sobota, 1 lutego 2014

For the first time in forever



Chcielibyśmy być jak skała, jak stal albo jak dąb. A my ─ z gliny. W niej tu i ówdzie kawałek szlachetnego marmuru, nierdzewnej stali. Obiecujemy i zapominamy. Jesteśmy pewni i wątpimy. Angażujemy się i odstępujemy. Podziwiamy i gardzimy. Grzeszymy i żałujemy.
Chcielibyśmy, by bliźni nasi byli jak te posągi ze spiżu, z marmuru albo z betonu. A oni tacy ja my: z gliny. Tylko trochę w nich szlachetnego kruszcu. I przyrzekają, a potem nie dotrzymują. I są wierni, a potem odchodzą. I kochają, a potem zdradzają. I są cyniczni we dnie, a płaczą po nocach. Upadają, i znowu się podnoszą.
M. Maliński

GENEVIÈVE CHATIER
FENIKS ─ DZIEWIĄTE ODRODZENIE ─ 24 LATA
UZDROWICIELKA


Ma tylko dziwne przeczucie, że już kiedyś uczyła się pisać, czytać, jak obchodzić się z ludźmi. Może tylko snuć domysły, że to nie jest jej pierwsze życie, że nie po raz pierwszy zrujnuje tysiące pierwszych szans, że nie po raz pierwszy przeżyje wiele pierwszych razów. Po raz pierwszy sięgnie po „Boską komedię”, po raz pierwszy wybierze się do teatru i po raz pierwszy będzie czuć, jak powoli spala się od środka. Po raz pierwszy uświadomi sobie, że nie jest człowiekiem.
Za sobą ma zbyt wiele dziwnych przeczuć i zbyt wiele bolesnych porażek. Z pozoru i w teorii pierwszych, w praktyce — kolejnych i powielanych. Popełniła sporo błędów i nigdy nie potrafiła zapamiętać lekcji. Po każdym odrodzeniu wszystkiego uczyła się od nowa, świat był zagadką, wokół której snuła domysły, kierowała się przeczuciem i szybciej niż normalni ludzie, składała układankę w całość. Znacznie szybciej rozumiała, jak kruche jest życie, kim jest, co musi robić i gdzie podążać. Mimo świadomości własnego losu, pozwalała sobie na pierwsze uniesienia i upadki.
Nigdy nie była dzieckiem, za każdym razem uwięziona jest w ciele młodej, drobnej kobiety i za każdym razem musi ukrywać fakt, że nigdy się nie starzeje. W żadnym miejscu nie może być dłużej, nigdzie nie zagrzała miejsca, nie założyła rodziny, nie mogła obserwować, jak dojrzewają jej dzieci. Była jedynie świadkiem umierających miłości, gościem wielu cmentarzy, obserwatorem wojen, o których przypominała sobie w nocy.
Sen nie był jej przyjacielem, wizje przeszłości nawiedzały ją zawsze, kiedy zamykała oczy. Nękana obrazami, o których chciałaby zapomnieć, ma świadomość, że czeka ją kolejne trzysta lat życia, kolejne lata oczekiwania na zagładę, na kolejne konflikty, na kolejne pogrzeby. Doskonale zdaje sobie sprawę o tym, co już było, ale po każdym odrodzeniu wkracza w nieznane, nie może przewidzieć przyszłości, może jedynie kierować się przeczuciem, odliczając kolejne lata swojego życia.

POWIĄZANIA                         NAPISANE

12 komentarzy:

  1. [Ojoj, ojoj jaka fajna pani :D Karta jest taka trochę smutna, przynajmniej dla mnie. Witam oczywiście i zapraszam do jakiegoś wątku ze złodziejem.
    Może okazałoby się, że Algar znalazł (w skrócie: przywłaszczył sobie bo było samotne :D) przedmiot, który był jakąś pamiątką z poprzedniego wcielenia Genevieve? Niestety to nie jest nic konkretnego tylko taki mały pomysł nuuu...]

    Algar

    OdpowiedzUsuń
  2. [ ja sama mam słabość do Landonów, stąd znowu to imię :D jak Gen go nie zdenerwuje, to pozwoli jej spokojnie spać :> ]

    L. Moriarty

    OdpowiedzUsuń
  3. [A chciałabyś zacząć może? :D Bo ja nie wiem, gdzie dokładniej i w jakich okolicznościach Algar miałby odnaleźć owy tajemniczy wisiorek.]

    Algar

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ja, najlepiej wtedy jeśli oczywiście możesz i nie będzie to problemem :D]

    Algar

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć:) Bardzo ciekawy pomysł na postać z tym odradzającym się feniksem:) Oczywiście przychodzę po wątek. No więc, tak sobie pomyślałam, że skoro Genevieve swoje lata już ma i sporo przeżyła, to Kurt może to podświadomie wyczuć i się nią zainteresować, bo w tej kwestii jest do niej podobny. Taka nić porozumienia^^. Albo Gen mogła poznać się z Kurtem dawno temu, oboje zapomnieli o sobie, a teraz znowu się spotykają i mają dziwne wrażenie, że już się widzieli? Co powiesz?]

