenia złodzieja właśnie poprzez nastawienie jego umysłu do pionu. Twój Landon mógłby wkroczyć w jego sny i w tym dziwnym świecie spróbować doprowadzić Algara do końca. Wtedy mogłyby się pojawiać koszmary, które widziała złodziej, w tym okrutny demon wyrywający oczy niewinnym kieszonkowcom i cała Paszcza Chaosu, gdzie się owy czort znajdował.
    Waaah naciągane jak ta laleczka, ale nic innego nie miałam rozbudowanego na głowie. Wybacz :( ]

    Algar

    OdpowiedzUsuń
  6. [Przyjemniejsza relacja, mówisz? Dlaczego mi same wrogie do głowy wpadają? xD
    Dobra, możemy spróbować pokombinować z relacją jeszcze przed azylem. Może sny Danici były tak barwne, że lubił je obserwować. Z racji jej mocy były pełne we wszelkie możliwe uczucia, a Landon byłby zafascynowany tym zjawiskiem. Z czasem zacząłby zsyłać różne iluzje, z których Danica zawsze by się wyrywała, bo umiałaby odróżnić prawdę od iluzji dzięki temu, źe emocji nie da się do końca podrobić? W końcu co jakiś czas zacząłby pojawiać się w jej snach, rozmowy na różne tematy i inne brednie. Można zawsze dorzucić tragizm, że zakochałaby się w postaci, którą uważałaby za wykreowaną przez własną głowę. A tu bum, spotyka mężczyznę w prawdziwym życiu i się go boi, bo nie wie, o co chodzi, jest zawstydzona i ogólnie sama stoi za murem, odgradzając swoje uczucia, a tutaj pojawia się taki ktoś.
    Tak, na nic więcej mnie nie stać w tej chwili. Może ten pomysł cię na coś natchnie;)]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  7. [Już współczuję Dan, będzie żyła w ciągłym zawstydzeniu;)
    W sumie żaden pomysł do końca się nie skrystalizował, więc spróbujmy z tym, a jak się okaże, że nam nie leży tak dobrze jak negatywne relacje, wtedy pomyślimy nad czymś innym. Na razie muszę na nowo rozbudzić swoją kreatywność.]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hej!:) Mi on tam wygląda na badassa z opisu, ale może ja każdego przerabiam na badassa^^. No i to imię takie sugestywne jest jakby. Ale dosyć o tym, bo ja tutaj po wątek przyszłam. Co powiesz na zagubionego Kurta przychodzącego do księgarni, zrobić rozróbę, prosić o pomoc i pewnie coś jeszcze? Mam pewien konkret na myśli, ale nie chcę zdradzać, bo wątek będzie nudny... Jak coś, to mogę zacząć, nie ma problemu^^]

    Kurt Pity

    OdpowiedzUsuń
  9. [W sumie nie chce mi się kombinować z ich pierwszym spotkaniem, bo to byłoby straszne głównie dla Danici i opierało się na wstydzie, niedowierzaniu, zaskoczeniu, czyli nic ciekawego;) Możemy zrobić tak, że odwiedzał ją w snach przed wybudowaniem azylu, później musiał się zająć tutaj księgarnią i ogólnie trudno było do niej dotrzeć na drugi kraniec świata, gdy tutaj ograniczano mu moce. Później ona się pojawiła, a że Landon nie był gotowy na podobne spotkanie i nie chciał dostarczać jej niepotrzebnych emocji, zaczął zabawiać ją jakimiś iluzjami czy czymś tam innym. Ostatecznie się spotkali, trochę krzyku na pewno było, bo Danica czuła się upokorzona: powiedziała mu o wszystkim, zdradziła każdy sekret duszy, gdyż sądziła, że jest tylko jej niezwykle uroczym wymysłem, a tu się okazuje, że jest całkowicie prawdziwy i zna wszystkie jej tajemnice. Tutaj mamy problem. Bo z jednej strony chciałaby być dla niego wredna i nieczuła, jakoś go odepchnąć, ale z drugiej wie, że on ma nad nią przewagę, więc nie może za bardzo się wściekać, bo wykorzysta jej sekrety przeciwko niej. Nie mam pojęcie, jakie on miałby mieć stosunek do tej sytuacji, to twoja sprawa;) czy wyobrażasz to sobie jakoś inaczej?]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  10. [Aaaaa, czyli wyczułam badassa^^ Swój swego zwęszy;)]

    Stał przed drzwiami sklepu, wystawiając język - czekał, aż wyląduje na nim płatek śniegu. Nie wyglądał na przejętego mrozem, zimnym wiatrem ani zdrowym rozsądkiem. Bez wątpienia nie był dzieckiem, chyba że strasznie wyrośniętym. Zresztą, sugerować, że dziecko wyszłoby przy takiej pogodzie na dwór, nie zabierając niczego z tradycyjnego zimowego okrycia, za to w trampkach i krótkim rękawku, to obrażanie dzieci, przynajmniej niektórych.
    Kurt czekał cierpliwie. Lubił smak śniegu, szczególnie, gdy płatek sam spływał z góry na jego język. Nabranie w dłonie śniegu z ziemi to nie to samo. Coś jak jabłko zerwane prosto z drzewa i jabłko, które już walnęło kogoś po głowie i wylądowało w trawie. Ale i tak macie rację - śnieg smakuje jak woda, koniec pieśni. Kurt musiał czuć coś innego. Najpewniej słodko-gorzki smak nostalgii. Śnieg sam w sobie to bzdura, emocje towarzyszące obserwowaniu go, dotykaniu zimnej brei i sypkiego puchu... to już coś ważnego. Być znowu dzieckiem, czy być znowu sobą - o czym myślał Kurt, przełykając roztopioną kropelkę wody?
    Mężczyzna chuchnął w skostniałe dłonie, otrzepał mokre włosy i w końcu przestąpił próg księgarni. Miał przy tym minę niepewną, ale i zafascynowaną - znalazł się w domu książek, a to zawsze coś miłego.
    Spacerował chwilę grzecznie i nieszkodliwie między półkami, błądząc od jednego działu do drugiego, bez konkretnego celu. Gdy spodobała mu się jakaś okładka, brał książkę do rąk, przerzucał kilka stron i odkładał na miejsce. Podniecenie powoli z niego ulatywało, zastępowane niezłomnym znudzeniem, zawsze gotowym, by zmusić Kurta do ziewania. I jak tak wzdychał głęboko, kątem oka zauważył podejrzanego osobnika. Doskoczył szybko do regału, porwał intrygujący go egzemplarz i szybko otworzył książkę na samym środku. Przeczytał kilka słów, skrzywił się i przystąpił do czynu: odgłos dartego papieru poniósł się po pustym sklepie. Czym zawinił sobie przewodnik po Francji, by tak go katować? Kawałki stron smętnie leżące na podłodze raczej się tego nie dowiedzą.

    Kurt Pity

    OdpowiedzUsuń
  11. Nawet mistrz złodziei popełnia błędy. Pomyłki za które trzeba płacić.
    Algarowi zdarzyła się ona tylko raz, gdy przyjął złe zlecenie. Zapłacił za swoją pychę i brak doświadczenia wyrwanym okiem i zranioną psychiką. Widział rzeczy, których nie potrafił nawet sobie wyobrazić. Musiał walczyć nie tylko o lepsze jutro, ale o zemstę. Głównie o zemstę. Złodziej nie należał do ludzi strachliwych, twardo stawił czoła demonowi, który sprytną sztuczką zmusił go do kradzieży niezwykłego artefaktu. Mężczyzna sprawił, ze czort wykrwawił się w swoim świecie, Paszczy Chaosu, ostatnim oddechem sprawiając, że odwet się dopełnił. Niestety nie opuścił jego snów.
    Teraz znów zbyt mocno zawierzył swoim umiejętnościom. Potknięcie w nieodpowiednim momencie. Sam nie wiedział, co go pokusiło, by okraść tego starego członka Rady. Wydawało się, że jest tylko nieszkodliwym człowiekiem, od dawna pogrążonym we własnych myślach. Jego mieszkanie wyglądało normalnie, ale plotki głosiły o niezwykłej kolekcji win oraz kielichów, które skrywał w piwnicach. Algar byłby głupcem, gdyby nie podjął się takiego wyzwania, bo chętnych na takie cuda było wielu.
    Złodziej sam nie wiedział, kiedy coś zaczęło się knocić, pomimo wnikliwego przygotowania. Ledwo przekroczył próg domu, a coś atakowało jego umysł raz za razem. Starał się zignorować uciążliwe ćmienie i ból z tyłu głowy, ale nic to nie dawało.
    W końcu impuls urósł do niewyobrażalnych rozmiarów. Tak dużych, że Algar nie był w stanie normalnie myśleć. Musiał stamtąd uciekać. Nie poszło, tak jak powinno. Dłonie dygotały silnie, nogi odmawiały posłuszeństwa, a normalne oko załzawiało się raz za razem. Co się działo? Nie wiadomo było by ten starzec posiadał takie umiejętności...
    Ledwo wyszedł z domu, zemdlał na ulicy. Całe szczęście Krilla i Sagren uparli się, by czekać na niego na zewnątrz. Inaczej leżącego, prawie bez życia, złodziejaszka prędko znaleźliby nieodpowiedni ludzie i skończyłaby się kariera mistrza złodziei.
    Może jednak już się skończyła?
    *****
    Piękna kobieta szybko kroczyła po ulicach. Jej długa i bogata suknia, okryta teraz futerkowym płaszczem, furkotała w rytm nerwowych kroków. Widać było, że jest czymś zdenerwowana.
    Dama stanęła przy drewnianych drzwiach pewnego domu. Zapukała, może odrobinie zbyt niespokojnie, ale czas był tu najważniejszy. Nie słysząc żadnego odzewu zapukała głośniej. Tak nie powinna się zachowywać dobrze wychowana kobieta, ale teraz miała to kompletnie w poważaniu. Sprawa była o wiele poważniejsza niż jej obecny brak manier.
    W końcu drzwi się otworzyły. Krilla ujrzała młodą i poważną męską twarz. Czuła na sobie surowy i pytający wzrok. Owszem znała tego mężczyznę. Nie za dobrze, ale nie byłaby informatorką, jeśli nie kojarzyłaby co intrygujących osób w Last Salvation. Stał przed nią Landon Moriarty, władca snów, jak dowiedziała się podsłuchując plotki po kątach. Osoba, która mogła im teraz pomóc.
    - Dzień dobry. Krilla Levour. Poznaliśmy się kiedyś na pewnym przyjęciu i... Ahh nieważne - powiedziała szybko, stawiając się do pionu. Spojrzała na Landona z powagą i cichą prośbą - Potrzebuję pana pomocy, panie Moriarty. Mogę wejść?

