sobota, 7 grudnia 2013

I'm waking up to ash and dust

MAISIE WATSON
20; telekineza

Ma dwadzieścia lat i nie wie, co to rodzina. Ma ojca, którego nie zna i nie ma matki, którą chciałaby znać. Ma dwupokojowe mieszkanie i nie ma pracy. Ma ogromną wiedzę i nie ma żadnego wykształcenia. Ma do przekazania znacznie więcej i nie ma możliwości, aby to zrobić. Ma sporo myśli i słów, ale nie ma powodów, aby ich wyrażać. 
Ma dwadzieścia lat i żadnych przyjaciół. Ma materac, stół i dwa krzesła. Będzie miała kanapę, szafę, lampę i regał. Ma psa bez imienia i nieszczelne okna. Ma kilka książek i ciepłą kurtkę. Ma własne ścieżki i nie ma prywatności.  Nie ma wspomnień z dzieciństwa, ale wie, że zabiła matkę. Wie, że nie panuje nad sytuacją, wie, że farmaceutyki są konieczne. Wie, że jest tłumiona. Wie, że jest przeszkodą i za wszelką cenę stara się chronić człowieka, który jest ojcem. Był ojcem, jest naukowcem. 
Ma dwadzieścia lat i żadnych dokumentów potwierdzających jej tożsamość. Ma metrykę, o której istnieniu nie wie. Ma uczulenie na kurz. Ma dar i jednocześnie została przeklęta. Ma problemy i potrzebuje drugiego człowieka. Ma zbyt dobre serce i lubi się chować. Jest wiecznie głodna i boi się prosić o pomoc. 
Ma dwadzieścia lat i imię, o którym nikt nie słyszał. Ma ładny uśmiech, którego nikt nie widział. Ma dwadzieścia lat i od dwunastu jest właśnie tutaj. Była córką, jest obiektem badawczym. Miała maskotki, nie ma nawet jednego zdjęcia. Ma marzenia, o których nie może myśleć. Ma pragnienia, do których realizacji potrzebuje pomocy. 
Ma dwadzieścia lat i chce mówić. Chce krzyczeć. Chce mieć kontrolę, której potrzebuje. Chce, żeby wszystko się skończyło. Ma dwadzieścia lat i chce uciec. Chce spróbować. 


Ellen Page, Imagine Dragons - Radioactive

63 komentarze:

  1. [Cześć, dzięki. Z tym wyjustowaniem to jest wtopa, bo justowałam przed publikacją, ale blogger nie przyjął tego do wiadomości.
    Nie mam pomysłu.]

    Ragnar

    OdpowiedzUsuń
  2. [Nie zrobi mu to raczej większej różnicy.]

    Ragnar

    OdpowiedzUsuń
  3. [ A czytałam to jeszcze trzy razy zanim opublikowałam. Już poprawione i powinno być teraz dobrze :) A co do pomysłu na wątek, to Dante dość często poddaje się instynktowi, choć potem żałuje tego bardzo długo, bo w gruncie rzezy nie chce być tym złym.]

    Dante

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Dobre :) Podoba mi się :)]

    Dante

    OdpowiedzUsuń
  5. [Pewnie, tylko się wykąpie:) Powiedz mi jeszcze jaką długość wątku preferujesz, bo niekiedy lubię sobie popłynąć w swoich wywodach :) ]

    Dante

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Okey to zaczynam :) Gdyby coś było nie tak to krzycz :)]

    W Last Salvation Dante mieszkał dopiero od trzech miesięcy. Dla niego były to długie miesiące wiecznej męczarni i użerania się wciąż naprzykrzającymi się mu mieszkańcami, którzy usilnie chcieli poznać ponurego i zamkniętego w sobie mężczyznę mieszkającego na obrzeżach miasteczka.
    Alley był wampirem już od dwudziestu lat, jednak nadal nie potrafił przyzwyczaić się życia, którego sam sobie nie wybrał. Bardzo często nie potrafił zapanować nad instynktami, które brały nad nim górę, w efekcie czego cierpiały na tym osoby trzecie. Dante nie chciał należeć do tych złych wampirów, które nie przejmują się losem człowieka, z którego mają zamiar wyssać krew. Nasz wampir za to, choć głód nie pozwalał mu do końca logicznie myśleć, wyobrażał sobie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość swojej ofiary, którą bezpowrotnie odbierał. Robił to, co jemu zrobił jedne z pobratymców dwadzieścia lat temu. Zabrał mu rodzinę. Ukochaną kobietę. Odebrał mu wszystko to, co nadawało jego życiu sens.
    Alley'owi pozostały już teraz tylko mgliste wspomnienia. Obrazki przechowywane w zakamarkach jego pojemnego umysłu na długie wieczory, podczas których wspominał swe dawne życie.
    Choć obrazy dawnego życia powoli blakły, Dante dobrze pamiętał twarz swojej matki. Być może spowodowane to było tym, że jedyne zdjęcie, które miał w domu przedstawiało właśnie ją. Nadal pamiętał jej ciepły uśmiech. Zapach szarlotki, którą piekła w każdą niedzielę specjalnie dla niego. Jej drobne ciałko rozpościerające się przed nim w obronnym geście, za każdym razem, kiedy jego ojciec znów chciał go uderzyć.
    Wspominał Annikę. Swoją niebieskooką piękną narzeczoną, z którą planował założenie rodziny. Doskonale przypominał sobie wyraz jej twarzy, kiedy tuż po przemianie powiedział jej, że musi odejść z Kopenhagi na zawsze. Pamiętał jej rozpacz. I nieme Dlaczego? doskonale widoczne w bezkresnych głębinach jej oczu.
    Kolejny długi dzień dobiegał już końca. Dante dopiero co wrócił z pracy, a pedantyczne ściany, zazwyczaj bezpiecznego schronienia jakim było wnętrze jego domu, doprowadzały go do szału. Po opróżnieniu kilku butelek syntetycznej krwi Alley wiedział już, że nie wytrzyma ani minuty dłużej w swoich czterech ścianach, za towarzysza mając tykający zegar oraz niezliczone butelki z krwią w lodówce.
    Mężczyzna narzucił na siebie swoją czarną skórzaną kurtkę, wyszedł z domu i skierował swoje kroki w stronę pobliskiego lasu. Postanowił, że zapoluje. Nawet jeśli miałby się pożywić krwią jakiegoś śmierdzącego jeleniowatego.
    Dla postronnego obserwatora, las wydawał się być cichy i milczący. Jednak dla Dantego, obdarzonego wyczulonym zmysłem węchu, słuchu oraz zapachu, był on miejscem tętniącym życiem. Miejscem, które nęciło go ukrytym, gdzieś w ściółce lub konarach drzew, pożywieniem.
    Alley zamknął oczy i wciągnął głęboko powietrze. Gdzieś na lewo od niego leniwym krokiem szedł jeleń. Mężczyzna czuł wyraźnie jego zapach i już miał ruszyć w tamtym kierunku, kiedy niespodziewanie wiatr zmienił swój kierunek i do nozdrzy Dantego doleciała woń o wiele silniejsza niż ta poprzednia. Był to zapach niezwykle upajając i odbierający rozum oraz trzeźwe myślenie. Zapach ten mógł należeć tylko do człowieka.
    Zawahał się przez chwilę. Czy był gotów poświęcić życie niewinnej osoby, tylko po to żeby się nasycić?
    A co mi tam...- pomyślał po czym popędził w stronę, coraz silniej biorącego nad nim górę, zapachu.
    Po chwili wyhamował, aby nie spłoszyć nieznajomego po czym cichutko podkradł się do klęczącej na ściółce dziewczyny. Zapach, który wydobywał się z drobnej ranki na jej dłoni był tak oszałamiający i tak kuszący, że Dante nie myślał już zupełnie o niczym. Czuł, jak jego kły powoli się wysuwają, a do ust nabiega palący w język jad.
    Zwinnym ruchem, Alley chwycił rękę dziewczyny i delikatnie zatopił w niej swoje kły, po czym niespodziewanie oprzytomniał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Przepraszam.- Zdążył tylko niedosłyszalnie wyszeptać, po czym odskoczył od nieznajomej jak oparzony pod oddalone o jakiś metr drzewo.