    Kurt Pity

    OdpowiedzUsuń
  6. [Zdjęcie jest urocze według mnie^^. Co do tego zdarzenia z przeszłości, to ja mam taką wizję, że Kurt chciał zabić Gen, z wielu różnych powodów, ale mu to nie wyszło i dał sobie spokój. A teraz zobaczą się na ulicy i odruchowa ją zaatakuje i będzie musiał się tłumaczyć^^.]

    Kurt Pity

    OdpowiedzUsuń
  7. [Okej, to zaczynam^^. Możesz już być wdzięczna:p]

    Maskował się - wyglądał jak normalny facet, szedł krokiem zwyczajnego człowieka. Jakiś taki zwyczajny koleś, nie ma na co popatrzeć. No może tylko jeden zgrzyt w wizerunek - środek zimy, śnieg pada jak opętany, powiewy lodowatego wiatru mrożą kości, a ten jak gdyby nigdy nic przebija się przez zaspy w trampkach, a w dłoni ściska granatowy parasol. Dobrze, że nie wpadł na pomysł, by go otwierać i śpiewać piosenkę o deszczu.
    Gdzie zmierzał Kurt? Do krainy spokoju, konkretnie, donikąd. Nie mógł spać, dręczył go jakiś niezidentyfikowany lęk, każąc miotać się z boku na bok, w beznadziejnej próbie zmrużenia oka. Na wąskiej kanapie ciężko jest się porządnie i nieskrępowanie wiercić, więc Kurt przeniósł się na zewnątrz. Niespecjalnie przeszkadzała mu niska temperatura i wcale nie było tak późno, dopiero dochodziła dziesiąta. W wielkim mieście noc dopiero się rozkręca o tej porze.
    Mężczyzna przeszedł na drugą stronę ulicy, kręcąc młynki parasolem. Nogi same niosły go w tamtym kierunku, jakby jakaś siła ciągnęła go akurat tam. Miasteczko zaraz miało się skończyć, wokół nie było prawie nikogo. Prawie - z naprzeciwka nadchodziła kobieta. Kurt przymrużył powieki, żałując, że nie ma ze sobą okularów. Z daleka słabo widział i twarz nieznajomej była zamazana. Ale coś w kobiecie go niepokoiło, wzmagając lęk. Nie potrafił po prostu odwrócić się i odejść, ignorując przeczucie. Stanął w miejscu, czekając, aż przeznaczenie go dopadnie. Przeszukał kieszenie, nie znalazł nic szczególnie nadającego się do walki, oprócz długopisu. Oczywiście nawet niewinny ołówek w rękach wyszkolonego mordercy to zabójcza broń, niestety albo stety, z Kurta żaden ninja. Jednak długopis nie był zwyczajny, dodawał mężczyźnie odwagi i sprawiał, że czuł się bardziej odpowiednio, jakby ten przedmiot był częścią jego duszy, kotwiczył go w rzeczywistości i urealniał.
    Wyciągnął długopis przed siebie, wskazując nim na kobietę. Parasol trzymał w pogotowiu.
    - Na kolana - wydał rozkaz, słowa automatycznie spłynęły z jego ust, bez większego udziału mózgu. Najwyraźniej często tego wymagał. Nie miał pojęcia dlaczego i niby od kogo. Zbliżył się o krok do kobiety.

    Kurt Pity

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hej :)
    To ja sobie grzecznie poczekam, bo pomysłów to ja coś ostatnio nie mam ;D ]