    Algar

    OdpowiedzUsuń
  12. Kobieta odetchnęła z ulgą, gdy mężczyzna odsunął się, chcąc wpuścić ją do środka. Nie sądziła, że zgodzi się im pomóc, ale poczuła się pewniej. Wyprostowała, napełniła swoją normalną elegancją. Miękko wkroczyła do środka.
    Przeszła na środek pokoju, zaplatając dłonie, które nadal mimowolnie się trzęsły. I to nie z zimna. Martwiła się o Algara i to bardzo. Nie traktowała go ze zbyt dużą sympatią, często ją denerwował, ale... Był biletem do innego świata i Krilla przyzwyczaiła się do obecności tego tajemniczego, aroganckiego mężczyzny w swoim życiu. Jakby go zabrakło, poczułaby jakąś pustkę.
    Rozpięła lekko swój futerkowy płaszcz i odwróciła się w stronę Landona. Patrzył na nią oczekując odpowiedzi, czemu zawdzięcza jej wizytę.
    - Przepraszam, że nagabuje pana tak późno w nocy, panie Moriarty - powiedziała cicho. Nadal zastanawiała się czy dobrze zrobiła, że tu przyszła. Sagren nie popierał tego pomysłu. Algar, gdyby był przytomny, też pewnie by jej nie pochwalił. Nie miała jednak innego wyjścia. Musiała go ratować. Skoro zwyczajne sposoby zawodziły, a czas mijał nieubłagalnie, musiała szukać wyjścia gdzie indziej. Złodziej był teraz niczym roślina, ale jak długo? Nie mogli go trzymać w wieży zegarowej w nieskończoność, bo umrze z samego wyczerpania organizmu. Szpital też nie wchodził w grę, był w końcu poszukiwanym przestępcą. Wszystko przeciwko nim - Jak powiedziałam wcześniej potrzebuje pana pomocy. To delikatna sprawa i wiem, że nie wszyscy chcieliby pakować się w coś takiego. Słyszałam o pana niezwykłych zdolnościach. Możliwe, że pan może być ratunkiem dla mojego wspólnika.
    Owszem zasłyszała o umiejętnościach Landona Moriarty. Był władcą snów. Człowiekiem, o ile tak można go było określić, zdolnym wniknąć w umysł każdego. Zmienić koszmary w czarującą jawę. Sprawić, że uwierzysz we wszystkie bestie czające się w umyśle. Jego umiejętności były niebezpieczne, z całą pewnością znał tajemnicę większości mieszkańców Last Salvation. Pewnie nawet Algara. Nie było co owijać w bawełnę.
    - Wiem, że pan zna sekrety mieszkańców tego azylu. Poznaje je w snach - zacisnęła palce, aż prawie, że pobielały - Przejdę jednak do rzeczy. Nie wiem czy proszenie o dyskrecję jest na miejscu. Wydaje się jednak, że tylko pańskie zdolności są w stanie pomóc. Mój wspólnik zapadł w jakiś dziwny rodzaj śpiączki. Trzeci dzień z niej nie wychodzi. To nie jest zwyczajny stan, znam się na tym. Według znanych mi informacji, to kwestia jakiegoś "zablokowania umysłu", jakby był on uwięziony wewnątrz swojej jaźni. Pan niejako się na tym zna. Przychodzę tu nie jako arystokratka, ale jako kobieta prosząca o pomoc. Oczywiście zapłacimy, jeśli będzie taka konieczność. Proszę panie Moriarty.
    Wypuściła cicho powietrze. Czuła, że mówi za szybko i nieskładnie, ale musiała to z siebie wyrzucić. I nie przekazać za dużo informacji, jakby jednak się nie zgodził.
    Krilla rzadko się tak zachowywała. Zazwyczaj była zimna, wyrachowana i opanowana. Jeden wypadek Algara i cały świat jej się zaczął walić.

    Algar

    OdpowiedzUsuń
  13. [Już poprawiłam, dzięki ;) Też lubię Evana :D
    Faktycznie trochę ciężko znaleźć jakiś punkt zaczepienia... Nie wiem jak się za to zabrać. Jeśli ty masz jakąś konkretniejszą wizję to możesz zacząć (za co byłabym ogrooomnie wdzięczna ^^), a jeśli nie to ja się postaram coś wyskrobać, ale nie obiecuję, że jeszcze dzisiaj :) ]

    Ander

    OdpowiedzUsuń
  14. [Żeby nie było nudno: jakaś afera, podczas której zrobi się gorąco i to drugie interweniuje.
    Albo Danica zauważy, jak Landon się podejrzanie zachowuje, po czym zniknie w lesie. Postanowi go śledzić z czystej ciekawości i podsłucha jego rozmowę, zdecydowanie nieprzeznaczoną dla jej uszu (nie musi to być nic nielegalnego czy jakieś ciemne sprawki, może to być rozmowa z kimś z jego przeszłości, a przecież tak starannie fałszuje swoje dane, więc Danica dowiedziałaby się tego i owego). Oczywiście Landon by ją na tym przyłapał, ale nie tak wprost, mógłby ją gdzieś zajść od tyłu i tak wystraszyć, że nieopatrznie stanęłaby na jeziorku, lód by się pod nią załamał i dramat (biedna, powinna zacząć się odchudzać), choć możemy się obejść bez tego i wymyślimy w trakcie coś innego.
    Zawsze możemy się też posunąć do podpalenia przez kogoś jego księgozbiorów, ale jakoś nie podoba mi się ten pomysł.
    W sumie więcej nie mam.
    <333]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  15. [Albo okej, coś tam wymyślę xD Skoro Landon to spec od snów to może by znalazł sposób na koszmary Andera... Tak więc Ander np. usłyszałby gdzieś o zdolnościach Moriarty i udałby się do biblioteki. Na początku po prostu kręciłby się po niej, poczytałby sobie coś tam, a w końcu zdecydował się na spróbowanie odnalezienia pomocy u twojego pana... Albo druga opcja: Landon jakimś tam przypadkiem wszedłby do głowy Andera i zobaczył jakie go dręczą koszmary i wysunął pomocną dłoń... Eh, też jestem wypruta z lepszych pomysłów... Jak odpowiada to możesz zacząć ;P Jeśli nie to dalej będziemy myśleć. ]