      [Sorki za to wyżej, troszkę mnie poniosło. W ogóle pomyślałam sobie, że jak on ją delikatnie ugryzł to z poczucia winy będzie chciał ją opatrzyć, więc zabierze ją do swojego domku i coś tam dalej się pociągnie.]

      Dante

      Usuń
  7. [Ekhem? Jak mam to rozumieć? ; D
    Jasne, że chcę! Czy dobrze zrozumiałem, że Maisie chce uciec z Last Salvation? Czy to powinno mieć raczej metaforyczny wydźwięk, tj. uciec od swojego daru/przekleństwa?]

    ~ Yoël H.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Bo tak tylko sobie piszę, żeby wszyscy zaprzeczali i utwierdzali mnie w przekonaniu, że jestem genialny. Ale nie, tak poważnie to naprawdę nie cierpię pisać kart i nie wychodzą mi one tak, jakbym chciał. (Ale i tak jestem super. ; D)
    Ale istnieje możliwość, żeby podjęła próbę ucieczki? Nie bardzo wiem, jak wyglądają granice Last Salvation, oprócz tego że wzmocnione są nadnaturalną siłą, ale dobrze by było, gdyby przedzierała się psim zaprzęgiem przez las, aż nagle by zwierzęta zastrajkowały, bo na drodze pojawiłby się Yoël, który wzbudziłby w nich niepokój. I tak zostałaby stworzona okazja do skonfrontowania naszych postaci. Co dalej... jakoś by się to rozkręciło, jak sądzę. ; >]

    ~ Yoël H.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ta, jasne, jasne, ale za to, że jestem boski, przepraszał nie będę. ; D
    No wiesz, ja tu chciałem z hollywoodzkim rozmachem (no, prawie), a Ty cięcie kosztów robisz. W pierwszym momencie myślałem, że ta jedna suka pociągnie ten zaprzęg, ale nie... Szkoda, to by było śmieszne.
    A teraz już poważnie(j). Myślę, że Yoël mógłby kojarzyć ją z widzenia i podświadomie wyczuwać, że ta dziewczyna coś skrywa, więc od czasu do czasu spoglądałby na nią podejrzliwie. Czy Maisie zarejestrowała, czy ktoś taki jak Yoël istnieje i jeśli tak, to jaki ma do niego stosunek - to już zależy od Ciebie.]

    ~ Yoël H.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Nie lubię kropek, kropki są głupie...
    Bez przesady, takie podstawowe reguły znam i wiem mniej więcej, co w tytułach postawić można, a czego nie! ; D Ale chętnie zaadoptuję ciastko, ciastka są smaczne, jeśli tylko nie są czekoladowe.
    Nie ma sprawy, poczekam, tym bardziej, że prawdopodobnie i tak bym teraz nie odpisał.]

    ~ Yoël H.

    OdpowiedzUsuń
  11. [ no witam C: oczywiście, że chcemy! jakiś pomysł? ]

    Asmodeusz

    OdpowiedzUsuń
  12. [Jasne. A co do tego cytatu to nie wiem jak to ubrać w słowa. No, piórko razem z wiatrem leci raz w jedną, raz w drugą stronę, tak jak charakter kobiety. Raz bliżejvmu do delikatności, raz do złości. Myślę, że mężczyzni nie są aż tak emocjonalni. Zmienność faceta można raczej porównać do ruchów leniwca. XD]

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że Asmodeusz mógłby od dłuższego czasu obserwować Maisie. W końcu wybrałby ją jako swoją ofiarę, podsycając jej gniew i z rozbawieniem obserwując jak dziewczyna rozwala miasto swoją mocą :D ]

    Asmodeusz

    OdpowiedzUsuń
  14. Zbiorowiska istot żyjących go przyciągały i było tak od niemalże zawsze, a przynajmniej tak właśnie mu się wydawało. Dlatego nogi niemalże same zaprowadziły go w stronę zgromadzenia, które powstało niedaleko centralnej części tego niewielkiego miasteczka.
    Przyglądając się wszystkiemu, starał się zrozumieć skąd wynika całe zamieszanie, więc przedarł się, żeby zobaczyć kto znajduje się w centrum tego nieregularnego kręgu, utworzonego przez ludzi.
    Zmarszczył nieprzyjaźnie brwi, widząc tam dziewczynę, którą może i kojarzył, ale nie był tego do końca pewien, ponieważ jego pamięć szwankowała od lat.
    Nie musiał długo czekać na rozwój wydarzeń. Nagle wszystko postanowiło się przeciwstawić sile grawitacji, a w powietrzu zaczęły unosić się najróżniejsze przedmioty, które znajdowały się w zasięgu kilku metrów od dziewczyny, która po prostu stała w centrum tego wszystkiego.
    Nie miał zapędów bohaterskich, ponieważ był tylko dybukiem, duszą niechcianą w jakichkolwiek zaświatach. Oberwać jednak zbyt dotkliwie również nie chciał, więc w efekcie przyszło mu przedrzeć się do dziewczyny w jakikolwiek z możliwych sposobów. Nie było to zadanie łatwe, bo ludzie woleli się oddalić, a wirujących w powietrzu przedmiotów przybywało. Zaczął żałować, że jest w tym miasteczku tak ograniczony, bo wszystko poszłoby o wiele szybciej, gdyby nie to. Pomimo usilnych starań nie potrafił nawet wydrzeć swojej duszy z zajmowanego obecnie ciała. Musiał więc skorzystać z opcji drugiej. Zaczął więc najzwyczajniej w świecie iść w stronę istoty, która była powodem całego rozgardiaszu. Starał się unikać przedmiotów, ale buntowniczy gospodarz, który nagle się ożywił, starał mu się to za wszelką cenę uniemożliwić. W końcu utrata przytomności byłaby jego szansą na przedostanie się.
    Dotarł do młodej kobiety nie bez uszczerbków na zdrowiu, ale był w stanie jeszcze zadać jeden, precyzyjny cios w kark. Dziewczyna upadła na śnieg, a w raz z nią na ziemi spoczęły wszystkie uniesione przedmioty.
    Zaniósł ją do swojego mieszkania, które zajmował odkąd tu przybył. Położył ją na łóżku, ściągnął jej buty oraz rozpiął zimową kurtkę i na tym skończyła się jego troska. Najważniejsza była teraz jego paląca potrzeba, musiał bowiem zaszyć się gdzieś w kącie, żeby doprowadzić do porządku obolałe od powstałych urazów ciało. Całe szczęście, że było ich niewiele i nie musiał się z czymś podobnym zgłaszać po pomoc. Byłoby to nie tyle upokarzające, bo honoru po prostu nie posiadał, o ile wydawało się być nieskończenie kłopotliwe.
    Były właściciel ciała mówił do niego. Wygłaszał pochwały dotyczące altruizmu i samopoświęcenia. Było w tym tyle kpiny, że Ragnar w końcu zaczął warczeć w iście demoniczny sposób. Nie obchodził go fakt, że leżąca na łóżku, ogłuszona dziewczyna mogła się w każdej chwili ocknąć i być świadkiem tego dziwnego zachowania. Rzucał niezrozumiałymi wyzwiskami, próbując stłamsić tamtego chłopaka, który jakimś cudem wciąż był w stanie przemawiać, czasami, na ułamek sekundy odzyskiwał nawet władzę nad ciałem, które niegdyś należało do niego.