    Ander

    OdpowiedzUsuń
  9. Swego czasu był głupcem. Zawierzył kobiecie o magnetyzującym spojrzeniu i prowokująco układających się ustach, które najzwyklejszy wyraz potrafiły wypowiedzieć niesamowicie kusząco. Była Nadzieją, światełkiem w szarościach dnia codziennego. Świat był upadły, próbował podnieść się po zniszczeniu jakie wywołała wojna. Życie w takich czasach było ciężkie, zwłaszcza dla osób, które znacznie różniły się od przeciętnego człowieka. Ona okazała być się taka sama jak ciemnowłosy. Mówiła o miejscu, które zmieniłoby ich przyszłość. Mówiła o raju dla osób wyjątkowych. Dawała szansę na normalne życie, bez ukrywania się i izolowania od społeczeństwa. A on, jak to głupie cielę, oczarowany jej osobą i całą otoczką jaką wokół siebie tworzyła, zgodził się.
    Last Salvation okazało się zupełnie inne niż przypuszczał. Początkowo bardziej skłaniało się ku niewoli, niźli azylowi. Część jego mocy była zabierana, teoretycznie po to by utrzymać miasto, w rzeczywistości by go osłabić. Oczywiście nie był wyjątkiem, bo każdy mieszkaniec zostawał temu poddawany. Z czasem jednak pojawiało się coraz więcej osób, coraz więcej dziwaków z różnorakimi mocami. Powstawały kolejne domy, sklepiki, bary… Wszystko rozwijało się i przypominało prawdziwy dom, nie tylko makietę, która miała sprawiać dobre wrażenie, choć po drugiej stronie widniała szarość i pustka. Moriarty przyzwyczaił się do takiego życia, mimo że nie przestał czuć więzów, jakie go hamowały. Męczące było to, iż miał tylko określoną liczbę ludzi w swoim otoczeniu, a kontrolowanie snów na odległość nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy. Ponadto z azylem łączyło się trwanie w jednym miejscu. Ograniczała ich niewidzialna, a jednocześnie nieprzepuszczalna bariera. Mimo tych wyraźnych minusów, Landon zaakceptował takie życie. Otworzył księgarnię, miał własne mieszkanie, kilku znajomych… Do tego kontakty z kilkoma Ścigającymi, z którymi łączyły go pewne układy, umożliwiające utrzymywanie znajomości z osobami spoza Last Salvation. Radził sobie całkiem nieźle, z pozoru wiodąc zwyczajne życie. Ustawił się, można by rzec i choć tęsknił nieco za podróżami, nie mógł narzekać na nudę.
    Kiedy mrok ogarnął miasteczko, a latarnie były jedynym źródłem światła na ulicach, Moriarty zamknął księgarnię. Nie miał nic więcej do roboty, żadnych listów czy ksiąg rachunkowych do skontrolowania, toteż postanowił wrócić do domu. Jednak kiedy ruszył już w stronę mieszkania, coś go tknęło, dziwny impuls wywołujący chęć spaceru. Co prawda mężczyzna nie przepadał za zimą i starał się spędzać jak najmniej czasu na zewnątrz, lecz pogoda była iście magiczna. Księżyc świecił wysoko na niebie, tysiące gwiazd śniło bladym blaskiem. Mróz przyjemnie drażnił policzki, wiatr zaś dał za wygraną i powietrze było spokojne i ciche. Skręcił więc w zupełnie inną stronę, kierując się ku obrzeżom Last Salvation.
    Spacerował, zatopiony we własnych myślach. Szedł brzegiem lasu, wreszcie się w nim zatracając. Wziął kilka głębszych wdechów świeżego powietrza i nieznacznie uśmiechnął się pod nosem. Był gotów wracać do domu, kiedy zauważył na pobliskiej polance dziwny dół. Bezwiednie ruszył w tamtą stronę, a to co zobaczył niemalże zwaliło go z nóg. Naga, drobna kobieta leżała bezwładnie w śniegu. Była niezwykle blada, niemal tak samo biała jak otaczający ją puch, a wargi przybrały siny kolor. Moriarty nie zastanawiał się zbyt długo – zdjął płaszcz, owinął nim nieznajomą i wziął na ręce. Szybkim krokiem skierował się w stronę miasteczka, nie zwalniając ani na moment. Zdawał sobie sprawę z tego, iż liczy się każda sekunda.
    Kiedy znalazł się w mieszkaniu, ułożył kobietę na grubym kocu tuż przy kominku. Nakrył ją ciepłą kołdrą, jej dłonie chwytając w swoje i szybko rozcierając. Czuł jej puls i oddech, lecz były na tyle słabe, iż w każdej chwili mogły zaniknąć.