    Ander

    OdpowiedzUsuń
  16. Krilla przyjęła szkło z alkoholem niepewnie. Pomimo iż w środku znajdowała się jej ulubiona whiskey, ta która koiła wszelkie nerwy, dużo upłynęło nim upiła łyczek. Nastała między nimi długa, lepka cisza, podczas, gdy każde z nich sączyło swój trunek. Dama spojrzała na mężczyznę kątem oka, zaciskając palce mocniej na szklanicy.
    Czekanie ją dobijało. Chciała być kulturalna i nie zepsuć całego tego spotkania, toteż powstrzymała emocje i ugryzła się w język. Należała do osób cierpliwych, zwłaszcza jeśli chodziło o kradzieże kieszonkowe, czekając na odpowiednią okazję, ale teraz doprowadzało ją do pasji nawet tykanie zegarka. Cicho stukała czarnymi, lakierowanymi obcasami próbując czymś zająć myśli.
    Nagle usłyszała szelest. Uniosła lekko głowę, widząc jak Moriarty podnosi się z fotela. Nic nie mówił, nie spoglądał na nią, po prostu odstawił pustą szklankę. Krilla była gotowa na słowa odmowy. Zagryzła karminową wargę, a w głowie rodziła jej się kolejna setka planów, by pomóc Algarowi. Niespodziewanie mężczyzna wrócił z płaszczem i zaczął się ubierać.
    Odetchnęła z ulgą, gdy powiedział, żeby go poprowadziła do złodzieja. Nim jednak wstała, zmrużyła brwi w wyrazie zamyślenia. Czy to rzeczywiście dobry pomysł? Myślała, że Moriarty pomoże Algarowi "na odległość". Odkrycie kryjówki przestępcy nie byłoby najlepsze, gdyby Landon próbował pisnąć komuś coś nieodpowiedniego. Ta wiedza była bezcenna. Zaraz jednak sprowadziła się do pionu. Krilla jesteś niemądra! Takie fakty mógł od dawna odczytać ze snów twoich albo nawet Algara.
    Dama uśmiechnęła się nad wyraz ciepło, co kontrastowało z jej zimną zazwyczaj manierą. Wstała z gracją i zapięła swój płaszczyk.
    - Z przyjemnością, ale... - zachichotała wdzięcznie, patrząc na mężczyznę odrobinę rozbawiona - Pani, nie panna. Jestem od dawna mężatką panie Moriarty. Kto jak kto, ale pan powinien o tym wiedzieć.
    Uśmiechnęła się czarująco i wyszła swobodnie na zewnątrz. Wraz z władcą snów kroczyli cicho po brukowanych uliczkach Last Salvation. Krilla odwracała się czasami, sprawdzając czy nikt za nimi nie zmierza. Ot odruch, który wyrobiła w sobie od czasu rozpoczęcia współpracy z Algarem. Pociągał ją mroczny świat w który została wprowadzona, ale nie chciała też tracić tego w którym była "w rzeczywistości". Był wygodny i do niego się rozkosznie przyzwyczaiła.
    W końcu ich oczom ukazała się miejska wieża zegarowa. Surowa, kamienna, wyraźnie zapuszczona, ale nadal spełniała swoje zadanie. Na szczycie dumnie lśniła szklana tarcza po której, stosunkowo lekko, sunęły ogromne żelazne wskazówki. Miejsce to nie było najlepsze dla damy, ale idealne dla kogoś pokroju Algara.
    Krilla ostatni raz spojrzała dookoła. Późna pora i księżyc zasłonięty onyksowymi chmurami sprzyjał tej niezwykłej dwójce. Na ulicy nie było ani żywego ducha. Kobieta dziękowała w duchu, że jej mąż wyjechał w delegację - nie będzie musiała się tłumaczyć dlaczego tak późno wraca do domu. Martwił się, co było słodkie, ale Krilla nie lubiła się nikomu spowiadać.
    - Proszę za mną - dama podeszła do odrobinę sfatygowanych wrót i otworzyła je z cichym zgrzytem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiało nieprzyjemnym chłodem i dało się czuć ciężki kurz. Krilla poruszyła dłonią przed ustami, próbując odetchnąć z ulgą i zaczęła wspinać się wraz z Moriartym po ogromnych, ciężko ciosanych schodach. Droga była długa, ale coraz wyraźniej słyszeli zgrzyty zębatek i ruch mechanizmów. Jej obcasy były dość charakterystyczne, ale i tak przy samym szczycie krzyknęła.
      - Sagren, to ja, spokojnie - uniosła jedną dłoń i pokonała ostatnie schodki. Niedaleko niej stał potężny, barczysty mężczyzna okryty peleryną. Zaciskał palce na grubej, drewnianej ladze, gotowy do zadania ciosu. Jasna broda i blada twarz jaśniały w głębokich cieniach wieży zegarowej. Dryblas już miał coś powiedzieć, gdy zauważył, że po schodach wchodzi ktoś jeszcze. Krilla wydawała się spokojna, więc ten ktoś przyszedł z nią.
      - Miałaś nikogo nie przyprowadzać! - krzyknął Sagren, opuszczając kij i świdrując kobietę gniewnym wzrokiem. Wcale mu się nie podobało nieposłuszeństwo szlachcianki.
      - Musiałam to zrobić. Nie było innego wyjścia - zaczęła Krilla nie przerywając kontaktu wzrokowego ze wściekłym mężczyzną.
      - Gdyby Algar się dowiedział...
      - Algar leży nieprzytomny od trzech dni i nic nie możemy z tym zrobić. Uspokój się Sagren, też się o niego martwię. To może być jedyny sposób.
      Mężczyzna westchnął ciężko i odwrócił się gwałtownie, odchodząc na bok. Miał tego wszystkiego dość.
      Krilla odwróciła się do Landona.
      - Przepraszam za niego. Proszę... - wskazała dłonią okrytą czarną rękawiczką, by poszedł we wskazanym kierunku. Kobieta szła cicho za Moriartym.
      Algar leżał na, naprędce złożonym z kilku koców, posłaniu. Oddychał miarowo, lecz niebezpiecznie płytko. Nic więcej, za wyjątkiem piersi, się nie poruszało. Nie drgnął od trzech pechowych dni. Był niesamowicie blady, jakby już jedną nogą znalazł się w zaświatach. Zimny pot zroszył jego czoło, a ciemne kosmyki przyklejały się do wilgotnej skóry. Sagren, widocznie bladość zwalając na brak ciepła w wieży, przykrył złodzieja jego peleryną. Leżał na niej kot, którego Algar przygarnął. Zwinięty w kulkę, podniósł głowę i prychnął, nie chcąc by ktoś zbliżył się do przestępcy.
      - Cień, chodź tu - kobieta minęła Moriartiego i wzięła zwierzę na ręce, ściągając mruczka z koca. Odwróciła się do Landona z nadzieją w oczach, zaraz znowu zwracając je na złodzieja - Sądzi pan, że jest szansa? Że wyjdzie z tego?

      Algar

      Usuń
  17. [To ja zacznę... Mam nadzieję, że może być i tak na nic lepszego już nie wpadnę ;) ]

    Gdy sypiasz tylko cztery godziny, budząc się z krzykiem, bądź histerycznym śmiechem i łzami, bo koszmary nie dają ci spokoju, łóżko staje się ostatnią rzeczą o jakiej myślisz. Zamykasz oczy i widzisz różne dziwne rzeczy, to przeraża. Ander szukał różnych sposobów na pozbycie się dręczących go koszmarów. Dostał nawet leki na bezsenność. Owszem, spał dłużej, ale straszne wizje nie opuszczały go. Miał nadzieję, że może w Last Salvation coś się, ale jednak nie, zmiana miejsca nie pomogła. Przekraczając granicę miasteczka wiedział, że nie będzie najdziwniejszą istotą zamieszkującą to miejsce. W głębi siebie nadal liczył, że znajdzie jakiś sposób na spokojny sen.
    Promyk nadziei pojawił się, gdy całkiem przypadkiem usłyszał rozmowę jakichś kobiet. Z zafascynowaniem rozprawiały o mężczyźnie, który może z łatwością wniknąć w czyjś umysł i zrobić z nim co zechce. Zachowując dystans przysłuchiwał się rozmowie kobiet. Z początku wydało mu się idiotyczne, by pozwolić komuś wejść do swojego umysłu, odsłonić się i dać przy nim majstrować… Langdon rozmyślał o tym przez kilka dni, a możliwość pozbycia się koszmarów nie dawała mu spokoju, szczególnie że one jakby na złość się nasiliły. Dowiedział się, że Pan Landon jest właścicielem biblioteki, więc Ander w końcu przełamał się i poszedł do owego miejsca. Z początku tylko kręcił się między regałami, co jakiś czas przeglądając jakąś książkę. Naprawdę miał dylemat, nie znał go, nie wiedział czego będzie chciał w zamian, ale spróbować, mówią, że zawsze warto.

    Ander

    OdpowiedzUsuń
  18. Last Salvation miało być azylem. Obiecywali, że będzie tutaj bezpieczna, że na spokojnie będzie mogła dożyć kolejnego samospalenia, że nikt nie będzie jej wykorzystywał. Nikt oprócz nich ─ kusicieli wypowiadających złudne obietnice o wolności i swobodzie. Nikt nie powiedział, że będzie ograniczana, że będzie żyła niczym w ciasnej klatce, której nigdy nie otworzy. Już na zawsze pozostanie za kratami i nie będzie mogła szeroko rozwinąć skrzydeł, wzlecieć wyżej niż kiedykolwiek. Kiedy przybierała postać feniksa, była słaba. Znacznie słabsza niż pod postacią dwunożnego ssaka. I chociaż wzrostem nie przekraczała metra sześćdziesięciu, wagą dorównywałaby zapewne zdrowemu, nieco ubitemu dwunastolatkowi, to czuła się silniejsza niż jako czerwono opierzony, sporych rozmiarów ptak. Jej łzy miały słabszą właściwość, ale nie zmieniło się jedno ─ ogień w niej hulał tak samo intensywnie, jak przed przybyciem do górskiego miasteczka. Spalała się od środka w tym samym tempie. I chociaż przeżyła w tym odrodzeniu dopiero dwadzieścia cztery lata, i chociaż czekało ją mnóstwo lat walki o przetrwanie, miała już dość.
    Last Salvation miało być azylem, a było niewolą. Rada czerpała od niej i innych mieszkańców moc. Dzięki temu mogli z łatwością kontrolować tu przybyłych, a rozruchy i zamieszki naprawdę były rzadkością. Nikt nie mógł przedrzeć się przez gęste lasy, nikt nie mógł przedostać się przez ośnieżone przełęcze. I to nie dlatego, że było to niemożliwe. Z każdej strony miasteczko otoczone było niewidzialną i niewyczuwalną barierą. Była nienamacalna, ale kiedy człowiek podchodził bliżej wyznaczonej granicy, jego moc słabła, a będąc tuż przy niej tracił resztki sił i zwykle padał nieprzytomny. Takie przypadki były dość często wśród nowych, niezaznajomionych jeszcze z miejscem mutantów.
    Chatier była tutaj od niedawna, ściągnięta przez mężczyznę, którego nie pamiętała, ale wyraźnie słyszała w głowie jego kuszący głos. Zawsze uśmiechała się do tego mglistego wspomnienia, a potem rozglądała się wokół siebie i jej uśmiech niknął.
    Nie była tutaj szczęśliwa. Nie potrafiła cieszyć się z każdego dnia spędzonego w Last Salvation. Chciała uciekać, chciała znowu być wolna, rozłożyć szeroko skrzydła. Prawie każdego wieczora przybierała postać feniksa i szybowała nas miasteczkiem, nie mogąc wzbić się zbyt wysoko. Każdego wieczora próbowała wzlecieć coraz wyżej i wyżej.