    Ragnar

    OdpowiedzUsuń
  15. [Gdyż były problemy, ale już raczej zażegnane :) Chęć jest zawsze, trochę gorzej z pomysłami. Postaram się jeszcze dziś, najdalej jutro coś wymyślić i zacząć :) Chyba, że na coś wpadniesz, to daj znać to też zacznę :)]

    Sigrun

    OdpowiedzUsuń
  16. [Obyło się nawet bez odwiedzin w domu i kopniaków!
    Nie denerwuj mi, zapomniałam, jak się robi metryczki, ale wujek Google zawsze pomocny! Strasznie podoba mi się twój gif. Incepcja<3
    Chciałam to przyszłam, ale nie łączy się to z żadnym szalonym i dobrym pomysłem na wątek, tudzież powiązanie. Pewnego pięknego dnia jednak się ogarniemy i coś wymyślimy. Znaczy wpadło mi takie coś do głowy, ale to tylko marne coś. Maise pewnie nie chce już brać żadnych farmaceutyków, ale boi się, że zupełnie straci kontrolę nad sytuacją. Może w pobliżu będzie się kręciła Danica, żeby w razie potrzeby uspokoić wszystkie emocje Maise?]

    Danica

    OdpowiedzUsuń
  17. [O to chodziło! Bejbe, zachwycam się twoją kartą i cho na wątek. Znaj łaskę pana, zacznę, ale daj mi pomysł, masz przecież dzisiaj ich dużo. :3]

    Delia R.

    OdpowiedzUsuń
  18. [bardzo dobry pomysł xD w zasadzie on ejst w Radzie głównie po to, żeby mącić, co nie znaczy że nie można go lubić Xd więc może mieć oko na panią i może jej zlecać wieczne układanie płyt u siebie XD I Belial jest okej xD]

    OdpowiedzUsuń
  19. Zaledwie kilka miesięcy, nawet nie pół roku — tylko tyle minęło, odkąd wkroczył w granice Last Salvation. Względnie niewiele czasu, ale wystarczająco dużo, by zaczął tego żałować. Chciał azylu, miejsca gdzie mógłby dojść do ładu z własnym umysłem, nad którym od zniszczenia Loraya nie mógł zapanować. Dostał coś zupełnie innego. Znalazł się w najgorszym piekle, jakie mógł sobie wyobrazić. Tutaj nie tylko umysł odmawiał mu posłuszeństwa, ale również ciało. Czuł rzeczy, z którymi nigdy wcześniej nie miał do czynienia. I gdzie z emocjami mógł się pogodzić, tak z ograniczeniami fizycznymi nie potrafił. Wiedział o oddawaniu części mocy miastu, ale gdzieś daleko w głębi jego obudzonego umysłu tkwiła obawa, że to nie miasto, a naturalna kolej rzeczy, że idzie w ślad za swoim stwórcą i stopniowo przestaje istnieć.
    Jego zachowanie w pierwszych dniach pobytu w Last Salvation sprawiły, że ludzie przypięli mu łatkę awanturnika. Mieszkańcy szybko zaczęli omijać go szerokim łukiem, a on nie do końca szybko zaczął dostrzegać, że rzucanie się z pięściami na wszystkich mijanych mężczyzn nic mu nie da. Wygrywał i nic. Walczył bez sensu. Po raz pierwszy nie miał po co walczyć. A później przegrał — pierwszy raz w całym okresie swojego istnienia. Nie rozumiał, co się dzieje. Przez tydzień siedział samotnie w kupionym domu i uczył się, że nie wszystko, co pozornie nadaje się do jedzenia, jest dobre. Po tygodniu odkrył alkohol i przeniósł się z domu do baru. Minęło kilka miesięcy, a on dalej nie nauczył się swojego ciała i swojego umysłu. Nie był w stanie się przyzwyczaić do tego, że ma słabości.
    Odkrył, że zimno osłabia w jakiś sposób jego organizm. Kichał, bolało go gardło i niemal całkowicie stracił głos, w dodatku robiło mu się na przemian zimno i gorąco. Okazało się, że całodzienne wędrówki po ośnieżonych lasach to nie do końca dobry pomysł. Spędził niemal tydzień na badaniu terenu wokół miasta. Szukał drogi ucieczki, ale im dalej od zabudowań się zapuszczał, tym trudniejszy do przejścia stawał się szlak. Drogi się urywały w dziwnych miejscach, góry pojawiały się znikąd, czasami śniegu było tak dużo, że sięgał mu do pasa, uniemożliwiając normalne poruszanie.

    Naciągała cięciwę, dopóki pióro przy lotce nie musnęło jej ust.
    — To może być kobieta, która sprzedała Ci dzisiaj rano chleb. — Burn nie miał zamiaru się odzywać, ale i tak stał zbyt blisko, by pozostać niezauważonym.
    Nawet nie drgnęła, nie odwróciła głowy. Musiała od początku zdawać sobie sprawę z jego obecności, bo spokojnie poprawiła palce trzymające cięciwę, nie spuszczając wzroku ze zwierzyny.
    — Nie kupuję chleba — odpowiedziała spokojnie i wypuściła strzałę, roztrzaskując grotem głowę białego zająca. Odwróciła się w jego stronę, wyjmując z kołczanu na plecach kolejną strzałę. Umieściła osadkę na cięciwie i uśmiechnęła się, powoli unosząc łuk i celując w jego pierś. — A Ty co sprzedajesz?

    Puścił ją tego dnia przodem. Miał dostarczyć króliki i lisy, a później do niej dołączyć. W lesie pojawił się z opóźnieniem. Facet skupujący zwierzęta na futra cały czas próbował ich oszukać, a mała zabraniała Burnowi wytłumaczyć mu dosadnie, jak kiedyś kończyli oszuści i złodzieje. Bo stracą klienta. Głupi powód, ale starał się być grzeczny. Nie było jej w umówionym miejscu, nie było jej nigdzie w jego okolicach. Im dalej zapuszczał się w las, tym bardziej był na nią wkurzony. Nie martwił się, nie niepokoił — wkurzał.
    Gdy usłyszał gdzieś w pobliżu szczekanie psa, stanął w miejscu. Spojrzał za siebie akurat w momencie, gdy niewielkich rozmiarów husky skoczył na niego. Powalony bardziej przez zaskoczenie, niż przez psa, wylądował twarzą w śniegu. Był zaskoczony, gdy poczuł ciepły szorstki język na uchu. Podniósł, zrzucając zaskakująco ciężkiego psa ze swoich pleców. Miał obrożę, ale nie miał smyczy. Próbował go przegonić, ale husky tylko skakał wokół niego, obwąchując mu spodnie. Nie był zdziwiony, kiedy zwierzak za nim ruszył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostrzegł ją już z daleka. Klęczała na środku zamarzniętego jeziora, wpatrując się w dziurę w lodzie. Pies wystrzelił w przód jak strzała i Burn nie zdążył złapać go za obrożę. Zniknął w wodzie, ochlapując małą.
      — Odsuń się od tej dziury, Snø! — wrzasnął do niej, zdejmując z siebie grubą kurtkę.
      — Szybciej, Ild, tam wpadła dziewczyna! — odkrzyknęła mu, pochylając się niebezpiecznie nad dziurą.
      Wyswobodził się z butów i rzucił się biegiem w stronę dziewczynki. Gdy zanurzył się w wodzie, przeżył szok. Woda wbiła mu się tysiącem igieł w skórę. Nie był w stanie otworzyć oczu. Słyszał przytłumione, niezrozumiałe krzyki małej, która chyba próbowała go nakierować. Coś szarpnęło go za rękaw, wyczuł dłonią mokre futro. Szarpnął ręką, wypychając psa w stronę wyrwy w lodzie, a później zaczął szukać, odliczając sekundy, które dzieliły go do utraty przytomności.