    L. Moriarty

    OdpowiedzUsuń
  10. Algar kroczył bocznymi ścieżkami, przysypanego późnym śniegiem, lasu. Grube konary zagradzały mu drogę. Wydawało się, że czarne, nagie drzewa nie chcą go wypuścić ze swojego uścisku. Pochylały się coraz niżej, a wiatr tańczył między ich uschniętymi, marnymi gałęziami. Wył on nieprzyjemnie, przypominając, że zima będzie jeszcze długo trzymać berło władzy.
    Złodziej przedzierał się przez wysokie zaspy. Wygodniej byłoby mu zejść na wydeptany gościniec, jednak nie przywykł by to robić. Zbyt bardzo się tam wystawiał, a nie wiadomo kogo licho przyniesie. Nie znosił nieprzewidzianych spotkań, zwłaszcza z jakimiś miejscowymi dryblasami. Faktem było, że siłą Algara nie są mięśnie, ale spryt i cienie, którymi zazwyczaj był otoczony. Gdyby napadła go banda osiłków owszem broniłby się, ale nie wiadomo jak skutecznie.
    W takim razie co robił w lesie? Tak różnym od jego zwyczajowego miejsca pracy?
    Algar wracał od pewnej zielarki, która współpracowała ze złodziejem. Był to oczywiście układ dla obu stron korzystny, ale mężczyzna zastanawiał się czy czasem nie bardziej dla niego. Kobieta niewiele wymagała za swoją, tak potrzebną, pomoc. Wiedźma przygotowywała truciznę, którą Algar nasączał później strzały. Silny jad paraliżował układ nerwowy sprawiając, że przeciwnik potrafił paść na ziemię w trzy sekundy. Całe szczęście leżeć tam mógł bardzo długo, nie wydając z siebie ani jednego dźwięku. Specyfik ten był bardzo pomocny w niektórych zleceniach złodzieja, choć nie wykorzystywał go nagminnie. Stawiał na swoje umiejętności skradania i przenikania, ale zawsze warto mieć asa w rękawie.
    Dzień dopiero się budził, a słońce nieśmiało skrzyło się na soplach i płatkach śniegu. Algar został u zielarki na noc. Kobieta nalegała, gdyż poprzedniego dnia była pełnia. Noc wilkołaków. Złodziej w młodości śmiał się z różnych ludowych przesądów, jednak życie nauczyło go, że w niektóre należy wierzyć. Algar mimowolnie sięgnął do prawego oka, które zadrgało i soczewki w środku mechanizmu poruszyły się niespokojnie. Tak, w niektóre trzeba...
    Do tego Last Salvation było mieściną pełną różnych gatunków dziwnych istot. Nie wątpił, że gdzieś tam w tłumie ktoś ukrywa swoją wilczą naturę, a w pechową noc, taką jak poprzednia, uwalnia ją z kajdan. Drewniany domek zielarki aż trząsł się od podmuchów wiatru, a także dzikiego skowytu. Zapewniała, że nic im się tutaj nie stanie, wilki nie zachodziły w pobliże jej "przeklętego domu". Mimo wszystko złodziej nie spał spokojnie, cały czas mając łuk pod ręką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Algar pokonywał właśnie ostatnie metry, by ponownie ujrzeć znajome budynki Last Salvation witające go w oddali. Niespodziewanie odwrócił głowę, bo coś przykuło jego uwagę. Dalej, na uschniętej, jednak mocnej gałęzi, złodziej zauważył szal. Zwykły, kobiecy, jednak rozerwany, jakby w pośpiechu ktoś uciekał. Czyżby ofiara wilkołaka?
      Mężczyzna wypuścił obłoczek pary spomiędzy spierzchniętych ust i przybliżył się, by przyjrzeć się szalowi. Ciekawość wzięła w górę. Wiatr bawił się naderwanymi niteczkami, owijając je wokół gałęzi. Złodziej nie znalazł na materiale żadnej krwi. Także nie było jej dookoła, choć ślady były wyraźne. Nie znał się zbytnio na łowiectwie, ale na swój rozum stwierdził, że są tutaj tylko znaki bytności człowieka, nie wilka. Widać kobiecie udało się uciec. Algar miał już odejść, gdy w śniegu coś rozbłysło. Pochylił się i zmarzniętymi dłońmi odgrzebał leciutką warstewkę puchu. Uśmiechnął się do siebie. No proszę, nawet jak nie szukasz, skarby do ciebie przychodzą.
      Złodziej podniósł się, trzymając w dłoni medalion na długim łańcuszku. Lśnił on złotem, wyglądało na to, że prawdziwym. Nie była to marna błyskotka, jaką spotkać można często na targach. Mężczyzna przyjrzał się bliżej misternemu grawerowi. Ciekawe ile dostałby za to od paserów? Nie za dużo z pewnością, ale żadne pieniądze nie śmierdzą. Zwłaszcza jeśli niewiele się człowiek natrudził, by zdobyć taki przedmiot.
      Algar przesunął palcami po medalionie, wyczuwając zasuwkę. Otworzył wisior. W środku znajdowały się dwa zdjęcia: kobiety i mężczyzny. Wygląda na to, że złodziej właśnie dowiedział się, jak wygląda właścicielka przedmiotu. Pechem, że zgubiła drogocenną pamiątkę po mężu czy bracie, jednak Algar nie należał do ludzi, którzy będą szukać damy, by oddać jej błyskotkę. Jeśli los będzie chciał to trafi do niej ponownie. Teraz skarb należał do złodzieja i on zamierzał dobrze go spieniężyć, nie babrając się w litości czy innych uczuciach.
      Schowawszy wisiorek do kieszeni Algar zgrabnie wkradł się do budzącego się miasta.

      Algar

      Usuń
  11. [Faria nie aż taka straszna jak się maluje :D
    Dziękuję za powitanie, jeśli najdzie ochota i/lub pomysł na wątek to chętnie się tego podejmiemy:) ]

    Faria

    OdpowiedzUsuń