    Czuła podmuch lodowatego wiatru. Leciała i pokonując naturalne bariery, wznosiła się coraz wyżej. Słabła, ale parła ku górze. Nie miała już sił machać skrzydłami, szybowała w dół, wznosiła się na prądach, kiedy resztki witalności opuściły ciało czerwonego ptaka i zaczęła spadać. Nie miała już świadomości, bezwładnie spadała w dół, pierw w postaci feniksa, kilka metrów nad ziemią będąc już nagim, słabym człowiekiem. Wpadła w zaspę śniegu na jakiejś leśnej polance. Gdyby nie miękkie lądowanie, mogłaby tego nie przeżyć. Może to był jej cel, wtedy nie uległaby spaleniu i nie mogłaby się odrodzić po raz dziesiąty. Wtedy zostałaby pochowana w okowach śniegu i lodu, nikt by o niej nie pamiętał.
    Tak byłoby lepiej.

    Gen

    OdpowiedzUsuń
  19. Danica starannie omijała część miasta, w której znajdowała się niewielka księgarnia Landona. Nadkładała nawet kilkanaście minut drogi, błądząc w ciasnych alejkach między domami, marzła w środku zamieci, pozwalając płatkom śniegu okrywać jej niewielką sylwetkę, przez co wtapiała się w otoczenie i przypominała bardziej postać z bajki niż nic niewartą osobę jaką była, przechodziła nawet przez najbardziej zatłoczone miejsca, których do tej pory unikała jak ognia, byle tylko nie stanąć twarzą w twarz z witryną wypełnioną książkami. Wiedziała, że zachowywała się dziecinnie i nie mogła wiecznie przed nim uciekać, ale uparcie wmawiała sobie, że tak było lepiej i może nigdy więcej nie będą musieli sobie wchodzić w drogę.
    Nikt inny jednak nie wydawał się mieć problemów z Władcą Snów. Danica zastanawiała się, czy którykolwiek z jego klientów zdawał sobie sprawę z tego, kim tak naprawdę był Landon Moriarty. Znał każdy ich sekret, każdą najmniejszą tajemnicę, najmroczniejsze zakamarki duszy o których nikt nie wiedział, skryte pragnienia. Mógł kierować nimi jak marionetkami, gdyby tylko chciał. Podejrzewała, że nikt nie był świadomy jego umiejętności, inaczej unikaliby go tak samo jak ona. Poznała już część jego umiejętności i na pewno nie chciała więcej do tego wracać. Próbowała wymazać z pamięci ten fakt, tak łatwo udało mu się ją podejść. Raz w życiu pozwoliła sobie na rozluźnienie, tylko raz dopuściła kogoś do siebie. Obniżyła swoje mury obronne, pozwoliła zajrzeć do swojego wnętrza. Nie mogła wiedzieć, że to się tak skończy, że był kimś innym w rzeczywistości, niż przypuszczała. Ciągle jednak odczuwała żal i wściekłość na samą siebie, gdy przypominała sobie, jaka była głupia.
    Tym razem Danica nie mogła ominąć księgarni. Było chłodno, traciła czucie w dłoniach i stopach, jej kurtka przemokła. Otaczała ją głęboka ciemność, która pochłaniała nawet spadające, jasne płatki nieoświetlone przez nikły blask latarni, a empatka z trudem trzymała się na nogach z powodu zmiennokształtnego, który przed wejściem do azylu chciał pobiegać po puszczy, przez co oboje się zgubili w gęstym lesie i z trudem znaleźli drogę po kilku godzinach błądzenia. Nie miała siły, by nadłożyć jeszcze drogi przez miasto.
    Z westchnieniem oparła się o ścianę, mrużąc oczy. Uczucia napływały do niej łagodnymi, usypiającymi falami, otulając jej kokon, w którym się skryła przed światem. Przez półprzymknięte rolety księgarni wypadało blade, złociste światło, mimo że na drzwiach wisiała tabliczka "zamknięte". Dziwne. Po chwili z wnętrza wyłonił się Landon. Jego kroki były wyważone i spokojne, ruchy nie zdradzały zdenerwowania, ale nie tak łatwo oszukać empatkę. Czuła jego podekscytowanie z powodu robienia czegoś nie do końca zgodnego z zasadami panującymi w Last Salvation. Mimo zmęczenia ruszyła za nim, ciekawość na nowo rozgrzała jej mięśnie i dostarczyła sił. Moriarty miał na nią zbyt wiele, by mogła się oprzeć tej pokusie.
    Danica weszła za nim w las, starając się wtapiać w otoczenie i powodować jak najmniej hałasu. Gruba warstwa świeżego puchu ukryła dziury oraz zagłębienia w podłożu, przez co często zapadała się po uda. Z trudem brnęła za Landonem, a jej ostrożność sprawiła, że znacząco się od niej oddalił. Przyśpieszyła, ale po chwili zatrzymała się gwałtownie. A co jeśli znowu się nią bawił? Co jeśli to wszystko było tylko iluzją? Pochwyciła jego emocje i zaczęła je analizować pod każdym kątem, starając się wyłapać fałszerstwo, ale to nie była jedna z jego gier. To była rzeczywistość. Znowu spróbowała nadrobić dystans, choć coraz trudniej jej się oddychało rozrzedzonym powietrzem. Zauważyła, że Moriarty się zatrzymał. Zastygła w miejscu, zastanawiając się, czy ją dostrzegł, ale nie odwrócił się w jej kierunku. Danica ruszyła przed siebie. Las nie był jej sojusznikiem, wydawał się być wymarły. Żadne nocne zwierzę nie przeszywało ciszy, wiatr nie poruszył nawet najmniejszą gałęzią. W końcu ukryła się za grubym pniem.

    Danica

    [Ja wiem, że dno]