      Nie budziła się. Snø odmawiała pomocy, a on sam nie był w stanie zrobić nic, poza położeniem jej we własnym łóżku. Nikt go tego nie nauczył, nie wiedział, co się w takich momentach robi. Mała bawiła się z pełną energii suką uratowanej dziewczyny, a on wyklinał ją w myślach od najgorszych. Siedział przy stole, pijąc herbatę i wpatrując się w nieprzytomną.
      — Kurwa mać, Snø! Jak ona umrze, to będzie Twoja wina! — Trzasnął pustym kubkiem w stół blatu.
      Nie odpowiedziała mu. Nawet na niego nie spojrzała. Całą jej uwagę pochłaniał pies, z którym teraz siłowała się, psując jeden ze swetrów Burna.

      Burn

      Usuń
  20. [zaczne, zaczne! ale niestety dopiero późny wieczorkiem dzisiaj, jeśłi to nie problem :)]

    B.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Jeśli o mnie chodzi to dobry wiking nie jest zły, nawet jeśli tylko z wyglądu :D i oczywiście witam serdecznie :)]

    OdpowiedzUsuń
  22. [A to musi być etykietka? Dwa razy chyba czytałam regulamin i nie doczytałam, że musi. Zaraz poprawię.]

    Jolene Odelle

    OdpowiedzUsuń
  23. [Tak, przeczytałam jeszcze raz z uwagą skoncentrowaną na etykietce i faktycznie jest tam taka informacja. Tak to jest jak cżłowiek pochłania wzrokiem wszystko to potem mu niektóre informacje uciekają.

    Jeśli zaczniesz jakiś wątek to ja jestem absolutnie za. Na razie jednak zaczynam u "piesa" i chyba u Sorena, so... nie wiem na ile pomysłów mnie stać o tak późnej porze.]

    Jolene Odelle

    OdpowiedzUsuń
  24. [Mam nadzieję, ze coś wymyślę, ale nic nie obiecuję.]

    Jolene Odelle

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Jestem, ponieważ ktoś mnie zaprosił. Swoją drogą masz u mnie plusa za nagłówek. Imagine Dragons - Radioactive :D Czy pasuje Ci, by poznali się na występie w "Bruderschafcie"? ]

    OdpowiedzUsuń
  26. [U mnie też z pomysłami kiepsko :/ mam jedynie jeden taki, prosty i nie wiadomo czy cokolwiek z niego wyjdzie. Jeśli Maisie ma mieszkanko albo dom z śmietnikiem, Thi mógłby przyjść tam i wszystko to porozwalać w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Ona mogłaby go zauważyć i.. no właśnie, to już zależy od Twojej postaci.Co Ty na to?
    Póki co, nie mam pomysłu na nic innego :c]
    Thibault

    OdpowiedzUsuń
  27. Snø była nietypowa. Odkąd zaczął żyć z nią pod jednym dachem w swoistej symbiozie, jego życie przewróciło się do góry nogami. Mała była dzika. Nie przypominała żadnego stworzenia płci żeńskiej, jakie kiedykolwiek widział. Nie przejmowała się mrozem, uwielbiała śnieg, mogłaby żyć w ciągłym brudzie. Spała na podłodze, znikała na całe noce i przynosiła do domu martwe zwierzęta, które składowała w swoim pokoju. Wymykała się, gdy spał i zgarniała śnieg na drzwi, zmuszając Burna co rano do skomplikowanych akrobacji, gdy chciał wyjść z domu, i tłumacząc się, że tłumi zapachy, żeby nie przyciągać niedźwiedzi. To było dziwne uczucie, ale potrafił czuć wtedy złości.
    Gdy teraz wpatrywał się, jak szarpie trzymany w zębach strzęp, który został z jego swetra, nie dostrzegał różnicy pomiędzy nią a psem. Słyszał nawet jej warczenie i zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby im przenieść się do lasu. Snø wariowała w zamkniętej przestrzeni, a on coraz częściej zaczynał podzielać jej odczucia. Dużo bardziej ciągnęło go do lasów, niż jeszcze przed kilkoma dniami. Wzrastała również jego determinacja, żeby wydostać się z Last Salvation. Snø poruszała czasami temat nietypowej osady, wyczuwał, że coś jest nie tak, kiedy w powietrze rzucała swoje myśli. Gdy podejmował temat, milczała i zajmowała się czymś innym. Wszystko przyjmowała takim, jakim było, stwierdzała rzeczy oczywiste, ale była w tym swego rodzaju mądrość, której on się dopiero uczył. Potrafiła go uderzyć w twarz i powiedzieć, że zachowuje się jak baba w ciąży, a na jego uwagę, że to wszystko jest dla niego nowe, wzruszała ramionami i twierdziła, że za miecz też kiedyś złapał po raz pierwszy. Była nieokrzesana, ale potrafiła sprawić, że czuł się jakby to on dopiero zszedł z drzewa.
    Gdy dziewczyna poruszyła się na łóżku, Snø wypuściła z zębów sweter i odwróciła głowę w ich stronę, odganiając od siebie żadną zabawy sukę. Zwierzę wyczuło napięcie, które zapanowało w pokoju i uspokoiło się na moment, by zaraz zaszczekać głośno i rzucić się w stronę łóżka. Mała przez chwilę obserwowała psa, siedząc na ziemi, później jednak podniosła się i stanęła obok siedzącego Burna.
    — Widzisz, Ild. Vann przeżyła. — mruknęła cicho, nalewając sobie herbaty z dzbanka.
    — Vann? Woda? Dlaczego akurat woda? — Przyzwyczaił się do tego, że Snø nazywała ludzi tak, jak było jej wygodniej. Nie lubiła imion, dlatego zwykle wybierała krótkie norweskie słowa, które kojarzyły jej się z konkretnymi cechami osób.
    — Bo woda to życie. Bo wpadła do wody. Bo gdy ogień i śnieg się spotykają, powstaje woda. Bo jeśli Ci nie pasuje, to zacznę ją nazywać Dung. — Wyszczerzyła zęby i usiadła z boku, siorbiąc powoli gorący napój.
    Burn był zły. Snø nie miała żadnych problemów z uleczeniem jego i psa, ale dziewczynę zostawiła nieprzytomną. W dodatku nie chciała mu powiedzieć, co powinien zrobić, więc nie zrobił nic.
    Gdy dziewczyna otworzyła oczy, Snø oderwała się od kubka i utkwiła w niej nieruchomy wzrok. Raw chciał się podnieść, ale mała przytrzymała go za rękaw bluzy.
    — Zostaw. — Powiedziała szybko, gdy chciał wyrwać jej swoją rękę. — Nie jest niebezpieczna.
    Pies ułożył się na nogach dziewczyny i zaskomlał cicho. Snø wstała od stolika i mrucząc coś złośliwie o spaniu na podłodze jak dzikus, wyszła z pokoju. Burn zgasił lampy naftowe, które przytargała do domu mała, po czym zamknął za sobą drzwi, zostawiając dziewczynę samą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mógł zasnąć tej nocy, dlatego cały czas spędził, pilnując ognia w kominku. Obok niego Snø ułożyła się na futrze niedźwiedzia i spała ułożona w pozycji embrionalnej, czasem warcząc coś norweskiego przez sen. Nie mieli prądu, nie mieli czym płacić za energię — od małej przypuszczalnie nikt nie ciągnął mocy, a Burn za mało od siebie dawał — dostał dom, z resztą radzili sobie sami. Nie zastanawiał się, jak to możliwe, że Snø zachowała całą swoją moc. W miasteczku było niewiele dzieci, domyślał się, że Rada mogła nie zaklasyfikować jej jako potrzebne źródło energii lub ewentualne niebezpieczeństwo. O jej umiejętnościach wiedział tylko, że była uzdrowicielką jak Harriette. Momentami miał wrażenie, że kryło się za tym coś więcej, ale nie pytał.
      Nie ufał temu miastu. Nie ufał otaczającym go lasom. Nie ufał ścianom, które miał wokół siebie. I choć noc była jego porą, to teraz ciemności za oknami mu przeszkadzały. Czuł się dodatkowo mniej bezpiecznie, wiedząc, że w pokoju u góry śpi obca istota. Ufał intuicji małej, ale dopuszczał możliwość, że tym razem mogła się pomylić. Vann, kimkolwiek była, wydawała mu się w pewien sposób znajoma. Miał niejasne wrażenie, że coś o niej wie, ale nie mógł przypomnieć sobie, czy jest to coś pozytywnego, czy negatywnego. Snø odmawiała mu pomocy, mimo że widział wyraźnie, że coś ją mocno dręczy, odkąd wyciągnęli dziewczynę z wody. Po raz pierwszy spała z łukiem w zasięgu ręki. I, co zauważył z zaskoczeniem, po raz pierwszy spokojnie przesypiała w noc.