    OdpowiedzUsuń
  20. Algar nawet nie zdawał sobie sprawy, że ktoś właśnie wkroczył do świata iluzji, które opanowały jego umysł. Złodziej przemykał właśnie po zaskakującej posiadłości, którą znał bardzo dobrze. Nękała go wielokrotnie w koszmarach, niezależnie jak usilnie mężczyzna próbował je od siebie odgonić. Posiadłość Ranulpha, demonicznego kolekcjonera, który w nad wyraz nieprzyjemny sposób splótł swoje ścieżki z drogami przestępcy.
    Dwór jednak momentami wydawał się obcy i o wiele bardziej niebezpieczny. Algar nie wiedział dlaczego. Wydawało mu się, że doskonale zna dany korytarz, jednak ten z miejsca zmieniał się i przeobrażał w coś zupełnie nowego. Złodziej niejednokrotnie zauważył, że ścieżka którą chciał wrócić do głównego przejścia zniknęła lub zakręca w innym kierunku. Algar przeczuwał, że coś tu jest nie tak, ale skąd mógł wiedzieć co?
    Mężczyzna w obecnym momencie nie pamiętał, że zaledwie trzy dni temu okradał mieszkanie członka Rady. Nie zdawał sobie sprawy, że uciekał, a dziwny impuls tłukł mu się w głowie niczym młot. Jakby wydarzenia z normalnego świata w ogóle go nie dotyczyły, a ponownie przeżywał ucieczkę z magicznej posiadłości.
    Przerażało go to. Jakiś drobny głosik szeptał mu w duszy, że to tylko zły sen. Nie powinno go tu być. Algar jednak nadal przemierzał porośnięte ogromnymi roślinami pokoje. W jakim celu?
    Właśnie... Jaki był w tym cel?
    Złodziej przystanął, oparłszy się o gładką ścianę. Musiał się dowiedzieć co tutaj robi. Czemu nie mógł tego sprecyzować? Jakby jakaś blokada opanowała jego umysł, nie pozwalając normalnie myśleć. Gdy tylko próbował skupić się na czymś racjonalnym zaraz odczuwał niesamowicie silny ból. Dlaczego?
    Algar potrząsnął głową, odrzucając zbędne myśli. Natychmiast trzeba się było stąd wydostać. Widział, że główna brama była zamknięta, jednak może uda mu się zejść balkonem. Tak. W końcu jakiś plan.
    Mężczyzna wkroczył po schodach na wyższe piętra przedziwnego dworu. Stopnie zwężały mu się pod stopami z każdym kolejnym krokiem, a ściany wydawały się realistycznie przybliżać chcąc zgnieść złodzieja. Nie pomylił się, gdyż dochodząc do drzwi nie mógł swobodnie poruszać rękami. Co to za szaleństwo?
    Sięgnął do klamki, która zaraz zniknęła mu sprzed palców.
    - Co jest!? - warknął wściekle Algar. Szukał po omacku, jednak tam gdzie wcześniej ją widział teraz było tylko powietrze. Niemożliwe. Bandzior podniósł głowę, by spojrzeć na wykute w drzwiach stalowe oblicze. Było wykonane z taką precyzją, że wydawało się iż jest to prawdziwa twarz. Złodziej przybliżył się chcąc spojrzeć dokładniej. Będąc zaledwie kilka centymetrów od jego głowy drzwi się poruszyły. Gwałtownie i okrutnie, jakby uderzył w nie ogromny zwierz. Algar chciał się odsunąć od nich lecz nie mógł.
    Spojrzał szybko w dół. Nogi zatopiły się w schodach.
    Co, jak!?
    To jakiś koszmar, szaleństwo! Czy to sen? Nie wydawało się. Algar czuł wszystkimi zmysłami, że to prawda. Jeśli wzrok go może zawodzić, to na pewno nie słuch i węch, a na pewno nie dotyk.
    Wzrok! Dlaczego on ma oboje normalnych oczu? Przecież...
    Nim zdążył dokończyć myśl rozległ się rozdzierający ryk. Niski i silny. Zza metalowych drzwi. Algar odwrócił do nich głowę, ale zaraz pożałował tej decyzji. Twarz wykuta w stali ożyła! To był Ranulph.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Demon patrzył na niego przekrwionymi oczyma. Czaiło się w nich zło i okrucieństwo. Uśmiechnął się okrutnie, jak gdyby ciesząc się z faktu, że złodziej nie może się poruszyć. Rysy twarzy wyostrzyły mu się, wyczuwszy swoją szansę na zemstę na złodziejaszku. Nagle znikąd, jakby z ciemności, pojawiły się szponiaste dłonie. Algar próbował uciec, wyrwać się z pułapki, ale nie mógł. Krzyk również uwiązł mu w gardle, a dłonie nie potrafiły odnaleźć łuku przyczepionego do pleców.
      Łapy chwyciły mężczyznę, zaciskając ogromne palce na jego ciele, niemalże go miażdżąc. Algar nie mógł złapać oddechu. Twarz, która w ułamku sekundy zrobiła się ogromna, przybliżyła się. Złodziej patrzył na to wszystko z autentycznym strachem, tak mocnym jak nigdy. Nie należał do ludzi lękliwych, jednak teraz zmroziło mu serce. Mężczyzna odwrócił wzrok.
      Demon zaśmiał się barbarzyńsko.
      - Myślałeś, że starożytne wersety to puste słowa, głupoludzie? Spójrz na mnie, jeśli masz czym!
      Algar poczuł ciepło rozchodzące się na jego policzku. Dopiero teraz mógł poczuć jak sięga tam dłonią. Ale jak? Przecież demon uwięził go w swoich szponach...
      Przesunąwszy palce po skórze złodziej wyczuł coś lepkiego. Uniósł je wyżej, by zauważyć brunatną, gorejącą krew. Sięgnął raz jeszcze, ale tym razem niesamowity ból zgiął go niemalże w pół. Demon zniknął, a Algar został sam w porośniętym mchem korytarzu. Złodziej w końcu usłyszał swój krzyk. Głośny niczym u potępieńca. Cierpiał tak ogromnie, jakby zdzierano z niego żywcem skórę. Zakrywał dłonią prawe oko. Przestępca upadł na kolana, zdzierając sobie niemalże gardło jękiem. Odsunął tylko na chwilę dłoń.
      Źle postąpił. Widział swoją gałkę oczną, którą na szypułce ciągnęła się za sklejonymi juchą palcami. Była zimna, śliska i ohydna. Jasna tęczówka i przepalona źrenica patrzyły przerażająco na Algara. Co to za koszmar!?
      Złodziej szarpnął mocno dłonią, poczuwszy jak szypułka zrywa się z oczodołu. Wywołało to jeszcze większą falę krwi i bólu. Łzy mieszały się z juchą na twarzy Algara. Nie miał już siły wrzeszczeć, a jedynie skrzek wydobywał się z gardła. Ogrom emocji wykończył nerwy złodzieja. Poczuł jak gwałtownie wymiotuje i osuwa się w ciemność, tracąc przytomność.

      Algar

      Usuń
  21. Algar odetchnął ospale ponownie czując ciężar swojego ciała. Ulga rozlała się w jego duszy niczym kojący balsam. Ból w ułamku sekundy odszedł w zapomnienie, zostając jedynie jako niemrawe wspomnienie w kościach. Złodziej jęknął w bólu i podniósł się odrobinę. Niewiele widział, jego wzrok dopiero się wyostrzał. Sięgnął do prawego oka. Nie czuł nic.
    I to "nic" było najpiękniejszą rzeczą jaka tutaj mu się trafiła. Żadnej krwi, a zgrzyt soczewek oraz śrubek w jego mechanicznym oku mógł porównać z czystą poezją. Wszystko było na swoim miejscu, tak jak powinno.
    Algar zamrugał oczyma kilka razy.
    Nie... To nie jest jednak okropny sen!
    Zauważył znajome ściany posiadłości Ranulpha. Tylko on był na tyle szalony, by cały swój dom zamienić w jeden wielki ogród, przy okazji wprowadzając także jeszcze bardziej szalone, architektoniczne rozwiązania. Dopiero teraz złodziej poczuł zimno kafelkowej posadzki, którą tak gardził za każdym razem, gdy tędy przechodził. Udekorowana różnymi gatunkami roślin oraz pnączy, ukwiecona przeróżnymi kolorami, jednocześnie tak głośna i niesympatyczna. Kiedyś Algar doceniał piękno tego miejsca, teraz... Bał się. Gdzieś tam z pewnością czaił się demoniczny kolekcjoner.
    Mężczyzna podniósł się wyżej na łokciach, dopiero teraz wyczuwając czyjąś obecność.
    Złodziej poderwał się, jednak kończyny szybko odmówiły mu posłuszeństwa. Upadł ciężko, ledwo podtrzymując się na dłoniach. Patrzył szeroko otwartymi oczyma na eleganckiego jegomościa stojącego nad nim. Nie poznawał tej twarzy, nie mógł wywołać jej z otchłani pamięci. Człowiek patrzył na niego uważnie i z powagą. Wyglądał na bardziej zainteresowanego całą sytuacją, aniżeli przerażonego. Dlaczego był taki spokojny?
    Może to kolejna postać Ranulpha, którą przybrał tylko po to, by dręczyć swoją ofiarę jeszcze bardziej. Algar sięgnął ręką po łuk, który rozłożył się z cichym trzaskiem. Nim złodziej zdążył wykonać jakikolwiek dodatkowy ruch, nieznajomy odezwał się do niego spokojnie.
    Skąd on to wszystko wiedział? Algar po chwili zganił się za takie myśli - zdał sobie sprawę, że można teraz było czytać z niego jak z otwartej księgi. Ręka zadrgała mu niezauważalnie. Ranulph nie zadawałby takich pytań. Bawiłby się cierpieniem przestępcy, jak najlepszą zabawką w swojej kolekcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Algar podniósł się powoli, opierając lekko o ścianę i chowając łuk.
      Chwila... Teraz sobie zaczął przypominać. Czy to nie mężczyzna z Last S...
      Ledwo pomyślał nazwę miasta w którym tak naprawdę mieszkał, a silny ból przetoczył się przez jego umysł. Algar starał się zwalczyć go w sobie, jednak wydobył on nieprzyjemny syk z jego spękanych ust.
      - Dużo wiesz, kimkolwiek jesteś nieznajomy. Jak się tu znalazłeś? Gdzie Ranulph?
      Nagle złodziej odwrócił się gwałtownie słysząc hałas na końcu korytarza. Coś jakby dudniące pomrukiwanie i ciche warczenie. Algar znał ten gwar bardzo dobrze, a nawet zbyt dobrze. Cofnął się kilka kroków sięgając po łuk i strzały.
      Jakie było jego zdziwienie, gdy broń zniknęła. Jak to możliwe!? Przecież jeszcze kilka minut temu trzymał ją w rękach! Co się znowu dzieje!? Co jest prawdą, a co iluzją?
      Algar sam gubił się w tym świecie, pełnym kłamstw i tajemnic. Niby znał każdy kąt, każde stworzenie i każdy najcichszy dźwięk, a jednak wszystko zmieniało się nie do poznania.
      - Musimy uciekać, szybko! - złodziej ponaglił mężczyznę, coraz wyraźniej słysząc okropnych strażników Ranulpha, którzy niegdyś byli niczym drzazga dla przestępcy. Pamiętał, jak uciekał z przeobrażonej posiadłości demona, a wszyscy ludzcy wojownicy w mgnieniu oka zmieniali się w pokrzywione bestie. Czorty z najdzikszych otchłani. Pokryte skórami i juchą swoich przeciwników, nosząc je wiecznie niczym trofeum. Dwunożne istoty kształtem przypominały piekielne ogary, o owłosionych odstających uszach oraz szkaradnych pyskach. Długie, mocne ogony wierzgały okrutnie wraz z każdym krokiem. Bestie walczyły potężnymi bastardami, wymachując nimi z niesamowitą lekkością. Były niesamowicie szybkie i zwinne, potrafiły wyczuć złodzieja nawet w najgłębszym cieniu.
      Bez broni nie mieli szans. Muszą uciekać!
      Algar odwrócił się, chcąc pobiec długim, kamiennym korytarzem i ukryć się w jednym z pokojów do czasu obmyślenia jakiegoś konkretnego planu. Ledwo postawił krok posadzka zapadła się gwałtownie, a Algar o mało co nie wpadł w nieprzeniknioną, smolistą pustkę upstrzoną błyszczącymi gwiazdami. Drzwi, które mieli po obu stronach zmniejszyły się do rozmiarów orzecha, a ze ścian zaczęły wydobywać się ohydne łapy Ranulpha trzymające artefakt za który Algar tak wiele oddał. Uciążliwe szepty zaatakowały go z każdej strony, wbijając się w uszy niczym miliony igieł. Mężczyzna zakrył uszy, chcąc się od nich uwolnić.
      Instynkt przetrwania próbował sprowadzić złodzieja do pionu.
      Nie mieli dokąd uciekać, a rozjątrzonym sercem zaczęła rządzić adrenalina zmieszana z tuzinem innych, silnych emocji. Złodziej cofał się drobnymi krokami, aż trafił na plecy nieznajomego. Wciąż tu był!? Czy on tez był tylko marą w tym chorym świecie?
      Kiedy ten koszmar wreszcie się skończy?! Wolałby zginąć tu i teraz, niż wciąż od nowa przeżywać to samo. Szkoda tylko, że nieznajomy zginie razem z nim, o ile w ogóle nie jest tylko pustym urojeniem.

      Algar

      Usuń
  22. Algar wpatrywał się w korytarz z rosnącym niepokojem. Sądził, że granice jego strachu zostały przekroczone, ale jego umysł i serce za każdym razem przekonywały go, że może bać się jeszcze bardziej.
    To było aż nienormalne, nieludzkie i szaleńcze. Nigdy nie odczuwał takiego lęku jak teraz. Jak w domu z którego uciekał, legowiska Ranulpha. Nie mając oka, broni czy choćby cienia nadziei, że wyjdzie cały i zdrowy. Nie życzyłby swojemu najgorszemu wrogowi takich "przygód".
    Okazuje się jednak, że to w przyszłość Algara wpisany był powrót do przeklętego domostwa. Jakim cudem tutaj trafił i dlaczego? Czy to demon mścił się na nim? Przecież widział go wykrwawiającego się w swoim świecie, w Paszczy Chaosu. Przecież sam sprawdzał, czort nie oddychał, nie poruszał się! Z jakiego piekła powrócił, by dręczyć złodziejaszka jeszcze raz?
    To wszystko było okropne, zupełnie nie mieściło się w głowie Algara. Rozstrajało jego myśli i robiło z ich posiłek dla wszystkich koszmarów, jakie kiedykolwiek czaiły się w jego umyśle. Mar, które próbował zepchnąć w głąb jaźni, a do niektórych się przyzwyczaić, woląc by robiły za doświadczenie, a nie fobię.
    Widać jednak wszystkie starania złodzieja poszły się chędożyć i to w doprawdy "pięknym" stylu.
    Algar chciał się cofnąć i uciekać, ale gdzie jeśli każdy korytarz mógł się zmienić w ułamku sekundy?
    Nagle mężczyzna poczuł silne szarpnięcie, które nie nadchodziło od przeciwników. Niski, chrapliwy głos nawoływał go do porządku. Złodziej szybko znalazł się w ciemnej wnęce, patrząc z niepokojem na tajemniczego eleganta, który niemalże świdrował go poważnym wzrokiem. Nad nim widział rozdygotane rośliny, które usilnie próbowały zamknąć przejście i uwięzić mężczyzn w środku, by mogli stać się posiłkiem dla potwornych strażników. Szepty jednak nie były już tak głośne, Algar mógł spokojnie zebrać się do kupy.
    Skupiał się na słowach obcego, jednak nic z nich nie rozumiał. Zamrugał kilka razy na słowa " Trzy dni temu została narzucona na twój umysł blokada, która spowodowała pętlę snów". Co!? Jakie trzy dni temu!? Przecież nie był w tym miejscu nawet dwóch godzin, co dopiero mówić o trzech dniach! Zaraz... Czyżby to był sen? Parszywy, ohydny sen? Niemożliwe. Nie, nie wierzył... Żaden sen nie jest tak realistyczny jak ten. W jakich snach można czuć zapach kwiatów, dotyk roślin, smród oddechu demona czy ból i krew w tak silnym stopniu? On kłamał, na pewno kłamał.
    Algar jednak próbował znaleźć racjonalną drogę w swoich myślach. Niczym światełko zadrgał mu jeden fakt. Przecież w posiadłości Ranulpha nie miał prawego oka. Uciekał wykrwawiając się niemalże na śmierć. To tak też znajdowali go wojownicy o wyczulonym węchu, poprzez metaliczny zapach juchy. Pamiętał przecież, że starał się zatamować ranę! Teraz jednak widział na oboje oczu, a mimowolne przybliżanie widoku świadczyło o mechanizmie ukrytym w miejscu brakującego organu.
    To tylko sen?
    Zaraz jednak do złodzieja dotarła reszta zdań wypowiadanych przez mężczyznę. Wywołać najspokojniejsze wspomnienie jakie znajdzie? A były w ogóle jakieś spokojne wspomnienia? Algar z rzadka miał co dobrego wspominać. Jeśli już, wiązało się to ze złodziejskim skokiem, ale tam mogli się czaić ochroniarze czy inne pułapki. Najczęściej mówią, że wspomnienia dzieciństwa są odpowiednie, jednak i takich przestępca nie posiadał. Wychowywała go ulica, był sierotą. Żadnych rodziców czy domu. Każdy dzień był niczym wyzwanie, gdzie na końcu mogła czekać śmierć lub możliwość przeżycia jeszcze trochę.
    Musieli przygotować się na zgon...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie! Było coś. Choć dawno i bardzo przykryte przez czas. Algar ledwo potrafił przypomnieć sobie szczegóły zatarte latami. Jedno jednak miejsce było dla niego spokojną oazą. Tam, gdzie mógł spotkać jedną z niewielu przyjaznych mu osób.
      Algar próbował przypomnieć sobie więcej. Pokiwał potwierdzająco głową do nieznajomego. Może mu się uda.
      Złodziej próbował skupić myśli na tamtym wspomnieniu. Nie było to łatwe, ręce drżały mu ze strachu, a głosy stawały się coraz intensywniejsze. Zginą!
      Coś jednak ruszyło. Ściany wnęki rozpadły się jak domek z kart ukazując wnętrze jakiegoś domu. Rośliny zaczęły również zanikać w przenikliwym syku, a warczenia potworów milkły jak zaklęte. Złodziej zacisnął mocno powieki, bojąc się je uchylić choć na chwilę. To mogło być kolejne kłamstwo Ranulpha. Otworzy oczy i znajdzie się w jego okropnym więzieniu!
      Nagle mężczyzna poczuł chłód i trzaskanie niedomkniętego okna. Uderzało ono jednostajnie, wpuszczając do środka lodowate powietrze. Do nozdrzy Algara doszedł zapach, tak znajomy i przyjazny. Woń kadzideł i ziół. Deski zgrzytały, gdy złodziej, z wciąż zamkniętymi oczyma, postawił kilka niepewnych kroków w tył. Wyciągnął jedną dłoń, opierając ją o ścianę. Przesunął niepewnie palce, wyczuwając znajome wgłębienia. Ściana pokryta glifami... Czyżby wszystko się udało?
      Mistrz złodziei uchylił powieki niepewnie, z lekkim strachem. Na jego twarzy rozjaśniał uśmiech. Regały z książkami, proste łóżko stół oraz krzesła, biurko pokryte morzem papierów i wnęka robiąca za kuchnię, pachnąca jak zawsze rybami. Wszędzie wisiały tajemnicze, ususzone rośliny, a także pozapalane były świece. Odwróciwszy wzrok w lewo widać było kamienną ścianę z wyrytymi na niej znakami, które jaśniały niebieskim światłem. Znał ten dom, a szczególnie to proste pomieszczenie. Miejsce, gdzie jak nigdzie indziej czuł się bezpiecznie. Dom Gelvaroya, człowieka, który zabrał młodego Algara z ulicy. Te kilka dni, które tutaj spędził, nim trafił na nauki do mistrzów Gelvaroya, mężczyzna będzie wspominał najlepiej.
      Przestępca rozejrzał się swobodniej dookoła, a napięte mięśnie rozluźniły się.
      Nagle z rozmyślań i wspominek wyrwało go odchrząknięcie. Algar odwrócił się widząc, że mężczyzna który był w domu Ranulpha zawędrował także i tu. Czyli jednak nie był wytworem jego wyobraźni.
      - Jestem ci winien podziękowanie za ratunek, nieznajomy - powiedział Algar, choć w jego glosie nadal słychać było zdenerwowanie poprzednimi zdarzeniami. Mężczyzna poprawił kaptur i nałożył go ponownie na głowę. Mogli sobie wyjaśnić całą tą zawiłą sytuację - Kim jesteś i co tu robisz? Co to za pętla snów o której wcześniej mówiłeś?