      Możesz bić.
      Burn

      Usuń
  28. [Dziękuję za miłe słowa odnośnie postaci, jak również za powitanie. Już czuję się jak u siebie w domu i mam nadzieję, że ten blog długo pociągnie :)
    W sumie jak Anioł Śmierci Azrael zna każdą istotę na tym ziemskim padole, gdyż musi odłączyć duszę od ciała, więc musi również wiedzieć gdzie przebywają :)
    Inaczej mówiąc jak Tobie będzie wygodnie. Mogę zrobić tak, że będzie wiedział a będzie udawał, że nie wie kim jest ojciec Maisie :)]

    Azrael

    OdpowiedzUsuń
  29. [Jolene do najbardziej przykładnych nauczycielek nie należy, ani specjalnie talentu do dzielenia się swoją wiedzą nie ma, ale jeśli Ci to nie przeszkadza to dla mnie wątek brzmi ok. Zaczęłabym jednak nie od początku ich relacji, a gdzieś od połowy. Co myślisz?]

    Jolene Odelle

    OdpowiedzUsuń
  30. [Niestety, Rynwar w zimie przemienia się w smoka najrzadziej jak tylko może bo jest mu po prostu za zimno :c Jedynie w ostateczności to robi.]
    Rynwar

    OdpowiedzUsuń
  31. [Ja tam z Azraelkiem jestem otwarta na takie relacje, bo lubię utrudniać moim postaciom życie i z chęcią zobaczę jak Azrael będzie próbował być kimś w rodzaju pocieszyciela :)]

    Azrael

    OdpowiedzUsuń
  32. [Toteż zaczynam i wybacz za czekanie.]
    Bar "Bruderschaft" może i nie był pięciogwiazdkową restauracją, ale miał dwie ogromne zalety: Scenę, gdzie można dawać występy i właścicielkę, która na to wszystko pozwala. Obie pozwalały Nico na robienie tego co kocha najlepiej. Dzięki temu mógł zabawiać ludzi. Może i był zimnym draniem, może i polował na inne istoty dla Lucyfera, ale na scenie zmieniał się nie do poznania. Stawał się jednoosobową orkiestrą, dyrygentem dla samego siebie. Decydował o wszystkim co się dzieje na deskach.
    Tego wieczora również dawał występ. Bar może tym razem nie pękał w szwach, ale "prawdziwy aktor gra nawet dal jednego widza". Uprzedzając myśli, aż tak tragicznie na widowni nie było.
    Po słowach zapowiedzi:
    - A przed wami wielki Devon! - Niccolo w kłębach dymu pojawił się na deskach sceny. Osoby będące na sali klaskały, cieszyły się i śmiały.
    Nico z uśmiechem rozejrzał się po sali.
    - Poszukuję pięknej Pani. - pstryknął palcami i na dwadzieścia centymetrów uniósł się nad ziemię i zaczął lewitować po sali. Unosił się na wietrze, jakby był lekki jak piórko. Swoimi oczyma wypatrzył młodą dziewczynę, o miłym wyrazie twarzy. - I znalazłem. - machnął ręką od dołu do góry. Jej krzesło uniosło się, Nico odwrócił się ku scenie i razem gęsiego udali się w tamtą stronę. Po drodze powiedział tylko - Nie bój się, nic Ci nie zrobię. Nie musisz nic mówić.
    Gdy dotarli już na estradę postawił ją na ziemię i sam również wylądował.
    - Dziś pokażę wam tylko jedną sztuczkę. Za to taką, która zamrozi, albo raczej rozgrzeje wam krew w żyłach. Na waszych oczach - ustał za dziewczyną i położył swoje ręce na jej ramionach. - ta piękność zapłonie żywym płomieniem. - szczęki opadły wszystkim tak nisko, że zebrali cały kurz z podłogi. Wyszeptał tylko na ucho do nowej asystentki - Nie bój się.
    Wyprostował się. Od ramion powoli muskał ręce dziewczyny najpierw jedną, a później drugą. Z każdym jego dotknięciem ubrania dziewczyny zaczęły płonąć. Powoli zaczął pojawiać się ogień. Nie był to jednak zwykły płomień, nie robił krzywdy. To był raczej zimny ogień, ale nie był on iluzją. Od kiedy Nico otrzymał dar, przestał kłamać na scenie.
    Po chwili dziewczyna zapłonęła cała i zniknęła w kłębie dymu. Gdy obłoki opadły oczom wszystkich ukazał się tylko magik. Uśmiechnął się i rozłożył ręce. Wszyscy zamarli. Patrzyli z wyczekiwaniem na to co będzie dalej. Niccolo z rękawa zaczął wyjmować zwiniętą szmatę. Po jakichś dwóch minutach miał już całą w rękach i okrył nią krzesło. Wyciągnął przed siebie ręce i zamknął oczy. Płachta zaczęła się powoli unosić jakby pod nią coś wyrastało. Nagle otworzył oczy i szybkim ruchem ściągnął materiał. Pod nim pojawiła się, potraktowana wcześniej ogniem, dziewczyna. Magik ustał obok niej, pstryknął palcami, a jego ręka nagle zapłonęła i zgasła odsłaniając przepiękną czarną różę, którą wręczył asystentce.
    - Wielkie brawa dla tej pięknej Damy!
    Widownia szalała, a Nico zniknął w kłębach dymu i znalazł się w swojej garderobie. Nalał sobie whiskey i rozsiadł się w wygodnym fotelu, by odpocząć.

    OdpowiedzUsuń
  33. [Po raz pierwszy spotykam się z takim szybkim powitaniem! I też witam, tekst wyjustowany (wiedziałam, że o czymś zapomniałam) ELEN! <3 Tylko taki wkradł ci się mały błąd, bo masz napisane Blen ;P
    To ja bym wątek zaproponowała, ale... główka chwilowo pusta, no chyba, że chcesz żebym pisała całą historię o tym jak to Hestia niechcący podpaliła jej jakąś książkę ;P]

    Hestia

    OdpowiedzUsuń
  34. [Tak, dobrze myślisz. To natomiast jest napisane tak, byś mogła elastycznie się dostosować :D ]

    OdpowiedzUsuń
  35. [ Skądże, Maisie. Życzę Ci tylko dobrej nocy. Trzymaj się i czekam na odpowiedź. ]

    OdpowiedzUsuń
  36. [Czasem i takie banalne pomysły są najlepsze :)
    Wiem, że wymyśliłaś, ale czy chcesz zacząć? Jeśli ja mam to zrobić to dopiero jak wrócę z pracy, bo zaraz zmykam spać :)]

    Azrael

    OdpowiedzUsuń
  37. [Ojej, miło mi!
    Życzę miłego czytania i cieszę się, że się buźka podoba.]

    Excalibur

    OdpowiedzUsuń
  38. [Cieszy mnie Twój entuzjazm :D Więc skoro czekałaś na takiego Erika to może jakiś wątek? Erik jest lekarzem jak widać, mimo wszystko chciałby pomóc jak największej liczbie osób. Prowadzi też samotniczy tryb życia bo zamieszkuje obrzeża miasta, w centrum pokazuje się tylko jeśli potrzeba komuś jego umiejętności no i czasem uzupełnić zapas leków, sprzętu czy wyposażenia domu, obowiązuje go też tajemnica lekarska więc mógłby być dobrym kandydatem do jakiegoś terapeuty dla Maise, mam rację? Jej przypadłość mógłby zrozumieć bo sam cierpi na schorzenie czysto psychiczne bo łączy się z germańską boginią, którą uważa za swoją partnerkę życiową :D]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Sorki, zapomniałem się podpisać]

      Erik

      Usuń
  39. [Dobrze, mi pasuje nawet i takie cuś. Pozwolisz, że ja zacznę? Ale to raczej dopiero jutro w okolicy popołudnia bo teraz ciężko mi będzie sklecić słowa na tyle by były choć w części zrozumiałe. No chyba, że się uprzesz argumentując to dużą ilością weny w tej chwili to odstąpię :D]

    Erik

    OdpowiedzUsuń
  40. [Ja Ci wiszę wątek na Londynie, wiem, będę nadrabiać to. Nie będę się usprawiedliwiać, po prostu go zacznę. :D
    Dziękuję za przywitanie!]

    Anushka

    OdpowiedzUsuń
  41. [Zaczęłam tam już. :D]

    Anushka

    OdpowiedzUsuń
  42. [Dziękuję. Maisie jest urocza, doprawdy. A przynajmniej ja ją tak postrzegam. :)]

    OdpowiedzUsuń
  43. Jako nowy mieszkaniec Last Salvation postanowił podjąć próbę zapoznania się z miasteczkiem, głównie z powodu brakach w spiżarni. Na wiosnę i w lecie poradzi sobie sam bo preferuje żywność wyhodowaną własnymi rękoma, natomiast teraz musiał polegać wyłącznie na miastowych kramikach, piekarniach i rzeźniach. Tak więc w pewne zimowe południe odwiedził Last Salvation. Od razu przykuł go szyld piekarni i wydobywający się z komina dym świadczący, że świeże pieczywo jest tutaj non stop wypiekane. Nie pomylił się. Wyszedł z budynku z odchudzonym portfelem o parę funtów, ale wyposażony w papierową torbę wypełnioną kilkoma ciepłymi bułkami. Z góry wiedział, że nie doniesie ich w pierwotnej liczbie do domu więc znalazł sobie pustą ławkę, dłonią w rękawiczce zrzucił z niej śnieg i przysiadł sobie wygodnie zakładając nogę na kolano. Mimo zimowej pory było mało wietrznie, a w efekcie zimno nie szczypało w twarz. Wziął do ręki pierwszą z wierzchu bułkę i odgryzł spory jej kawałek. Dobrze wiedział, że ciepłego pieczywa się nie je, ale nie potrafił odmówić takiej pyszności. Nie minęła chwila, a jakiś zapewne bezpański pies rasy husky przypałętał się pod jego nogi i wpatrując się zachłannie w bułkę machał jak szalony ogonem skomląc cicho. Erik lubił psy. Ba, uwielbiał je ze z całej ziemskiej fauny. Uśmiechnął się do stworzenia lekko i oderwał kawałek pieczywa rzucając psu pod przednie łapy. Ten wbił pysk w śnieg coby jak najszybciej dorwać się do kawałka jedzenia, który wchłonął w ciągu kilku sekund. Erik nie poskąpił mu kolejnych kilku kawałków, nie przejmował się, że pies może się do niego już przyczepić na długi czas. W sumie czemu by nie miał mieć psa? Husky po takich podarkach dał się w końcu pogłaskać po głowie i grzbiecie. Lecz Erik nie wiedział, że właścicielka zwierzęcia jest w okolicy bo pewnie nie byłby aż tak hojny i otwarty względem psa. Nie chciał po prostu zostać zbesztany o to, że daje biednemu, delikatnemu psiakowi takie proste i niezdrowe jedzenie, jak on musi jeść specjalnie przyrządzoną cielęcinę wysokiej jakości. Choć wiedział, że pies jest mądry i jak sam uzna dany mu posiłek za nieodpowiedni to go nie ruszy. W przeciwieństwie do człowieka, który przekonany, że spożywa zwykły chleb tak naprawdę jadł mieszankę wody, mąki, drożdży i trocin. Naziści nawet na takiej prostocie jak chleb próbowali oszczędzać.

    [Wybacz za pokierowanie psem według własnego uznania, ale zapomniałem jaki miałem wczoraj pomysł na wątek i musiałem łapać się brzytwy. Wybacz mi to.]

    Erik

    OdpowiedzUsuń
  44. [Wybacz moje nierozgarnięcie, ale praca mnie wycieńczyła. Już zaczynam :3]

    Wieczór w Last Salvation zaczął się dla Azraela niczym nowym. Rutynowy obchód po całym paranormalnym miasteczku. Jako stróż nocny musiał pilnować porządku na ulicach. Niemalże porównywalne było to do godziny policyjnej w czasie wojen, ale w Last Salvation była swoboda ruchu wieczorem, więc Azrael interweniował gdy łamało się prawo.
    Chodził sobie tak już od kilkudziesięciu minut gdy znienacka dostał kulką śnieżną prosto w tył głowy. Złapał się w to miejsce, po czym otrzepał się i odwrócił się by zobaczyć czyja to była śnieżka.
    Zobaczył w oddali nie kogo innego jak Maisie Watson, więc wydukał, że to była jej sprawka. Pokręcił głowę i uśmiechnął jednym kącikiem ust.
    - Celny strzał. - zawołał do dziewczyny, otrzepując resztki śniegu z okolic ramion.