      Algar

      Usuń
  23. Danica raczej nie wyczuła w nim żadnego dystansu gdy grzebał w jej umyśle podczas niemal conocnych sesji, które dla niej były odległym marzeniem sennym, a dla niego drugą płaszczyzną rzeczywistości. Karmił ją iluzją, pozwalając jej uwierzyć, że jest tylko wytworem jej osamotnionego umysłu. Był jej koszmarem na jawie, świadomym każdej jej słabości i lęku. Nie potrafiła stanąć z nim twarzą w twarz, nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, wiedząc, że on przechowuje w sobie tak wiele jej sekretów. Jej dusza była przed nim zupełnie naga, odsłonięta, drżąca przy każdym ruchu. Jej historia, jej wspomnienia, jej obawy, jej emocje - to wszystko w zamierzeniu należało do niej i tylko do niej, a ktoś ośmielił się ją z tego ograbić, wyrwać sobie cząstkę tego wszystkiego, co miała. Cząstkę tego wszystkiego, co jako jedyne było jej i tylko jej, a on to powielił, zostawiając po sobie pustkę, odciśnięty ślad diabelskiego kopyta na jej jestestwie. Wiedziała, że jest hipokrytką. Każdy człowiek czuł się dokładnie tak samo w jej obecności, gdy mimowolnie przeczesywała jego uczucia, ale zawsze starała się nie przekraczać cieńkiej granicy, którą w jej przypadku Władca Snów całkowicie podeptał, ignorując wszelkie prawo do prywatności. W ciele człowieka był jeszcze bardziej niebezpieczny, niż gdyby jawił się jako prawdziwy potwór o nieludzkim wyglądzie. Wzbudzał zaufanie swoim opanowaniem, próbował oczarowywać swoim wdziękiem osobistym, którego według empatki nie miał za grosz, a jego ogłada towarzyska była śmiechu warta, działał jednak na ludzi w specyficzny sposób. Może obietnica przeżycia szalonego snu na jawie, którą w nim przeczuwali instynktem, sprawiała, że do niego lgnęli, ale ona widziała w nim jedynie monstrum z ogromnymi rogami w ciele pokrytym nieprzyjemną w dotyku sierścią. Zewnętrzna powłoka rzadko miała jakieś powiązanie z wnętrzem.
    Nie interesowały ją pobudki, które nim kierowały, gdy okradał ją z sekretów. Było dla niej jasne, że nie mógł mieć czystych intencji. Znała ludzi, znała nadprzyrodzonych, każdą duszę skrywał mrok. Skoro posunął się do czegoś takiego, automatycznie uznała go za wroga. Pewnie sam nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ją skrzywdził, mimo poznania również jej wrażliwej strony. Świat był okrutnym, ciemnym miejscem, które zabijało marzenia i pozbawiało ufności, na którą sobie pozwoliła raz jedyny, a która później została zrównana z ziemią. Przez niego. Jak miała zareagować? Chyba nie spodziewał się, że Danica z utęsknieniem rzuci mu się na szyję i wyzna wdzięczność oraz dozgonną miłość do końca swych dni?
    Było zbyt ciemno, by mogła dostrzec twarz drugiego mężczyzny wśród drzew. Wymiana odbyła się cicho, szybko i bezproblemowo, co oznaczało, że nie spotkali się tutaj po raz pierwszy. Po chwili każdy odszedł w swoją stronę. Danica stała bez ruchu, zastanawiając się nad różnymi opcjami. Mogła zacząć śledzić nieznajomego, żeby dowiedzieć się więcej, ale to mogło być skrajnie głupie i niebezpieczne. Czyli zupełnie w jej stylu, podejrzewała jednak, że nie dostarczy jej odpowiedzi na pytania. Ruszyła więc za Landonem w stronę miasteczka, a złość w niej narastała. Był jej winny parę odpowiedzi. Pieprzony playboy, który myśli, że wszystko mu wolno, bo jest taki cudowny. [wiem, że ci się to spodoba!<3]
    Ulepiła kulę ze śniegu. Rzuciła. Trafiła w głowę.
    Nie przemyślała tego, ale właśnie taka była. Impulsywna.

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  24. Obserwował mężczyznę znad książek i z pomiędzy regałów. Miał nadzieje, że robi to względnie niezauważony, choć jego umiejętności w tym zakresie były raczej znikome, szczególnie w tej postaci. Jako tygrys mógł wiele i niestety tylko niektóre umiejętności zachowywał w ludzkiej formie. Czasem miał ochotę zmienić się i nigdy więcej nie powracać jako człowiek. Dość często balansował na cienkiej granicy zatracenia swojego człowieczeństwa. Zbyt długie bycie zwierzęciem nie jest do końca bezpiecznie, ale Andera kusi oderwanie się od wszystkiego co znane i prowadzenie iście beztroskiego życia w porównaniu z tym co los zgotował mu dotychczas.
    Ander w końcu przemógł się i podszedł do właściciela biblioteki. Chwile w ciszy przyglądał się temu co robił. Nie bardzo wiedział jak ma zacząć tą rozmowę.
    -Zajmuje się Pan snami, prawda?- Spytał wyzbywając się niepewności i jakiejś podświadomej obawy.

    Ander
    [Sorki, że takie krótkie ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Dziękuję za wszystkie miłe słowa na wstępie:)
    Nad wątkiem myślałam i wpadłam na coś takiego, że Faria popełniła jakiś błąd przy jednym z rytuałów przez co jakaś zła dusza zawładnęła jej snami i przydałaby się jej pomoc w przepędzeniu tego ducha. Co ty na to?]

    Faria

    OdpowiedzUsuń
  26. [Zacząć mogę, żaden problem, ale raczej nie wcześniej niż jutro wieczorem]

    Faria

    OdpowiedzUsuń
  27. [Ale pomieszałam, ale pokręciłam. Żałosna odpowiedź...
    Brawo Algar, niby rozumiesz Langdona, a znowu robisz swoje xD]