    Azrael

    OdpowiedzUsuń
  45. Z zamkniętymi oczyma siedział oparty w swoim fotelu trzymając szklankę whiskey. Myślami powędrował do Włoch. Przypomniała mu się rodzima Wenecja. Cuchnące kanały wokół, faszystowskie flagi znane z wcześniejszych lat, parada, Mussolini na czele żołnierzy wchodzących do garderoby Nico bez pukania.... A jednak nie. To nie byli faszystowscy posługacze faszystowskiego ustroju na czele którego stał cudowny Duce narodu włoskiego. To jego nowa asystentka, która była główną atrakcją dzisiejszego wieczoru czarów i magii. Ta, która płonęła dzisiaj żywym płomieniem, czy to z rozkoszy... czy nie z własnej woli.
    - Nie będziesz przeszkadzać, jeśli na drugi raz nauczysz się pukać do drzwi. - rzucił mając nadal zamknięte oczy. Nico nie lubił, gdy naruszano jego prywatność. Kiedy ktoś wchodził do niego bez zapowiedzi potrafił z hukiem wyrzucić robiąc nieraz w ścianie drugie wyjście.
    - Napijesz się czegoś? Barek mam pełny. Na koszt firmy, więc można korzystać. – Delilah może nie należała do najmilszych osób, ale potrafiła zadbać o kurę znoszącą złote jajka. Nie to, żeby bar wcześniej nie funkcjonował dobrze, ale dodatkowe zyski z obrotów zawsze świetnie wyglądają.
    Nico wstał i otworzył barek. Wyciągnął butelkę słodkiego wina, wódkę do drinków, zaś karafka z whiskey stała już na widoku. – Do wyboru, do koloru. – rzucił obojętnie i wrócił na swoje miejsce.
    - Co, więc Cię sprowadza do mojej prywatnej strefy? A… i dzięki za to, że nie krzyczałaś. Poza tym, fajnie płonęłaś. – uśmiechnął się szyderczo i zmierzył dziewczynę od góry do dołu. – Jak Ci w ogóle na imię, moja droga?

    OdpowiedzUsuń
  46. [PRZEPRASZAM. Za zwłokę oczywiście.
    Tak, jest materialny, poniżej spróbowałem trochę przybliżyć Cienia. Nie wiem, czy się udało, ale zapraszam na lanie wody. ; D]

    To było jego ulubione drzewo. Jeśli słusznie oceniał, a nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby się pomylić w swoim osądzie, rosło mniej więcej w środku lasu i być może kiedyś zasługiwało na swoją dumną pozycję, być może słusznie dźwigało ciężar bycia centrum i wśród innych roślin wyróżniało się ze względu na swoją potęgę. Potrafił zobaczyć ten widok oczyma wyobraźni, ale jeśli miał użyć realnego zmysłu, dostrzegał nędzę i rozpacz. Drzewo wciąż się wyróżniało, ale ze względu na coś innego niż kiedyś. Wokół wynosiły się inne — potężne, pyszne i zapełnione liściami (oczywiście w odpowiednich porach roku), które naprawdę mogły imponować, więc stary sękaty, pomarszczony jak opuszki palców po długiej kąpieli, złamany w pół i porażający swoją nagością pień rzucał się w oczy.
    Zabawne, że nawet coś tak słabego wciąż potrafiło rzucać cień.
    Nie miał powodów, by wybrać to drzewo jako swoje ulubione. Nie miewał ulubieńców. Brzydził się słabości. Nie wynosił z tego żadnych korzyści. Ponadto kształt ten przypominał mu coś, czego nie chciał już pamiętać, a czego nie potrafił wyrzucić z umysłu. Miał wiele powodów, by podjąć próbę unicestwienia tej części przyrody, a jednak wolał wpatrywać się w niemym podziwie.
    Skrzywiony konar przypominał mu dłonie wykrzywione reumatyzmem. Prawdopodobnie nikt inny nie miałby tak dziwnego skojarzenia, ale przecież one nie muszą być racjonalne. Emocje Yoëla zazwyczaj były wytłumione, jeśli ktoś by potrafił je wykryć, odczuwałby je jakby zza ciężkiej zasłony, jednak zdarzały się chwile, kiedy jakieś uczucie atakowało z niesamowitą siłą. Wspomnienie związane z dłońmi starego człowieka, któremu ciężka choroba nie przeszkodziła w niesieniu cierpienia, wywoływały gwałtowne zmiany nastroju w Hardersie. Być może dlatego tutaj przychodził. Dzień w dzień wędrował do środka lasu i przyglądał się drzewu przez kilka minut, rozkoszując się przywilejem odczuwania. To go uczłowieczało, a Yoël Harders był istotą, która nade wszystko pragnęła być człowiekiem.
    Przynajmniej tak myślał, bo w rzeczywistości to stwierdzenie było sporym uproszczeniem.
    Istniał od zawsze, był integralną częścią wszechświata, jednak niegdyś był tylko cieniem. Niczym więcej, niczym mniej. Zlewał się z otoczeniem, nie zyskał autonomii, można było pominąć ten etap we wspominaniu życia (to nawet nie jest odpowiednia nazwa!) Yoëla, skoro nie był wówczas samodzielnym bytem. A może... Może tak nie było, może powstał później, a wcześniejsze okresy sam na siłę doczepił do swoich wspomnień, chcąc sam sobie wydać się kimś potężniejszym? Istota istniejąca od lat budzi większe poważanie niż młokos, który świata nie poznał nawet powierzchownie.
    Kiedyś był człowiekiem... Nie, później nim się stał, najpierw był jedynie człowieka odbiciem. Nawet nie pamiętał, kiedy jego człowiek się urodził, a co gorsza, nie pamiętał, kiedy od niego uciekł. Przynajmniej jeśli chodzi o datę, bo potrafił przypomnieć sobie wydarzenia z ucieczką powiązane. Życie swojego człowieka pamiętał wybiórczo i jakby przez mgłę, jednak gdzieś w nim te wspomnienia tkwiły. Wiedział, czym jest piekło wojny. Wiedział, czym jest zawód szpiega. Wiedział, co się dzieje, gdy szpieg zostanie zdemaskowany...
    Dłonie powykręcane reumatyzmem zadawały ból, a sękaty pień był tego odbiciem, tak jak Yoël był czarnym odbiciem swojego człowieka. Nie tylko ciemnym kształtem pojawiającym się na bruku, ale także mroczną stroną, złą częścią podświadomości.
    Uciekł. Krok pierwszy — zyskał autonomię. Krok drugi — zyskał ciało ludzkie. Nie ukradł, nie zawładnął czyimś, wykształcił własne. W tajemmiczych okolicznościach. Czy był człowiekiem? Przez chwilę tak myślał, ale nie, nie był. Był Cieniem. Mrok był jego żywiołem, dawał mu siłę, a on potrafił się z nim zlać — w dużym uproszczeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mu pasowało. Dzięki temu mógł poradzić sobie w normalnym społeczeństwie... Trafił jednak do Last Salvation. Najbardziej podobało mu się, że wreszcie był kimś. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w starciu z potężnymi istotami żyjącymi w tym miasteczku nie miałby większych szans, ale dysponował gorszą bronią niż siłą fizyczną. Miał informacje. Poza tym trudno skrzywdzić kogoś, kto jest nieuchwytny.
      Jego człowiek taki nie był. Złapano go. Dłonie jak sękaty pień zadawały ból. To zabawne, że te żałosne ręce coś takiego potrafiły. To zabawne, że to nędzne drzewo wciąż rzucało cień. Yoël skrył się w nim.
      — Mara! — usłyszał nawoływanie.
      Czyżby to ktoś jego szukał? Mary nocne przecież często były z cieniem powiązane...
      Yoël zlał się z otoczeniem, był więc niezauważalny. Istota dysponująca odpowiednią mocą mogła go jednak wyczuć. Na przykład zwierzęta. To było frustrujące — nawet zwykły, zapchlony kundel mógł go zdemasmować. Harders nie wiedział, dlaczego tak się działo, pocieszał się jednak tym, że przynajmniej jego obecność nie działała na zwierzęta korzystnie. Pies, sądząc po imieniu zapewne suka, nazwana Marą także nie była wyjątkiem.
      Czyżby tak zadbane zwierzę mogło samo pałętać się po lesie? Nie sądził. Cienie miały coś wspólnego z psami — również posiadały swojego człowieka, a przynajmniej powinny. Yoël uciekł, Mara na szczęście nie, a więc gdzieś wśród drzew powinien kryć się i właściciel.
      Nie mylił się. Kiedy Harders dostrzegł jakąś kobietę, wychynął z mroku; stał się widzialny, materialny.
      — Nie sądzisz, że to niebezpieczne? — zapytał chrapliwym głosem, nie precyzując, co ma na myśli, mówiąc o niebezpieczeństwie. — Coś wystraszyło twojego kundla.
      Wiedział, że pies kundlem nie był. I wiedział, czym było coś, które spowodowało lęk.