    Algar słuchał mężczyzny z uwagą. Wszystko co mówił wydawało się jakimś chorym tłumaczeniem. Wyjaśnianiem czegoś zupełnie nie mieszczącego się w żadnym zakamarku umysłu. Nawet tym najczarniejszym i najbardziej szalonym.
    Krilla okazała się dobrą wspólniczką, chociaż Algar z całą pewnością nie pochwaliłby pomysłu sprowadzenia kogoś z zewnątrz. Gdyby jednak nie jej upartość złodziej umarłby nawet o tym nie wiedząc. Choć rzadko to robił, po prostu nie przywykł, będzie jej musiał podziękować. Za dużo wdzięczności jak na tak krótki okres czasu...
    Najdziwniejsze było to, że naprawdę spędził tu trzy dni. Moriarty wydawał się wiedzieć o czym mówi. Słowa płynęły gładko z jego ust, a postawa i spokojne zachowanie tylko to potwierdzały.
    Alagara najbardziej dziwił ten upływ czasu. Wydawało mu się, że walczył z Ranulphem zaledwie kilka minut i tylko raz! Okazuje się jednak, że od trzech dni prowadził niekończącą się i wyjątkowo nierówną walkę. Złodzieja zastanawiało, jakim cudem jeszcze żyje w rzeczywistym świecie. Jego ciało mogło nie być w najlepszej formie, co dopiero umysł. Gdyby coś poszło nie tak Algar z pewnością byłby podobny do bezmyślnego warzywa lub najgorszego szaleńca.
    Nie! To nie wchodziło w grę! Zdecydowanie, choćby z faktu, że jeszcze tyle pozostało mu do okradania... Musieli znaleźć jakiś sposób wyjścia z tego koszmaru. Algar nie chciał ponownie pakować się w łapy swoich okropnych mar, spotykać Ranulpha i powtórnie przeżywać ból, jakiego kiedyś doświadczył w rzeczywistości. Landon jako władca snów z pewnością znał sposób by wydostać ich stąd bez szwanku. Coś jednak podpowiadało zakapturzonemu mężczyźnie, że to nie będzie taka prosta sprawa.
    Przestępca kiwnął lekko głową na znak, że rozumie słowa Moriartiego.
    - Owszem, choć nadal jest to dla mnie nie do pomyślenia. Jakim cudem? - złodziej zadał to pytanie bardziej sobie, aniżeli oczekiwał odpowiedzi od eleganta. Powtarzać będzie cały czas podczas tej chorej "wyprawy": to się nie mieści w głowie. Nawet jeśli wziąć pod uwagę, jakim obfitym w dziwy miejscem jest Last Salvation i nic już nie powinno szokować.
    Algar obawiał się jeszcze jednej rzeczy. Tego, iż spokój jest tylko stanem przejściowym. Starał się uspokoić, powrócić do dawnego i zimnego siebie, jednak był tylko człowiekiem. Reagował na wydarzenia oraz emocje. Zwłaszcza tak nagłe i bolesne. Zaraz znowu może pójść coś nie tak. Nawet nie będzie o tym wiedział - podświadomość zrobi to za niego.
    Mężczyzna odwrócił się i rozejrzał się z błogością po pomieszczeniu, które było kiedyś jego domem. Na krótko, ale było. Idealnie odwzorowana iluzja pełna wspomnień...
    - Jak się stąd wydostaniemy? Czy jest w ogóle jakaś możliwość? - spytał złodziej nie odwracając się do władcy snów. Pewnie on mógł się wydostać stąd kiedy tylko chciał. Gorzej było z rabusiem.
    Nim Algar miał możliwość usłyszeć odpowiedź, drzwi pomieszczenia zaskrzypiały. Do środka wszedł mężczyzna w średnim wieku, trzymający w ręku torbę oraz kilka książek. Ciemnoniebieski kaptur rzucał cień na jego twarz. Oczy patrzyły dumnie oraz z pewną ojcowską troską, zwrócone z miejsca na stojącego pośrodku pokoju Algara.
    - Tu jesteś chłopcze. Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię. Przyniosłem nam coś dobrego. Wyglądasz jakbyś nie jadł od wielu dni - złodziej usłyszał tak znajomy i przyjazny głos, aż coś w jego sercu się poruszyło. Owszem w przeszłości był butnym dzieciakiem, nie dało się tego ukryć, ale Gelvaroy jakoś potrafił do niego przemówić. Zawsze. I to jemu Algar zaufał, choć niejednokrotnie odrzucał jego pomoc, gdy uciekł od mistrzów, by umiejętności wykorzystać w inny sposób. Mężczyzna jednak nie odpuszczał i zawsze znajdował się tam, gdzie rabuś. Dopóki nie umarł... Przestępca zdawał się o tym teraz jednak nie pamiętać, zupełnie jak w przypadku sytuacji z Ranulphem. Wspomnienie wbiło się w jego umysł, opanowując obrazami jego zdroworozsądkowe myślenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Gelvaroy? - wyszeptał osłupiały, patrząc jak skryba podchodzi do prostego drewnianego stołu niedaleko Algara. Wyciągnął dłoń chcąc upewnić się, że to nie jest duch, ale drżąca ręka zatrzymała się w połowie ruchu. Był tak realistyczny... Opiekun złodzieja odwrócił się do niego, ściągając kaptur i wyciągając jedzenie z sakwy. Zaśmiał się ciepło, tak jak to rabuś pamiętał.
      - Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. Nie bój się, usiądź. Zjedzmy razem i porozmawiajmy.
      Przestępca jakby zapomniał o istnieniu Langdona zapatrzony w przywidzenie, które sam właśnie stworzył. Znowu wpadł w świat fałszu i urojeń. Lekko otępiały wykonał polecenie Gelvaroya, jakby robił to od zawsze.
      - Nazywasz się Algar tak? To bardzo rzadkie imię mój drogi. Czuj się dumny, że je masz - mężczyzna podsunął złodziejowi kawał suchego chleba i ryby. Szabrownik jednak nie spuszczał z niego oczu, zupełnie jak sporo lat temu. Znowu przeżywał wspomnienia od nowa. Jakże łatwo potrafił w nie wpadać. Czy to był znak, jak dużo ich posiadał? Jak słabą wolę tak naprawdę posiadał? Jak silne one były? Czy może to, że nie miały dokąd uciec i trzymały się złodzieja jak tonący brzytwy? Zazwyczaj ludzie mają z kim dzielić się historią. Dla rozrywki, równowagi czy radości. Algar tego nie robił, rzadko kogo obdarzył zaufaniem. Po prostu z bezpieczeństwa.
      Przestępca spojrzał na chleb. Chwycił go niepewnie czując twardą skórkę i zapach spalenizny. Jak śnienie może być tak realistyczne?
      Odwrócił gwałtownie głowę słysząc śmiech opiekuna.
      - To nie jest sen chłopcze. Jedz spokojnie i napełnij brzuch - nagle ogorzała twarz rozpromieniła się, a mężczyzna chwycił po książkę - Przeczytać ci coś?
      Złodziej spojrzał na dłoń opiekuna. Była poparzona, jakby specjalnie wystawiona na działanie ognia. Nie wyglądała pięknie, pełna blizn oraz bąbli. Rana zdawała się świeża i nieleczona.
      - Twoja ręka... - Algar usłyszał własny głos jakby przez jakąś niewidzialną ścianę. Wydawało mu się, że go nie poznaje, jest mu obcy. To samo pytanie zadał w przeszłości, jednak zupełnie tego nie pamiętał. Trwał teraz w zawieszeniu, gdzie gubił się w labiryncie. Znów nie walczył, nie negował pewnych wykluczających się faktów, po prostu patrzył i czuł.
      - A to... - Gelvaroy machnął lewą dłonią od niechcenia, jakby blizny specjalnie mu nie przeszkadzały - Wypadek przy pracy Algarze, nic więcej. Zawodzie, który i ty może będziesz kiedyś wykonywał...
      Zaśmiał się jednak i wyciągnął dłoń, klepiąc rabusia po ramieniu.
      - No, ale... Porozmawiamy o tym później, wszystko ci wyjaśnię i odpowiem na pytania. Najważniejsze to doprowadzenie cię do porządku. Aż niemiło patrzeć, jak chodzisz taki zabiedzony. Coś ci przeczytam, chcesz?
      Algar spoglądał to na swoje ramię, to na Gelvaroya, który zaczął czytać na głos. Zawsze tak robił przy posiłku, jakkolwiek niekulturalne by się to wydawało. Jego głos doskonale odnajdywał się w każdym gatunku prozy, ożywiając słowa i z łatwością pobudzając wyobraźnie. Wcielał się w wiele ról tak dobrze, że złodziej przez te dawne kilka dni czekał na posiłek nie tylko po to by się najeść, ale też by oddać się magii Gelvaroya.
      Mężczyzna lekko oparł głowę na dłoni i przekrzywił ją wsłuchując się w słowa opiekuna.

      Algar

      Usuń
  28. [Proszę obiecane rozpoczęcie i przepraszam, ze dopiero teraz]

    Sama nie wiedziała jak to się stało. Przecież wszystko szło normalnie, wszelkie czynności przy rytuale Faria wykonywała wręcz mechanicznie. Czemu więc popełniła błąd?
    Narysowała na ziemi wszystkie potrzebne symbole, zapaliła kadzidła, a dusze zamieszkujące w laleczkach voodoo grały na przeróżnych bębenkach rytmiczną melodię ułatwiającą szamance wejście w trans i udanie się w zaświaty. Tego dnia wyjątkowo nie spędziła tam dużo czasu, była nowa w miasteczku i miała jeszcze trochę rzeczy do zrobienia, jak chociażby urządzenia do końca mieszkania.
    Może zbyt gwałtownie wyszła z transu? Albo spotkało ją tam coś czego już nie pamięta? Tego nie wiedziała. Wiedziała za to, że gdy otworzyła oczy zobaczyła, że swoją goła stopą przerwała krąg ochronny, który wyznaczyła na podłodze mąką kukurydzianą. A to oznaczało, że coś mogło się przedostać.
    Ona sama nie potrafiła zobaczyć ani wyczuć żadnego nowego bytu, jednak jej przyjaciele go dostrzegli. Jej przyjaciele, niewielkie, różnokolorowe laleczki z bóstwami przebywającymi wewnątrz nich, byli o wiele bardziej wyczuleni niż Faria. Kobieta po ich niespokojnym zachowaniu szybko zorientowała się, że coś przeszło przez krąg i najwidoczniej dobrze się ukrywało.
    Kapłanka próbowała różnych sposobów na znalezienie tego nieproszonego gościa, od zwykłej medytacji do dosyć agresywnego wywoływania, nic nie działało, możliwe, że przez ograniczenia które powodowało to miejsce. Faria w końcu poddała się stwierdzając, że uwolniony byt musiał po prostu uciec. Zrezygnowana położyła się spać...
    To była jedna z najgorszych nocy jej życia. Wszystko co widziała było jednocześnie nierealne i niezwykle rzeczywiste. I straszne. Śmierć, strach, ból... Ten sen sprawił jej wręcz fizyczne cierpienie. Po przebudzeniu była przerażona, ale przynajmniej zagadka została rozwiązana. Dusza, która się przedostała trafiła do jej umysłu, do obszaru odpowiadającego za sen. Wiedziała, że jest niedobrze, zwłaszcza, że sny nie były jej mocną stroną. Będzie musiała znaleźć kogoś do pomocy.

    Faria

    OdpowiedzUsuń