      ~ Yoël Harders

      Usuń
  47. Asmodeusz był Szałem. Był gniewem, rozszerzeniem naczyń krwionośnych na twarzy, drżeniem rąk zaciskających się w pięści. Był złością, łzami bezsilności napływającymi do oczu, naprzemiennym rozszerzaniem i zaciskaniem strun głosowych podczas krzyku. Był furią, szaleństwem widocznym w roziskrzonych tęczówkach, przyspieszonym oddechem. Był grzechem, słodkim i zakazanym pocałunkiem, pchnięciem noża w miękkie ciało.
    Był impulsem. Delikatnym, a mimo to pobudzającym każdą komórkę ludzkiego ciała. Wystarczyło przesłanie pojedynczej myśli, by wywołać w śmiertelniku furię o nieokiełznanej sile sprawczej. To był jego dar otrzymany po Upadku, zdolność manipulacji, namawianie do czynów niezgodnych z prawem moralnym zjadaczy chleba.
    Wbrew pozorom Diabeł w ludzkiej powłoce zwykł być osobą spokojną. Chaos panował wewnątrz niego, skupiał się w jego duszy, nie wypływając na zewnątrz. Owszem, otaczała go aura mroku i śmiertelnik z nieco bardziej wyczulonym instynktem nie czuł się w jego towarzystwie bezpiecznie, lecz na pierwszy rzut oka nie był nikim więcej jak tylko wysokim, przystojnym mężczyzną, bo właśnie taką postać przyjmował najczęściej. Negatywne emocje tworzyły go, był wręcz ulepiony na ich bazie i co poniektórzy potrafili to odczuć, nawet jeśli jego wygląd wskazywał zupełnie co innego. Pozory myliły, bo demon mógł przybrać postać najpiękniejszego z aniołów, co jednak nie zmieniłoby jego prawdziwego przeznaczenia, jakim było wywoływanie konfliktów. I to nie takich dotyczących sprzeczki o nie odkurzenie salonu. Były ty często spory na tle międzynarodowym, wojny i walki poróżniające całe rzesze ludzi.
    W Last Salvation Asmodeusz pojawił się około pół roku temu i od tamtej pory był dość grzeczny. Zdarzało mu się podpuścić kogoś do bójki, wywołać kłótnię samym spojrzeniem czy nakłonić jedną z kobiet do grzechu, lecz było to potrzebne do wzmacniania jego sił. Karmił się bólem i cierpieniem, chłonął złe emocje, odczuwał satysfakcje z nawet najmniejszej potyczki. Te drobne elementy utrzymywały jego moc, były pokarmem jego duszy.
    Zapadał wieczór, gdy Książę Piekieł postanowił wybrać się na spacer. Pogoda, jak na grudzień, była znośna i brunet chciał z tego skorzystać. Znalazłszy się na zewnątrz, wcisnął dłonie w kieszenie, a twarz ukrył w grubym szaliku, ruszając na obrzeża miasteczka. Nie miał ochoty na hałas i towarzystwo ludzi, musiał zapanować nad palącym gniewem jaki drzemał w jego wnętrzu. Szał próbował się wydostać, przejść na śmiertelników i wywołać kolejną wojnę. Asmodeusz musiał odpowiednio dozować każdą dawkę, nie chciał przecież zniszczenia Last Salvation, które ostatnimi czasy stało się jego tymczasowym domem.
    Wkroczył między drzewa, upajając się zapachem lasu. Wziął kilka głębszych oddechów, doceniając w duchu świeżość powietrza. W milczeniu szedł przed siebie, a śnieg cicho skrzypiał pod jego ciężarem.

    Asmodeusz

    OdpowiedzUsuń
  48. [Z tej miłości to mi się, kotek, nie podpisałaś. Ale cieszę się, bo prawdę mówiąc miałam problem z doborem zdjęć dla mojego gburka.]

    A. Morgan

    OdpowiedzUsuń
  49. [Jak mówiłam, nie jest to akcja najwyższych lotów :< Ale przyszło mi do głowy coś takiego, iż Maisie mogłaby nabrać chęci na pojeżdżenie na łyżwach na jakimś zamarzniętym zbiorniku wodnym :D Z tym, że lód zacznie się załamywać i wtedy TA DAM! Proszę bardzo, Kot taki waleczny, taki bohaterski i w ogóle uszanowanko, uratowałby ją od zmienienia się w bryłkę lodu.]

    Alastar Wright

    OdpowiedzUsuń
  50. [zróbmy to http://pudelekx.pl/czarownica-w-kawiarni-niesamowity-wkret-13632 :D ]

    OdpowiedzUsuń
  51. [Ślicznego gifa teraz masz, muszę przyznać.
    Dukke jest stosunkowo nowy w miasteczku, więc istnieje prawdopodobieństwo, że włóczyłby się w środku nocy, co zaniepokoiłoby Twoje dziewczę. Przecież zima w pełni, a ten zagubiony i nieodpowiednio ubrany, bo przecież ona nie musi zdawać sobie sprawy na kogo trafiła.
    Hm?]

    Dukke

    OdpowiedzUsuń
  52. [Ahh ja się jeszcze nie odwitałam tutaj. Dzięki za przywitanie i na pewno będzie dobra zabawa :D
    Jak wykminie jakiego wątka to tutaj na pewno się zgłosze :D]
    Algar

    OdpowiedzUsuń
  53. [będzie wstyd się przyznać, że w zasadzie nigdy tego nie oglądałem? ;D witam witam i przyznaję, że bardzo ciekawie napisana karta. dlatego tak bezczelnie i bez pomysłu pytam o wątek.]

    fenris

    OdpowiedzUsuń
  54. [Też mi się bardzo podoba. Pochwalam za kartę, fajnie napisana - przyjemnie i lekko się ją czyta, aczkolwiek nie jest banalna. ;)
    Jak już tu jestem to chętnie bym powątkowała. Powiedz mi czy ona swojego ojca?]

    Morai.

    OdpowiedzUsuń
  55. [Nie ma to jak zjadać słowa, tak to jest jak się przed obiadem coś do kogoś pisze, wybacz -.-.
    Chodziło mi o to czy ona zna swojego ojca, bo nie wiem czy dobrze zrozumiałam informacje w karcie, że nie bardzo.]

    Morai.

    OdpowiedzUsuń
  56. [nie wiem, czy mogę sobie pozwolić na tworzenie już jakiejś więzi pomiędzy nimi, ale łatwiej przychodzi mi wymyślanie gotowej znajomości, niż zaczynanie wszystkiego od nowa. nie jestem pewien, czy dobrze rozumiem tą chęć ucieczki Maisie, ale mogliby z fenrisem, załóżmy jako dobrzy kumple/ przyjaciele przez jakiś czas próbować wplątać się w życie innego miasteczka, uciekając z last salvation. a że nieco różniliby się jednak od zwyczajnych ludzi, wpadliby w jakieś tarapaty - jako obiekty badań jakiegoś psychola czy coś ;D póki co to mi przyszło do głowy.]

    fenris

    OdpowiedzUsuń